Agnieszka Wnękowicz-Smenżyk: Na początku naszej rozmowy chciałabym zapytać, jakie wydarzenie na przestrzeni ostatnich lat najsilniej Pana zdaniem wpłynęło na obecny obraz polskiej kultury?
Paweł Łysak: Jeśli mówimy o obrazie szeroko rozumianej kultury, to z pewnością takim wydarzeniem było kandydowanie ośmiu polskich miast do miana Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku. Ja byłem kuratorem bydgoskiego projektu do konkursu i obserwowałem nie tylko to, co działo się w mieście, ale też w całej Polsce. Te starania spowodowały, że wytworzył się ruch, który bardzo silnie pokazał i uświadomił ludziom rolę i rangę, jaką odgrywa kultura w życiu społecznym kraju – spełnia jakby misję cywilizacyjną. Tuż przed startem miast do ESK odbył się we Wrocławiu Kongres Kultury, powstały także serie wydawnictw, odbyło się wiele konferencji. Myślę, że to bardzo wpłynęło zarówno na instytucje, organizacje pozarządowe, animatorów, jak i na artystów. Rozpoczęli działalność „obywatele kultury” i Obywatelska Rada Kultury w Bydgoszczy, powstał pakt dla kultury oraz pakty regionalne – te wszystkie działania były ożywieniem ruchu oddolnego w kulturze.
Na kształcie naszej kultury na pewno zaważyła seria ostatnich pogrzebów: ostatnio Mrożek, wcześniej Szymborska, Jarocki – te odejścia przyniosły koniec pewnych działań w sztuce.
Patrząc z mojej perspektywy, wiele się wydarzyło w teatrze, do którego weszła duża grupa młodych reżyserów. Teatr polski nabiera teraz energii, przyspieszenia, nowego ducha.
Którzy twórcy najsilniej zapisali się Pana zdaniem na kartach historii polskiego teatru?
Mam kilku swoich mistrzów, którzy tworzyli już od czasów moich studiów. Jednym z nich jest Tadeusz Kantor. Z kolei najwybitniejszym polskim aktorem był według mnie Tadeusz Łomnicki. Na pewno też postacią rangi Kantora, najsilniej kojarzoną z polskim teatrem na świecie, jest Jerzy Grotowski, który stworzył podwaliny dla teatru zarówno w Europie, jak i w Stanach. Wybitnym twórcą, który zawsze mnie inspirował, jest Leon Schiller, do którego idei teatru społecznego wróciliśmy po latach.
A czy w historii polskiego teatru jest takie wydarzenie, które w Pana opinii zostało niesłusznie pominięte bądź w ogóle niezauważone?
Myślę, że takich wydarzeń było od kilkuset do kilku tysięcy. Nasze poszukiwania teatralne wymagają nie tylko stworzenia wybitnego dzieła, ale również jego opisania, dostrzeżenia, wypromowania. Mam poczucie, że wielu twórców przepadło przez to, że nie trafili na swój czas. Taką osobą był prawdopodobnie Witkacy, za którego życia jego teatr traktowany był żartobliwie. Kolejną taką osobą później, w latach 70., był Helmut Kajzer, który otworzył wiele dróg w teatrze, a stał się postacią poboczną. Teraz Wrocławski Teatr Współczesny zajmuje się przybliżaniem jego twórczości. Myślę, że takich twórców oraz konkretnych wydarzeń jest o wiele więcej.
Odpowiada Pan za sukces jednej z najprężniej działających scen w naszym kraju. Czy może Pan zatem powiedzieć, czemu służy dzisiaj teatr i jaką niesie wartość dla współczesnego człowieka?
To jest dobre pytanie, które bardzo często zadaję sobie oraz swoim współpracownikom: jaka jest misja teatru, co mamy do zrobienia? Zawsze bardzo poważnie traktowałem swój zawód. Na początku studiów byłem uczniem Tadeusza Łomnickiego, który mówił o tym, że teatr jest tak niepoważnym zajęciem, że jeśli się go nie traktuje super poważnie, to nie powinno się go uprawiać. I traktował go tak heroicznie, że zmarł na scenie. Teatr to instytucja, ludzie, duże środki (relatywnie duże – pewnie zawsze za małe). Realizując spektakl, zawsze zadaję sobie pytanie: jakie mam prawo do dysponowania tymi pieniędzmi, które nie idą choćby na żłobki, domy starców czy bezpieczeństwo publiczne? Co nam daje prawo, by te pieniądze wydawać? Myślę wówczas, że teatr tak naprawdę musi mieć misję, służyć wspólnocie, być miejscem dialogu, sporu, dyskusji na tematy najistotniejsze dla konkretnej wspólnoty – zarówno miejskiej, jak i ogólnonarodowej. Musi inicjować debaty, analizować problemy, wchodzić w głąb spraw najważniejszych, które dotyczą nas teraz i będą dotyczyć w przyszłości. Innymi słowy, powinien brać udział w dyskusji na temat tego, jaka ma być Polska i jacy my mamy być.
A jakie zjawiska mają Pana zdaniem obecnie największy wpływ na kształt polskiej sceny teatralnej?
Z pewnością ogromny wpływ mają rzeczy tak przyziemne jak pieniądze czy system organizacyjny w teatrach. Warunki, w jakich teatr funkcjonuje, bez wątpienia determinują to, co się w nim obecnie dzieje, a zatem istotna jest opieka państwa, poszukiwanie środków, między innymi za sprawą dotacji unijnych.
Drugie zjawisko to sposób, w jaki porozumiewamy się obecnie z widzami. Nastąpiły tu ogromne zmiany: komunikujemy się przez Internet, imprezy masowe, popkulturę, teledysk, film – to wpływa zarówno na dobór tematów, jak i na formę teatralną. Próby docierania do szerokiej widowni, poszukiwania nowego języka, dzięki któremu można trafić do młodszych pokoleń – to wszystko odpowiedzi na popkulturę oraz na tabloidyzację tych obszarów, które wcześniej były inaczej postrzegane.
Bardzo ważnym zjawiskiem jest również łączenie się sztuk. Zaciera się czystość gatunkowa, sztuki coraz mocniej wchodzą w pogranicza: muzyka, dźwięk, nowe media łączą się z teatrem, co bardzo wpływa na jego obecny kształt.
Oczywiście istotne są zjawiska polityczne w szerszym, globalnym znaczeniu: mam na myśli zmiany społeczne czy mentalne.
Czy w polskim teatrze znajduje Pan zjawiska, osobowości, wydarzenia, z których możemy być szczególnie dumni, zwłaszcza na arenie międzynarodowej?
Tak, uważam, że teatr polski jest bardzo silną marką. Już w latach 60., 70. i 80. stał się bardzo rozpoznawalny na świecie i z tej renomy cały czas czerpiemy. Polska tradycja teatralna jest według mnie szczególna: nasz teatr wywodzi się z romantyzmu i ze sposobu traktowania ówczesnych tekstów dramatycznych. Warto spojrzeć choćby na Dziady – utwór tak rozczłonkowany, post-dramatyczny, a jednocześnie tak ważny społecznie. To ukształtowało polski teatr jako poszukujący w obszarach metafizyki, polityki a także poezji – myślę, że to odróżnia nasz teatr od innych, choćby niemieckiego, ukształtowanego w tradycji brechtowskiej, czy angielskiego, opartego na tekstach dotyczących współczesności i problemów doraźnych. Najbliżej nam chyba do tradycji rosyjskiej, w której również zawsze poszukuje się duszy czy Boga. Do tych wartości albo się odwołujemy, albo się od nich odżegnujemy, ale one nadal są w naszym teatrze obecne.