Rozwój nowych technologii to dynamicznie rozwijające się media. Jaką rolę odgrywają media w kształtowaniu kultury?
Nie myślę dobrze o mediach, ponieważ zbyt często przekłamują rzeczywistość. Na myśl przychodzi mi słynne zdanie: „powtórz kłamstwo setki razy, a w końcu stanie się prawdą”. W kulturze jest podobnie – również można dowolnie ją przedstawiać, manipulować. To jest zjawisko, które następuje w tempie jednostajnie przyspieszonym: jeśli mówimy o mediach jako o radiu, telewizji i gazetach, to poziom kultury w nich spadł o jakieś… siedemdziesiąt procent. To, co dzisiaj nazywa się kulturą w tych mediach, a to, czym była kultura jeszcze te piętnaście lat temu, jest czymś zupełnie innym. Proszę zobaczyć, jak na przestrzeni tego czasu zdewaluowało się to pojęcie oraz jak – w niektórych przypadkach – nabrało złego znaczenia.
W szczególnej sytuacji są tu kraje bloku wschodniego. Co ciekawe, nie jest to związane wyłącznie z Internetem. Z jednej strony przejął on rolę starszych mediów, stał się wielkim źródłem wiedzy, ale z drugiej strony jest też śmietnikiem miernej makabry.
Ponieważ kultura – podobnie jak kościół czy polityka – podzieliła się, powstaje coraz więcej małych komórek, w których każdy może doładowywać swoje „baterie wiedzy”, gdzie każdy może wyrażać siebie. Podobnie stało się w przypadku sztuki. Często aż do „upierdzenia” powtarzam historię o tym, że kiedy zaczynałem grać muzykę ponad dwadzieścia lat temu, można było wybierać pomiędzy zaledwie kilkoma gatunkami. Dzisiaj istnieją ogromne ilości gatunków (nawet Heavy Metal ma dziesięć podgatunków, a te podgatunki dzielą się na następne dziesięć!). Trzeba dokładnie celować, by znaleźć właściwą szufladkę i w tej szufladce umieścić odpowiednie dzieło. Do opisu tej nowej kultury znacznie lepiej niż stare media pasuje Internet. Ja zresztą z telewizji już nie korzystam, już za nią nie płacę. Nie jest mi to do niczego potrzebne.
Gram dla grupy ludzi, która nie znajduje interesującej ją muzyki w telewizji czy w radiu. Mojej muzyki, o czym trudno mi mówić, słuchacz również nie usłyszy w tych mediach. Muzyki, która mnie interesuje, jeszcze czasem mogę posłuchać w radiowej Dwójce, jednak rzadko. Nie wydaje mi się, żebym był superkulturalnym człowiekiem, ale media nie zaspokajają moich potrzeb. To zresztą jest długi temat i mogę mówić jedynie o swoich wrażeniach…
Kontynuując wątek nowych technologii: czy zauważa Pan ich wpływ na postrzeganie muzyki przez odbiorów?
Nowe technologie i media to dwie różne sprawy. Media to tuba, a technologie to narzędzia, które stały się przydatne dla wielu ludzi. Problem w tym, że dość trudno takie narzędzie „wziąć w rękę” – myślę tu choćby o muzyce elektronicznej czy sztukach wizualnych. Sam jako człowiek starszej daty (może to brzmi śmiesznie, bo mam czterdzieści siedem lat, ale jednak) uważam, że język nowych technologii ma zbyt mało charakteru fizycznego. Dla mnie ważne jest to, że dźwięk jest zjawiskiem konkretnym. Ważne jest, że muzyk – skrzypek, pianista, nawet kompozytor – to zawód nie tylko umysłowy, ale też fizyczny: to pot, który podczas koncertów leje się po plecach, to dmuchanie w instrument. To wszystko wydaje mi się szczere, autentyczne, nie ma w tym zbędnej dyskusji i filozofowania.
Waham się, gdy widzę młodszych kolegów, którzy siedząc za konsolą mówią, że grają muzykę. Gdy przychodzi do mnie chłopak i mówi, że jest strasznie zmęczony, bo grał cztery godziny, ja na to: „jak to jest możliwe? Ja po półtorej godziny leżałbym na ziemi. Na czym ty grasz?” A on odpowiada, że na laptopie. Nie mam zaufania do tych narzędzi. Oczywiście jest kilku chłopaków, którzy tworzą ciekawy świat dzięki elektronice, ale ja ich muzyki do końca też nie rozumiem. To jeszcze odnośnie do samych narzędzi…
Wróćmy jednak do wpływu nowych technologii na obiorców.
W związku z tym, że świat tak bardzo się podzielił – nie wzdłuż, nie wszerz, ale w kratkę – dzięki nowym technologiom, Internetowi moi fani mieszkający na całym świecie mogą słuchać mojej muzyki nawet na Kamczatce. Mogę słuchać moich kolegów z Japonii już teraz – nie muszę od razu tam lecieć ani nawet czekać na sprowadzenie płyty. Ta dostępność i bogactwo są nieprawdopodobne. Niesamowita jest również łatwość kontaktu z artystami, do których można napisać, spotkać się z nimi „w pół drogi”. Muzyka, którą wykonuję w głównej mierze oparta jest na kontaktach między ludźmi. Jeżeli używa się nowych technologii do kontaktu – nie mówię tu o Facebooku, który jest rodzajem ochłapu, powierzchownego spotkania – można napisać i skomunikować się poprzez starodawny, szczery, ale w nowy sposób wysłany list.
Nie chcę mówić o pułapkach Internetu, bo czuję, że nie nadążam za zmianami. Dzisiaj powiem jedno, a jutro będę już się z tego wycofywał. Jeszcze nie tak dawno narzekałem na fakt, że nośnik cyfrowy niszczy muzykę. W jakimś sensie nośnik cyfrowy, czyli płyta CD, rzeczywiście tę muzykę morduje. Z drugiej strony urodziłem się w czasach totalnego niedoboru, kiedy każda płyta była wydarzeniem, skarbem…
Widzę ludzi, którzy żyją w swoich laptopach, którym baterie tych laptopów zastępują kaloryfery – to są oczywiście pułapki nowych technologii.
Nowe media więc zarówno pomagają, jak i przeszkadzają. Nowe media ukształtowały kulturę wyboru – moje dzieci muszą wybierać. Myślę, że są w o wiele trudniejszej sytuacji od nas – muszą wybrać coś godnego uwagi, muszą czytać teksty, przyglądać się zdjęciom i odróżniać rzeczy dobre od złych, mądre od błahych. Muszą wyrobić w sobie umiejętność oceny – to jest coś naprawdę trudnego, coś poza moimi możliwościami.
Wspomniał Pan, że nie uznaje nowych technologii jako narzędzia do tworzenia czy grania. Tworzy Pan jednak na różnych polach – nie tylko jako instrumentalista, ale również jako kompozytor muzyki filmowej, producent czy wydawca. Czy w tych obszarach swojej pracy artystycznej zauważa Pan zmiany związane z rozwojem nowych technologii?
Może zacznę od sprostowania wcześniejszej wypowiedzi. Nie jest tak, że nie akceptuję elektroniki. Ja nie widzę jej jako narzędzia dla siebie, nie mam do niej zaufania. Natomiast posługuję się komputerem jako narzędziem do pracy produkcyjnej, w której jest niezbędnym elementem, bez którego trudno byłoby mi się porozumieć choćby z akustykiem w studio. Bardzo często, produkując jakieś nagranie, korzystam ze śladów komputera. Używam software’ów, programów do edycji, do przycinania; posługuję się komputerem, by przeglądać, przesłuchiwać muzykę i do tego, by powiedzieć mojemu producentowi, zanim pójdę do studia, czego tak naprawdę chcę. Prawda jest jednak taka, że to, co uda się zrobić w studio, na żywo, zawsze jest najlepsze. Natomiast tego, co jest słabe, nie uda się naprawić nawet najlepszą techniką komputerową. Z reguły jest więc tak, że do filmów czy na płyty trafiają te utwory, które wymagają najmniej ingerencji albo wymagają jej wyłącznie z racji przełożenia obrazu na kliszę.
Odchodząc od kwestii nowych mediów, ale pozostając przy muzyce: czego Pana zdaniem polska scena muzyczna najbardziej potrzebuje?
Niczego nie potrzebuje. Może właśnie ma za dużo (śmiech). A może trochę odwagi, buntu. Brakuje mi buntu ze strony młodych ludzi. Muzyka jest zjawiskiem społecznym, opartym na oddolnym pomyśle i potrzebie grania, dzielenia się swoimi emocjami: ta najważniejsza, rewolucyjna powstaje właśnie w domach, garażach czy piwnicach. Nie wiem, czym jest spowodowana dzisiejsza zachowawczość młodego pokolenia – zbyt łatwą czy zbyt ciężką sytuacją finansową, nawałem czy może niedostatkiem – ale mało jest ruchów społecznych tworzących rzeczy poruszające, wstrząsające czy wzruszające.
Poza kapitalnymi rzeczami, które dzieją się współcześnie, a o których już wspominałem, brakuje mi młodej twórczości opartej na konflikcie. Moje pokolenie miało to szczęście, że na bazie konfliktu, w którym się urodziliśmy, i wywołanego nim napięcia politycznego można było robić rzeczy twórcze. Teraz mam wrażenie, że cały świat jest tak napięty gonitwą dla gonitwy, że ludzie w muzyce szukają jedynie wytchnienia. Podobnie było w latach 60., kiedy muzyka tworzyła czarno-białą rzeczywistość. Wszystko było labowato-senne, oparte na przeświadczeniu, że życie jest trudne, ale będziemy udawać, że jest dobrze. Będę jednak szukał w muzyce rewolty i chciałbym usłyszeć wreszcie młodych, fajnych gnojów, którzy pokażą mi tak, jak my kiedyś pokazywaliśmy starszym kolegom. Czekam na pokolenie, które da mi popalić. Tego oczekuję w tym momencie od polskiej muzyki i od polskiej kultury w całości.
Jestem w wieku, w którym wchodzę w okres establishmentu, może tylko w ramach awangardy, ale jednak… Mam więcej do stracenia, cenię też poza muzyką wiele innych wartości. I czekam na fajnych gnojów, którzy przypieprzą wszystkim i powiedzą: „słuchajcie, dziady, mówicie, że robicie wielką sztukę, ale to jest nuda. Osiedliście na laurach”.
Być może jest tak, że obecnie obserwuję dużo ciekawych zjawisk muzycznych w Polsce, ale ciągle brakuje mi muzyki jako ruchu społecznego. O tym marzę i tego mi trzeba. Nie chodzi tylko o muzykę, ale też o rodzaj podejścia do sztuki młodszego pokolenia – mówię o pokoleniu dzisiejszych trzydziestokilkulatków. Być może pokolenie dzisiejszych dwudziestolatków będzie myślało inaczej. Może tego buntu będzie trochę więcej. Bo jest przeciwko czemu się buntować.
Podsumowując naszą rozmowę i wychodząc w przyszłość: proszę powiedzieć, jakie najważniejsze cele i wyzwania stoją przed muzykami i całą polską sceną muzyczną w najbliższych latach?
Ja już powiedziałem – nie mamy komu czego zazdrościć: Amerykanom ich amerykańskości, Brytyjczykom ani Francuzom. Mam nadzieje, że jestem rozumiany – cały czas mówię o twórczości, o sztuce, nie o świecie popkultury – to jest świat, do którego nie zaglądam, bo mnie nie interesuje.
A wyzwania? Próba odnalezienia swojego języka i siebie. To jest wielkie wyzwanie.
Dziękuję bardzo za rozmowę.