Ewa Zielińska: Od 21 listopada w Instytucie Polskim w Berlinie można oglądać pierwszą zagraniczną (po Warszawie i Wrocławiu) edycję wystawy „Na przykład. Nowy dom polski” – „For Example. New Polish House”. Do kogo jest ona adresowana?
Agnieszka Rasmus-Zgorzelska: Do Niemców – mieszkańców Berlina i oczywiście przyjezdnych, turystów. Naszą intencją było zrobienie eksportowej wystawy architektonicznej, która by promowała polską kulturę i architekturę w różnych krajach, w postaci takiego tournée. W tej edycji jej odbiorcy to po prostu Berlińczycy.
To znaczy berlińscy architekci, fachowcy czy właśnie mieszkańcy Berlina, niekoniecznie znający się na architekturze?
Myślimy bardzo szeroko. Nasza misja [jako Centrum Architektury] polega na promowaniu architektury nie tylko w środowiskach bezpośrednio nią zainteresowanych – architektów, projektantów wnętrz, historyków sztuki i architektury – ale także wśród szerokiej publiczności, która dotąd nie miała (albo miała bardzo niewiele) okazji, by zapoznać się z architekturą w sposób przystępny i zrozumiały. Bardzo często wystawy architektoniczne przemawiają językiem trudnym, zamkniętym dla osób spoza branży. W związku z tym wystawa została pomyślana tak, by zrozumiał ją każdy; żeby nie była to wystawa dla architektów przedstawiająca rysunki architektoniczne i ich opisy, która dla przeciętnego odbiorcy kultury jest zwyczajnie nudna. Stąd też jej forma – bardzo atrakcyjna plastycznie, przykuwająca wzrok za pomocą modeli i zdjęć – właśnie po to, ażeby przyciągnąć do galerii również zwykłego przechodnia, który być może dzięki temu zainteresuje się architekturą i ją zrozumie, a na pewno przez chwilę poczuje przyjemność obcowania z nią.
Nazwa wystawy sugeruje, że pokazuje ona projekty reprezentatywne dla rodzimej architektury. Czy można powiedzieć, że te domy faktycznie reprezentują jakąś „polską myśl”?
Od razu powiem, że tytuł jest prowokacyjny, bo one tę myśl i reprezentują i jednocześnie nie reprezentują. Wszyscy wiemy, jak wygląda polski krajobraz – jest chaotycznie zabudowywany, bez planów, bez pomysłów, bardzo często w sposób, delikatnie mówiąc, kontrowersyjny, jeśli chodzi o jakość i estetykę. W tym sensie ta wystawa nie jest więc reprezentatywna, ponieważ nie pokazuje tej przeciętności, która nas otacza, tej „architektury tła”, tylko wybrane, najlepsze obiekty. Ale z drugiej strony jest reprezentatywna dla samego sposobu myślenia o domach jednorodzinnych w Polsce – o pewnej świeżości, ale też dojrzałości architektów młodego i średniego pokolenia; architektów, którzy wybijają się z przeciętności polskiego budownictwa, ale też nie naśladują ślepo zachodnich wzorców, tylko po prostu budują po swojemu: mądrze i, przede wszystkim, w dialogu z inwestorem i otoczeniem. W tym aspekcie ta wystawa reprezentuje najlepszą polską myśl architektoniczną, którą chcieliśmy się zagranicą pochwalić. Ale tutaj uwaga: wystawa – pod tym nieco prowokacyjnym, a przez to, mam nadzieję, przyciągającym tytułem – jest tylko pretekstem do rozpoczęcia rozmowy o polskiej architekturze wśród odbiorców zagranicznych. Chcemy traktować ją jako pretekst do spotkań, dyskusji, wykładów. Przy okazji berlińskiej edycji będą organizowane spotkania z polskimi i zagranicznymi architektami, dziennikarzami, krytykami sztuki, które pozwolą nakreślić szerszy obraz polskiej architektury i dojść do jakichś porównań, wniosków, wymiany doświadczeń.
W eseju Joanny Kusiak, dołączonym do katalogu wystawy, można przeczytać: „W dyskursie wewnętrznym […] o rodzimej architekturze dominuje rytualne narzekanie, że jest brzydko, bez smaku […] W tekstach skierowanych na zewnątrz dominuje z kolei rodzaj wyparcia”. Czy Państwa wystawa nie jest właśnie takim „zasłanianiem jednym domem dziesiątków innych”?
Odpowiem w punktach. Punkt pierwszy jest taki, że zgadzam się z Joanną Kusiak, choć to chyba jednak naturalne, że każdy chce się chwalić tym, co ma najlepsze, a nie wyciągać problemy. Ale też stąd wziął się pomysł mój i Aleksandry Stępnikowskiej [współkuratorki], żeby wystawę pokazać najpierw w Polsce – właśnie po to, by trochę zrównoważyć to narzekanie, które rzeczywiście dominuje u nas w rozmowach o architekturze. Wystawa w Warszawie i Wrocławiu wzbudziła ogromne zainteresowanie, stąd wniosek, że pewnie Polakom potrzebne jest też trochę dobrych informacji, a nie tylko te złe.
Punkt drugi jest taki, że rzeczywiście wystawa „wywozi” za granicę to, co najlepsze, ale, tak jak mówiłam, my też nie chcemy udawać, że w Polsce wszystkie domy są takie świetne. Właśnie dlatego obudowujemy wystawę programem krytycznym – rozmów i dyskusji – żeby też zrównoważyć i pogłębić ten jednoznacznie pozytywny przekaz: pokazać nie tylko te świetne domy, ale też dylematy, rozmowy, które się u nas toczą czy przyczyny takiego, a nie innego stanu rzeczy.