Małgorzata Sady zdradziła, że w kolejnych edycjach festiwalu chciałaby powoli odchodzić od sztuki performance w stronę sztuki publicznej, gdyż, jak mówi, zależy jej na wyjściu do lokalnej społeczności. Sądząc po reakcji sokołowskiej publiczności na wydarzenia o tym charakterze, jest to bardzo dobry pomysł. Z jednej strony to gest otwarcia się Festiwalu na różne „gatunki”, o wspólnym, efemerycznym mianowniku, odejście od jakichkolwiek „izmów”. A z drugiej strony sztuka publiczna postuluje faktyczne zainteresowanie społecznością, jej potrzebami i to niekoniecznie socjalnymi, pierwszymi, ale właśnie wyższymi potrzebami np. estetycznymi. Inspirująca wydaje się wypowiedź pani w wieku średnim (mieszkającej niedaleko Kina Zdrowie, często uczestniczącej w wydarzeniach), którą to podsłuchałam podczas rozmowy z jednym z gości festiwalowych. Mówiła o projekcie Rajkowskiej:
„Nie wiem, co to ma oznaczać. Zupełnie tego nie rozumiem. Ale ten dym jest naprawdę piękny. I jeszcze tak pachnie. Tak, tu jest teraz bardzo przyjemnie.”
Ta prosta wypowiedź jednoznacznie potwierdza zapotrzebowanie na aktywność o charakterze publicznym.
Klasycznie
Kiedy mowa o performance nie może zabraknąć „klasyków tematu”, rówieśników Jerzego Beresia, który przecierał szlaki w Polsce dla tego rodzaju sztuki, stąd pojawił się film-wspomnienie instalacji Zbigniewa Warpechowskiego Łódź Postępu, skonstruowanej podczas zeszłorocznych Kontekstów; czy film Stuarta Brisleya Bycie i Działanie.
Jednym z najważniejszych wydarzeń była wystawa podsumowująca dorobek artystyczny zmarłego w grudniu 2012 roku Jerzego Beresia. Kuratorami tej wystawy, na którą składały się zarówno rzeźby, jak i dokumentacje filmowo-fotograficzne, byli Bettina Bereś i Jerzy Hanusek. Tytuł wystawy odnosił się do jednego z „sztandarowych” performanców Beresia – Pomnika artysty z 1978 roku. Manifestacja, od której minęło już 35 lat wydaje się mieć szczególne znaczenie dla Kontekstów. Po pierwsze Bereś postawił pomnik w gminie Kępice, w towarzystwie przypadkowych gapiów. Wybrał prowincję zamiast dużego miasta, ośrodka artystycznego. Po drugie gest nalania wódki do kieliszków dla swoich widzów (nazwany przewrotnie „kontaktem artysty z publicznością”) został powtórzony właśnie w Sokołowsku w 2012 roku – był to ostatni performance artysty, zatytułowany Toast II.
Jerzy Hanusek przyznaje, że dobór prac na wystawie był całkowicie przypadkowy, nie odbywał się wg określonej koncepcji kuratorskiej. Rzeźby i dokumentacje odpowiadały poszczególnym okresom w twórczości artysty, obejmowały lata 1968-2012. Trzynaście rzeźb stworzyło spójną kompozycję. Były wśród nich takie prace jak: Ołtarz demokracji (2007), Wstań (1988), Rzecz niepospolita (1994), Twarz (1982), Podzwonne (1970), Dzieło otwarte (1978).
Szczególną rzeźbą na wystawie był Ołtarz spokoju, odnaleziony w pracowni artysty po jego śmierci.
Edukacyjnie
Organizatorzy zadbali także o aspekt edukacyjny festiwalu, w ramach cyklu Miejsca w Miejscu, odbyły się prezentacje grup, galerii, wydarzeń, festiwalów, takich jak First Movement, Galeria Stereo, Akademia Ruchu, Uderzenie Sztuki, WRO. A dyskusja panelowa krążąca wokół rozmyślań prof. Zygmunta Baumana nadała festiwalowi pewnych teoretycznych ram, podjęła na nowo problem kondycji człowieka i sztuki w ponowoczesnej rzeczywistości, dała głos zarówno teoretykom sztuki jak i samym artystom, uczestnikami byli prof. Roman Kubicki, Joanna Rajkowska, Andrew Spira oraz Józef Robakowski.
Organizatorzy podjęli próbę dialogu z mieszkańcami Sokołowska – Alicja Jodko zorganizowała warsztaty animacji dla dzieci (na wzór zajęć prowadzonych przez nią w „Dziecięcej Wytwórni Filmowej”), Adina Bar-On przygotowała zajęcia Matki i córki. Idea zaangażowania w lokalnych w aktywność artystyczną oraz odbudowę Sokołowska jest ważnym przedsięwzięciem dla In Situ. Ten gest otwarcia się na szerszy krąg odbiorców nie dotyczy jednak tylko kwestii festiwalu, jest niezbędny dla współczesnej polskiej sztuki, nierzadko elitarnej.
Młodzi artyści performance
Przed i w czasie trwania festiwalu odbywały się warsztaty performance dla młodych artystów. Była to niezwykła okazja dla młodych – mogli pracować ze światowymi mistrzami – Ines Amado, Marilyn Arsem, Alastair Maclennan, Adina Bar-On. Polskie artystyczne szkoły wyższe nie skupiają się tak bardzo na tej dziedzinie sztuki, studenci muszą podpatrywać mistrzów lub być skazanym na własne poszukiwania. Międzynarodowa kadra uczyła międzynarodowych uczestników, przyjechali studenci z Ukrainy, Hiszpanii, Norwegii, USA. Młodzi performerzy mieli okazję zaprezentować nowonabyte umiejętności w czasie festiwalu. Szczególne wrażenie zrobili na mnie: Marta Kotwica i Ola Kozioł.
Młoda perfomerka Ola Kozioł oddała głos naturze. Artystka obdarzona pięknym głosem, związana z łódzki Teatrem Chorea, przełamała ciszę towarzyszącą większości performanców. W swoim wystąpieniu połączyła materię natury z własnym ciałem, a w szczególności głosem. Artystka obejmowała gruby pień wysokiego drzewa i zaczynając od cichych dźwięków, krzyczała, wyła, charczała. Jej ciało wyrażało pełne napięcie, próbę złączenia się w jak najsilniejszym uścisku. „Pieśń” stawała się nieznośna dla uszu, histeryczna, wyrażała ból, cierpienie. Osobiście jej pozycja i krzyki kojarzyły mi się z męką rodzenia. Ola stała się częścią drzewa, „mówiła” w jego imieniu.
Marta Kotwica wykorzystała uregulowaną część rzeki i mostek. Jej performance składał się z dwóch części – powolnego, lecz pełnego napięcia zawieszenia na mostku, potem momentu zetknięcia z wodą oraz chwili wyciszenia, gdy artystka położyła się w jej nurcie z zamkniętymi oczami i powoli przesuwała się razem z nim. Oprócz tradycyjnych skojarzeń, takich jak szekspirowska Ofelia, delikatne ciało Marty pięknie współgrało z wodą. Artystka odznaczyła się ogromnym skupieniem. A oto, co sama mówi o swoim wystąpieniu: