Joanna Sanetra‑Szeliga: Czy pani zdaniem kultura może stanowić jakiś rodzaj lekarstw” na kryzys finansowy?
Suzana Žilič Fišer: Z całą pewnością tak. Kultura może być przecież generatorem rozwoju miasta. W przypadku Mariboru sytuacja jest skomplikowana, bo jest to miasto, które w ostatnich latach, po rozpadzie Jugosławii, ogromnie się zmieniło. Dawniej było niezwykle ważnym ośrodkiem przemysłu ciężkiego. Wraz z jego upadkiem pojawiła się konieczność wykreowania nowej tożsamości miejsca. Na tym między innymi skupia się idea obchodów ESK w Mariborze – nowa tożsamość dla miasta oparta na kulturze i edukacji (wszak Maribor to siedziba drugiej po lublańskiej uczelni wyższej w kraju). Obecny kryzys finansowy to nie tylko kryzys związany z gospodarką, to także kryzys wartości. I ten problem pomoże rozwiązać szeroko rozumiana kultura. Należy także docenić niezwykle istotną rolę kultury jako czynnika odbudowującego społeczności – i to chcemy podkreślić w programie Maribor 2012.
A więc w państwa przypadku ważniejsze stają się potrzeby i kryteria lokalne?
Niekoniecznie. Wydaje mi się, że dwa kryteria, według których oceniane są aplikacje o tytuł ESK – to jest europejskość projektu i kryterium „miasto i mieszkańcy” – mogą iść ramię w ramię przy realizacji ESK w Mariborze. Maribor to oczywiście miasto europejskie, ale nie aż takie duże i nie aż tak dobrze znane. Udział miasta w inicjatywie ESK będzie miał ogromny wpływ na umiejscowienie go na kulturalnej i turystycznej mapie Europy. Staramy się to uwzględnić w ofercie programowej.
Jak mieszkańcy Mariboru oceniają pomysł ESK?
Z moich obserwacji wynika, że mieszkańcy są przede wszystkim głodni wydarzeń, akcji, działania. Zdają sobie sprawę, że miastu potrzeba jakiegoś pchnięcia w odpowiednią stronę, pozytywnych zmian. Inicjatorem może być właśnie sektor kultury i kreatywny. My jako organizatorzy staramy się natomiast, aby każdy mógł w programie znaleźć coś dla siebie. Postawiliśmy sobie dość ambitny cel połączenia w ramach naszego programu społeczności Mariboru w jedną całość – całej społeczności, wszystkich jej segmentów, sztuki, edukacji, biznesu, ludzi młodych, starszych, osoby z potrzebami specjalnymi. Jak już powiedzieliśmy podczas otwarcia obchodów: program to mozaika małych i dużych historii, w których ważną rolę odgrywają zarówno mieszkańcy Mariboru i jego miast partnerskich, jak i odwiedzający.
Pierwotne hasło programu Maribor 2012, „Czysta energia”, zostało przed rozpoczęciem 2012 roku zmienione. Dlaczego?
Jak pani wie, program obchodów, przede wszystkim ze względów finansowych, musiał ulec zmianie. Rozpoczynając pracę w kwietniu 2011 roku, miałam nowy budżet, do którego musieliśmy nieco przykroić pierwotne pomysły. Nie powiedziałabym, że nowy program jest gorszy, mniejszy (w końcu 16,5 mln euro na realizację ESK w samym 2012 r. to nie tak mało). Być może znalazło się w nim nieco mniej dużych, spektakularnych wydarzeń. Stare hasło nie pasowało już do zredefiniowanych planów na 2012 rok. „Punkt zwrotny” wydaje się znacznie lepiej odzwierciedlać nasze cele i założenia. Niesie ze sobą pozytywną energię, zaprasza do działania i angażowania się. Oczywiście decyzja o zmianie sloganu nie została podjęta przeze mnie i przez dyrektora programowego arbitralnie. I program, i jego hasło były dyskutowane, konsultowane także w grupach fokusowych, badaniach. Naprawdę chcemy, aby ESK 2012 stała się dla Mariboru punktem zwrotnym, początkiem pozytywnych przemian.
Jakie widzi pani wyzwania, czy wszystko pójdzie łatwo i gładko?
Obawiam się, że zamierzona zmiana mentalności całego regionu nie jest kwestią, którą można tak po prostu, łatwo, gładko i szybko, wprowadzić. To sprawa długofalowa. Ogromnym wyzwaniem okazuje się także współpraca zarówno pomiędzy instytucjami, jak i przede wszystkim pomiędzy sześcioma miastami zaangażowanymi w program oraz władzami centralnymi. A przecież to właśnie szeroka współpraca tworzy nowe wartości! Na szczęście do ESK przekonują się coraz bardziej media. Początkowo sceptyczne (zresztą niekoniecznie zorientowane do końca, na czym w ogóle polega idea inicjatywy ESK), powoli zmieniają zdanie. Na pewno przyczynił się do tego sukces ceremonii otwarcia obchodów. Jeśli pojawia się krytyka, to coraz bardziej konstruktywna.
Co dla Mariboru oznacza hasło „kultura jako stymulator rozwoju”, przewijające się przez aplikację miasta do ESK 2012?
Mitja Čander: Pierwotna aplikacja o tytuł ESK 2012 powstała w zupełnie innych czasach, czasach przedkryzysowych, jeśli można tak powiedzieć. Jej autorzy postawili na efekty ekonomiczne realizacji ESK, w tym na przykład nowe miejsca pracy. Teraz jesteśmy jednak w trochę innej sytuacji. Obecnie przez realizację projektu Maribor 2012 chcemy osiągnąć podniesienie jakości życia w mieście. Szeroko rozumiana kultura może być narzędziem, które skonstruuje na nowo naszą społeczność. Maribor jest miastem poprzemysłowym, borykającym się z brakiem wyraźnej własnej tożsamości. Upadek przemysłu ciężkiego spowodował bezrobocie i poczucie beznadziei. Dla wielu ludzi obecna sytuacja to koniec świata. A dla wielu ludzi z zachodniej Słowenii Maribor to też koniec świata. Sądzę jednak, że dzięki naszemu uniwersytetowi (20 tysięcy studentów!), wielu małym i średnim przedsiębiorstwom, które zajmują się nowymi technologiami i są spragnione dobrze wykształconych młodych ludzi, oraz turystyce kulturowej możemy zbudować nowy ład w naszym mieście. Oczywiście niebagatelną rolę ma tu do odegrania kultura!
Czy w realizacji programu nie przeszkodzi brak zapowiadanych inwestycji?
Rzeczywiście Maribor 2012 nie miał szczęścia do inwestycji. Obawiam się, że ich większość nie zostanie zakończona w tym roku. Ale nie sądzę, żeby inwestycje były najważniejsze w naszym programie. Istotne jest, czy wiemy, czym wypełnić budynki (nowe i stare). Ważny jest więc program – nowe obiekty to i tak za mało. A moim zdaniem proponowany przez nas program jest ambitny i może przynieść oczekiwane rezultaty.
Jeśli nie zostaną oddane Centrum Sztuki MAKS i nowa galeria, trzeba będzie zmienić program?
No cóż. Pod dużym znakiem zapytania stoi wystawa rysunków z Tate Liverpool, z której być może trzeba będzie zrezygnować. Byłoby oczywiście szkoda, ale na szczęście w programie jest wiele ambitnych i unikalnych prezentacji sztuki. Choćby wystawa prac Oskara Kokoschki lub cykl wystaw wybitnych artystów europejskich Sztuka zawsze wygrywa. Centrum sztuki i galeria prędzej czy później oczywiście powstaną. Co ważne, powstaną na prawym brzegu Drawy, na terenach poprzemysłowych i mogą być początkiem istotnego procesu rewitalizacji tej części miasta. Jestem pewien, że Publiczny Instytut Maribor 2012 mógłby się tym zająć.
Program Mariboru 2012 w stosunku do pierwotnego planu uległ zmianie?
Tak, cięcia budżetowe wymusiły zmiany. W tym roku na realizację projektu w Mariborze mamy około 10 mln euro (na cały region przeznaczono ok. 16,5 mln euro). Ale to nie jest mało i wydaje mi się, że program, który proponujemy, jest odpowiednio skomponowany, trafia do wszystkich grup społecznych. Jednym z zaleceń Komisji Europejskiej jest ukierunkowanie na mieszkańców. I to właśnie zrobiliśmy. W naszym programie nie brak ważnych, dużych wydarzeń, ale chcieliśmy też dotrzeć do ludzi, którzy mieszkają w tym mieście i je tworzą. Szeroko rozumiana kultura to także kwestie z pogranicza ekologii, sportu, problemów społecznych. Maribor 2012 chce się temu wszystkiemu przyjrzeć. Stąd się wzięły unikalne programy w ramach Miejskich zagonów. W ostatnim stuleciu nasze miasto przeszło wiele zmian: przynależności państwowej, struktury etnicznej mieszkańców (dawniej w Mariborze mieszkało wielu Niemców i Żydów), klasowej (robotnicy w epoce komunizmu jako najważniejsza warstwa społeczna). Czas na zbudowanie nowej tożsamości i pracę nie tylko z dominującymi grupami społecznymi, ale także z migrantami i mniejszościami etnicznymi.
A jak na takie plany reagują sami mieszkańcy?
Są coraz bardziej przychylni. Ze statystyk wynika, że coraz więcej z nich bierze udział w życiu kulturalnym miasta. Do wszystkiego trzeba dojść małymi krokami. Wiadomo, że mała Słowenia i mały Maribor nie mogą konkurować ze światem, na przykład kosztami pracy, ale mogą pokazać swoją kreatywność, innowację. W tym należy widzieć przyszłość.
Co będzie największym wyzwaniem w tym roku?
Myślę, że niestety w dalszym ciągu polityka. Mamy nowy rząd, tym razem bardziej kompatybilny z władzami miasta – to daje nadzieje na łatwiejszą współpracę. A ta nie była do tej pory łatwa. Ani z miastem, ani ze stolicą, ani z naszymi miastami partnerskimi. Gdybym miał rekomendować Komisji Europejskiej zmiany w funkcjonowaniu ESK, to przede wszystkim podkreślałbym autonomiczność organizacji ESK w danym mieście. Uwikłanie w politykę, nieustające zmiany na stanowiskach, brak decyzyjności naprawdę zabijają ideę ESK. Martwi nas ostatnia decyzja Lublany o zlikwidowaniu istniejącego osobno od dwudziestu lat Ministerstwa Kultury i włączenie go w strukturę ministerstwa zajmującego się nauką, edukacją i sportem. Czy to oznacza całkowite obniżenie znaczenia kultury? Co z jej niezależnością?
A jeśli wszystko pójdzie mniej więcej zgodnie z planem, to czego pan się spodziewa po Mariborze 2012?
Chciałbym, żeby udało się nam podnieść jakość życia w mieście. Mam nadzieję, że zaktywizujemy centrum miasta, które jest zdewastowane nie tylko w swej fizycznej formie, ale także na poziomie mentalnym. Jeśli poprawimy atmosferę w mieście, to Maribor stanie się, jestem przekonany, także bardziej atrakcyjny dla inwestorów, ludzi kreatywnych, nie wspominając już o turystach. Mówiąc o Mariborze 2012, często odwołujemy się do faktu, że dotyka nas nie tylko kryzys finansowy, ale jesteśmy także pogrążeni w kryzysie wartości i postaw. I o tym też trzeba rozmawiać – dyskusje o euro, kredytach, wzroście gospodarczym nie zmienią tej sytuacji. A kultura może!