Jurij Koliada (operator kamery Państwowej Radiotelewizji USRR):
25 maja przyjechaliśmy do Czarnobyla i długo szukaliśmy kogoś, z kim moglibyśmy pojechać do elektrowni. […] Znaleźliśmy chłopca, który dyżurował przy ochronie byłej „Silhosptechniki”. Poprosiliśmy go. […] Poszedł do garażu i wyprowadził samochód–polewaczkę. Rozbity, strasznie wyglądający, ale jeżdżący.
Z Apszą Wasylowym, dziennikarzem, który robił reportaże telewizyjne, wsiedliśmy do samochodu. Założyliśmy maseczki. […] Nasz chłopiec zapytał:
– Macie jakieś pozwolenie? Cokolwiek?
– Jakie pozwolenie? Delegacji nie ma.
– W takim razie zawiozę was od strony rejonu montażowego, tam o nic nas nie spytają. Tam można podjechać do reaktora w ogóle bez jakichkolwiek przepustek.
[…]Minęliśmy fabrykę betonu i zbliżyliśmy się do elektrowni atomowej. Zobaczyliśmy, że 100 metrów od nas pracują buldożery. […] Przygotowałem kamerę. Buldożery 25 metrów od nas. Spojrzałem, w środku nikogo nie ma. „Chłopcy, one są zdalnie sterowane”.
[…]Weszliśmy na teren, podeszliśmy do trzeciego bloku, tam pracowali żołnierze. Strasznie mnie zdziwiło, że pracowali bez dozymetrów. Dozymetr miał tylko dowódca, a chłopcy pracowali w „chusteczkach”, przy pracy wzbijał się nieprawdopodobny kurz. Miejsca, gdzie nie można było podejść z techniką, czyścili w sposób prymitywny: łopaty, miotły do liści…
Paweł Moczałów (student):
Po dwóch miesiącach od awarii, a nie po trzech dniach, jak obiecano podczas ewakuacji, mieszkańcom pozwolono przyjechać na bardzo krótko, żeby zabrać coś z majątku osobistego.
W źle dobranej odzieży ochronnej, z nieumiejętnie zawiązanymi maseczkami, podchodzili do swoich domów rodzinnych. Mało kto z nich nie płakał. Trzęsącymi się rękoma nie mogli otworzyć mieszkań, potem łapali cokolwiek ze słowami: „Zmierz to”. Można było zobaczyć rozpacz narzeczonej, kiedy jej sukienka ślubna okazała się skażona albo ból młodego małżeństwa, gdy okazało się, że w pokoju ich akademika, przy ulicy Kurczatowa, okno było rozbite i nie było czego wywozić…
Nierzadko napromieniowanie w mieszkaniu znacznie przewyższało normę. […]Byli tacy, którzy wysłuchawszy uprzedzeń o możliwości związku promieniowania z zachorowaniami na raka, wysłuchawszy ostrzeżeń co do skażenia dywanów, co do powtórnej kontroli przy wyjeździe z zony (zdaje się w Dibrowie) kombinowali, żeby jakimś sposobem wywieźć wszystko… […] Byli i tacy mieszkańcy Prypeci, którzy dowiedziawszy się o skażeniu swoich rzeczy, brali siekiery i rąbali: „Żebyście wy tego nie mieli”.
Z ukraińskiego przełożyła Katarzyna Jakubowska-Krawczyk
Wybuch w elektrowni atomowej w Czarnobylu był największą katastrofą jądrową XX wieku.
Elektrownia jest położona 18 kilometrów od miasta Czarnobyl, zaś w jej bezpośrednim sąsiedztwie równolegle wznoszono miasto Prypeć, mające zapewnić dobre warunki bytowe pracownikom elektrowni i ich rodzinom. Dwumilionowy Kijów leży zaś zaledwie 110 kilometrów od elektrowni.
Wypadek nastąpił 26 kwietnia 1986 w wyniku przygotowywanego eksperymentu przeróbki turbogeneratorów. Wzrost ciśnienia pary wodnej w reaktorze doprowadził do eksplozji, uszkadzając 1200-tonową osłonę antyradiacyjną. Nastąpił wybuch, niszczący cały budynek czwartego reaktora. Zapaliły się izolujące reaktor bloki grafitu. Zanim po dziewięciu dniach je ugaszono, wyrzuciły do atmosfery ogromne ilości cząstek promieniotwórczych, w postaci chmury radioaktywnego pyłu, mierzącej ponad kilometr wysokości.
Praca nad usuwaniem następstw katastrofy trwała wiele dni. Przybyli zaraz po wybuchu strażacy nie zostali poinformowani o powodach pożaru, gasili go więc wodą, która po wymieszaniu z paliwem jądrowym wytworzyła radioaktywną parę. Nad ranem, gdy nie widać już było płomieni, likwidatorzy za pomocą łopat zagarniali rozrzucony grafit i inne substancje w stronę dziury po reaktorze.
Używane w pracy maszyny okazały się mało wydajne, zastępowano je więc ludźmi. Przy usuwaniu skutków katastrofy pracowało około 3,5 tysiąca młodych żołnierzy, z których większość nie przekroczyła 30. roku życia. Czyścili teren koło reaktora, odgarniali radioaktywny gruz nieprzystosowanymi do tego narzędziami. Sami robili sobie osłony przed promieniowaniem. Praca trwała bez przerw. W nagrodę za swe poświęcenie dostawali po 100 rubli i dyplom.
Dopiero 6 maja udało się powstrzymać emisję radioaktywnych substancji do atmosfery. Jak jednak szacują badacze, dopiero po 300 latach ich poziom w tym miejscu będzie obojętny dla organizmu człowieka.
Oficjalne źródła sowieckie o katastrofie nie poinformowały. Jako pierwsi na jej trop wpadli 28 kwietnia rano szwedzcy naukowcy z elektrowni Forsmark – znajdujący się tam dozymetr wykazał podwyższone stężenie substancji radioaktywnych. Również Stacja Służby Pomiaru Skażeń Promieniotwórczych w Mikołajkach zanotowała wzrost radioaktywności o kilkaset procent. 28 kwietnia w Warszawie stężenie promieniotwórcze było 80 tysięcy razy większe niż zazwyczaj. W kolejnych dniach chmura radioaktywnego pyłu rozprzestrzeniła się, oprócz najbardziej dotkniętych terenów Białorusi i Ukrainy, nad Europę Środkową, Skandynawię, Bałkany, dotarła aż do Włoch.
Dopiero 28 kwietnia o 21.00 agencja TASS poinformowała, że doszło do awarii Czarnobyla, ale sytuacja jest pod kontrolą. Na pierwsze oficjalne oświadczenie władz przyszło jednak czekać do 30 kwietnia, kiedy poinformowano społeczeństwo: „Awaria nastąpiła w jednym z pomieszczeń czwartego bloku energetycznego i spowodowała zniszczenie części konstrukcji reaktora, jego uszkodzenie i zapewne wyciek substancji radioaktywnych”.
W obawie przed rozpowszechnianiem się „plotek” z zachodnich mediów – podsłuchiwano rozmowy telefoniczne i przerywano je, gdy schodziły na temat Czarnobyla. Kijów jednak pustoszał. Zostali w nim głównie mężczyźni, którzy swoje rodziny w obawie przed skutkami katastrofy wywieźli z miasta. Ze sklepów zniknęło czerwone wino, ponieważ wierzono, że chroni ono przed promieniowaniem.
Oficjalne media starały się nie wzbudzać paniki, aby nie przyćmiła ona obchodów 1 maja. Władze republiki domagały się, aby we wszystkich miastach Ukrainy obywatele hucznymi pochodami uczcili święto pracy. Ministerstwo Zdrowia skorygowało normy dotyczące dawki dopuszczalnego poziomu promieniowania, tak by nie zostały one przekroczone na zbyt rozległym obszarze. O tym, że ludność jest całkowicie bezpieczna, miał także przekonywać rozpoczynający się w tych dniach w Kijowie kolarski Wyścig Pokoju. USA, Wielka Brytania, Włochy, Niemcy i kraje Beneluksu nie wysłały jednak swoich sportowców na Ukrainę.
1 comment
Najbardziej ciekawe są wspomnienia Walentyna Bilokina , który mimo takiej dawki promieniowanie żyje.
Comments are closed.