AF: Może bym jeszcze trochę docisnął perspektywę czasową. Dobrze, robi pan już 20 lat cykl swoich sportowców i nie było widać, że to, co powstało, nagle jest już świadectwem, rzetelną kroniką czasów? Potrzebne było zewnętrzne oko, z Niemiec na przykład?
Chyba tak, chyba tak…
AF: A polscy znajomi, malarze, artyści?
Raczej śmiali się, mówili: „Słuchaj, widziałem dla ciebie fajny temat” albo „świetny tytuł”. Zresztą jestem bardzo czuły, jeśli chodzi o tytuły i nie szanuję artystów, którzy podpisują swoje dzieło „bez tytułu”, bo po prostu nie wiedzą, o co chodzi, sami nie wiedzą. Coś im się zrobiło…
PP: Nie dają żadnego tropu…
Nic, nic i liczą Bóg wie na co, i to jest gówno warte. W każdym razie ludzie z zewnątrz, przede wszystkim właśnie Niemcy, bo wtedy ta marka dobrze stała i miałem kontakty przede wszystkim z Niemcami, jeździłem do Niemiec, miałem różnych przyjaciół. Pracownicy ambasady niemieckiej bardzo kochali moich Sportowców i nawet ich kupowali. I bardzo się dziwiłem, że ludzie mogą kupować jakiś wychodek na zapleczu budynku, a facet mu smołuje ten wychodek, pod tytułem Syn Pomorza, i on kupuje ten obraz, i sobie wiesza w salonie. To dla mnie było w ogóle przedziwne zjawisko. I bardzo dużo tych Sportowców sprzedałem; to byli też francuscy kolekcjonerzy. Tak, dopiero ludzie z zewnątrz zobaczyli to zjawisko. Niemcy to są bardzo wykształceni obywatele, mają tysiąc razy więcej artystów niż w Polsce i tysiąc razy więcej muzeów niż w Polsce, i ośrodków, no i mają tysiąc razy więcej kasy… (śmiech) A byli przecież skazani na sąsiada i właściwie oni interesowali się bardzo Związkiem Radzieckim i do dzisiaj dla nich bardziej interesującym człowiekiem jest Putin niż, powiedzmy, Tusk…
PP: Przepraszam, skoro jesteśmy przy Putinie, to też mam takie pytanie. Skąd się wzięło zaprzestanie używania kolorystycznej konwencji, przeczytałem, że to było w 1981 roku. Czy to też nastąpiło naturalnie, czy to było świadome działanie?
To było świadome działanie, dlatego że stworzyłem taki zespół obrazów z cyklu Robotnicy i też robiłem dużo rysunków właśnie, takich jak to się na Wolnej Europie słuchało, jak to się tam stało, jak ta „Solidarność” pierdolnęła. I sobie pomyślałem, że to są bardzo brzydkie obrazy. Szare, brudno malowane, olejną farbą. Specjalnie taką konwencją. Prywatni kolekcjonerzy są tym mało zainteresowani. Kupują raczej muzea – wrocławskie, warszawskie, jak miał pieniądze – Radom… Tak że to już był świadomy wybór kolorystyki. I to są właśnie Robotnicy, i właściwie już o tym mówiłem, że ci kolorowi sportowcy to tacy właściwie szczęśliwi ludzie, którym jest potrzebne tyle, aby tylko mieli święty spokój, wódkę z piwem i czekanie.
Może nie pamiętacie, ale to było niesamowite, że się zapisywało do spółdzielni mieszkaniowych i się czekało. I te samochody na talony, to wszystko to właśnie było to. Tematów było od cholery, a Robotnicy to są właśnie ci moi Sportowcy, tylko już inaczej ubrani. Mają znaczki „Solidarności” w klapie, biało-czerwone opaski, sztandary i robią rewolucję. A ta rewolucja, i tak wiadomo, jest gówno warta. Rosjanie mieli rakiety, ale to wszystko przecież było z tektury, i dlatego to wszystko pierdolnęło, się rozleciało i byli sami zdziwieni, że to tak się stało. Ta cała rewolucja „Solidarności”, ten nasz kochany Wałęsa i ten papież, to jest pic na wodę, jeśli chodzi o polityczną moją świadomość.