Wystawę uznać należy za przyjazną widzowi, wciągającą go aktywnie w materię tkaniny. Wspomniane powyżej dwie prace nie są bowiem jedynymi, które skłaniają do bliższego, wręcz dotykowego kontaktu ze sztuką. Nie wszystkie są szczególnie udane. Pozbawiona wyrazu jest praca Leona Tarasewicza, będąca swoistym autocytatem. W 2006 roku Tarasewicz pomalował w Zachęcie, na potrzeby wystawy Malarstwo polskie XXI w., klatkę schodową, tworząc ekspresyjną, pełną wigoru, dynamiczną realizację malarską[4]. W 2013 roku na swój sposób powtórzył ten zabieg, tyle że za pomocą zaprojektowanego przez siebie dywanu na schody Zachęty, wyprodukowanego dzięki białostockiej fabryce dywanów „Agnella”. Ekspresji, wigoru i dynamiki dopatrzeć się w nim nie sposób. W zamian dominuje wzór może i pozytywnie odbiegający od średniej znanej ze sklepów z dywanami oraz wykładzinami, niemniej jednak trudno uznać go za powalający pod względem artystycznym. Naprawdę mocnym akcentem wystawy, dającym do myślenia, na swój sposób również w pełni użytkowym, jest Wiatrołap Franciszka Orłowskiego (2013). Zawieszony przy drzwiach wejściowych galerii wykonany został z ubrań osób bezdomnych.
W zasadzie jako wystawę w wystawie potraktować należy instalację Joanny Malinowskiej i Christiana Tomaszewskiego – Matka Ziemia Siostra Księżyc (2009-2013). Składa się na nią gigantycznych rozmiarów, zajmujący jedną z największych sal Zachęty kostium kosmonauty, a w zasadzie kosmonautki. Praca odnosi się do osoby Walentiny Tieieszkowej, pierwszej kobiety, która odbyła lot po orbicie okołoziemskiej. Do stroju Tierieszkowej można wejść, można go dotykać, w końcu też, dzięki rusztowaniom, znaleźć się nad nim. Matka Ziemia Siostra Księżyc – w kontekście pozostałych dzieł zgromadzonych na wystawie – jest wręcz przeskalowana. Sama w sobie ewokuje zaś wiele skojarzeń oraz odniesień do historii, ludzkich marzeń, a także sposobu tworzenia narracji historycznej bądź propagandowej.
Wystawę Splendor tkaniny należy uznać za ciekawe i udane przedsięwzięcie, stawiające istotne pytania o kształt sztuki polskiej ostatnich kilkudziesięciu lat. Michałowi Jachule udało się stworzyć szeroką panoramę zjawiska funkcjonującego na obrzeżu współczesnych dyskusji o sztuce, a tym samym zadać pytanie o to, na ile należy przewartościować dominujące artystyczne kanony. Zebrał też bogaty materiał porównawczy, którego w całości w recenzji nie sposób omówić, a który skłania do wielowątkowych refleksji. Pozostaje mieć nadzieję, że takowe zostaną w najbliższym czasie podjęte przez krytyków i historyków sztuki.
Minusy wystawy? Przede wszystkim zbyt mało miejsca jak na taką liczbę prac, z których wiele mierzy niekiedy kilka metrów kwadratowych. Kurator otrzymał całe I piętro Zachęty, niemniej jednak to za mało jak na tak dużą, ambitnie pomyślaną wystawę. Prace rozwieszone są gęsto, niekiedy niemal przylegają do siebie. Przechodząc przez kolejne sale nie sposób nie utwierdzić się w przekonaniu, że tkaniny wymagają oddechu, przestrzeni, że ich właściwy odbiór wymaga stworzenia im lepszych warunków niż te, które zaoferowała galeria. Niektóre z nich, subtelne fakturowo i kolorystycznie, giną w natłoku pozostałych, dominujących formatem bądź tonacją kolorystyczną, ewentualnie zlewają się w jedną, wielką, niejednorodną, barwną strukturę. Zgadza się – całe I piętro Zachęty to spora, wręcz ogromna przestrzeń, wielu kuratorów marzyłoby o możliwości jej wykorzystania na potrzeby własnych wystaw, niemniej jednak w przypadku Splendoru tkaniny, ze względu na specyfikę prezentowanych obiektów, warto byłoby dodać jeszcze dolne sale.
Jednak największym mankamentem jest katalog. Splendorowi tkaniny, ambitnie pomyślanej, przekrojowej, wielowątkowej wystawie, w założeniu mającej przywrócić do szerszej świadomości pomijany w ostatnich kilkudziesięciu latach nurt aktywności artystycznej towarzyszy skromny, żeby nie powiedzieć: bieda-katalog. Po potężnym, dwujęzycznym wydawnictwie związanym z wystawą poświęconą poznańskiej Galerii Akumulatory, jak też starannym opracowaniu spuścizny Juliana Antonisza wydawnictwo powiązane ze Splendorem tkaniny prezentuje się nad wyraz ubogo. Elegancka, dobrze zaprojektowana, przyciągająca wzrok okładka, celnie nawiązująca do tematu wystawy, kryje syntetyczny wstęp kuratora, tłumaczącego ideę pokazu oraz jego kształt, jeden dobrze napisany, ale stosunkowo krótki i – siłą rzeczy – bardziej podawczy niż analityczny tekst o historii tkaniny artystycznej w Polsce po II wojnie światowej (autorstwa Marty Kowalewskiej) oraz rozmowę z prof. Ireną Huml, badaczką od kilku już dziesięcioleci zajmującą się tym rodzajem twórczości. Angielskie Resumé mieści się na półtorej strony. Za zwyczajnie skandaliczne należy uznać reprodukcje prezentowanych na wystawie tkanin. Prace mierzące kilka metrów kwadratowych zostały zredukowane do średniej wielkości znaczków pocztowych (i nie jest to bynajmniej hiperboliczna metafora autora niniejszej recenzji).
Odnieść można wrażenie, że katalog Splendor tkaniny padł ofiarą oszczędności. Możliwe, że Zachęta np. przeinwestowała z poprzednimi wydawnictwami. Jeśli nawet – nie jest to wystarczającym usprawiedliwieniem dla wydawania niepełnowartościowych katalogów, trochę na zasadzie, że skoro jest wystawa, to i katalog być musi, a jaki, to już mniej istotne. Można śmiało powiedzieć, że w przypadku Splendoru tkaniny zmarnowano potencjał wystawy, nie wykorzystano szansy na stworzenie przy jej okazji publikacji, która wytyczałaby nowe drogi interpretacyjne i badawcze zjawiska, jakim była i jest tkanina artystyczna w Polsce. Naprawdę szkoda.
***
Przeczytaj rozmowę z Michałem Jachułą, kuratorem wystawy Splendor tkaniny: https://ownetic.com/magazyn/2013/kamil-kopania-powrot-tkaniny-splendor-tkaniny/
- Zob.: J. Gola (red.), Leon Tarasewicz, Warszawa 2007, s. 201, 364-365.↵