Ewa Zielińska: Czy jest Pana zdaniem coś, co wyróżnia polską architekturę na arenie międzynarodowej?
Robert Konieczny: Niestety takiego czegoś chyba jeszcze nie ma. W różnych dziedzinach obserwuje się proces globalizacji, wszystko upodabnia się do siebie, świat staje się jedną wielką globalną wioską – i to nie jest nic złego! To jest naturalny kierunek rozwoju, również w tej branży. Polska architektura stanie się naprawdę znacząca w skali świata, dopiero kiedy pomysły będą na tyle ciekawe i inspirujące, że wyróżnią nas, nawet pomimo użycia podobnych form.
Jako, że rozmawiamy telefonicznie, zerkam teraz na to, co mój kolega [z zespołu] generuje obok w komputerze. Formalnie budynek, nad którym teraz pracujemy, jest podobny do setek innych, które się projektuje i buduje na świecie. Siłą tego projektu (choć jeszcze nie wiem, czy nam to wyjdzie) jest pewien smaczek przestrzenny, który powoduje, że budynek jest troszkę inny, ma to „coś”, co sprawia, że jest jedyny w swoim rodzaju. I to w mniejszym stopniu zależy od jego formy, a bardziej od sposobu zaaranżowania przestrzeni, jej oddziaływania. Jeżeli budynków opartych na podobnym myśleniu będzie w Polsce powstawało na tyle dużo, że zostanie to zauważone i kiedyś nazwane „polską szkołą architektury”, to będę się z tego powodu bardzo cieszył. Tak kiedyś było w Hiszpanii – odnosiło się to do mocnego boomu budowlanego; ten kraj niesamowicie się rozwijał, pojawiło się bardzo dużo ciekawych pracowni i zaczęto mówić ogólnie o hiszpańskiej architekturze. Później poszczególne pracownie zaczęły się coraz bardziej wybijać, ale i tak są najbardziej zauważalne jako grupa.
A z Polską póki co jest tak, że tu się zdarzy jakaś nagroda, tam jakieś wyróżnienie. Nam się zdarzyło, byliśmy zagranicą pokazywani jako KWK Promes, ale ludzie jeszcze nie do końca wiedzieli, czy to biuro z Polski, czy ze Słowenii. Byliśmy odbierani jako zespół „z jakiegoś kraju Europy Wschodniej”. Polska zagranicą niestety jeszcze nie zawsze jest kojarzona.
Natomiast widać progres. Na przykład kiedy popatrzy się na publikacje w Phaidonie[1]. Jakiś czas temu pojawiło się jego drugie wydanie. W pierwszym znalazły się tylko cztery pracownie z Polski – Kuryłowicz, JEMS-i, Loegler i my – cztery budynki. W nowym wydaniu jest ich, z tego co pamiętam, dwa razy więcej. Chociaż to i tak mało w porównaniu do krajów, które są prawdziwymi potentatami jeśli chodzi o architekturę, jak na przykład Holandia, Japonia czy Szwajcaria.
Mimo, że już technologicznie dogoniliśmy świat, to wciąż nie stać nas na super-realizacje w stylu na przykład Zahy Hadid. Ale to nie znaczy, że w pewnym sensie nie możemy ścigać się z tym światem. Porównując to do kina, popatrzmy na filmy Kieślowskiego. On nie miał hollywoodzkiego mega-budżetu dla swoich produkcji, ale za to miał tak genialne pomysły i tak fantastycznie je realizował, że przy użyciu minimalnych środków tworzył światowe kino.
Udało się mi – albo raczej nam, bo KWK Promes to nie tylko Robert Konieczny – zaistnieć jako pracownia w światku architektury zagranicą, ale to nie znaczy, że znaleźliśmy się tam w pierwszej lidze. Pierwsza liga to zaledwie parę nazwisk. My staliśmy się biurem zauważalnym, docenianym, i to nas bardzo cieszy. Dzięki temu mamy teraz możliwość projektowania domu pod Barceloną, będziemy projektować też w Nowym Jorku temat z najlepszymi pracowniami z Europy i świata.
Czyli na własnej skórze odczuwacie, że świat zaczyna się już otwierać na polskich architektów?
Nie do końca. To, że się realizuje zagranicą, jeszcze niekoniecznie coś znaczy. Przy tym ostatnim temacie nawet specjalnie zwróciliśmy się do inwestora z pytaniem: jak to się stało, że odezwali się akurat do nas? A warto dodać, że to inwestorzy, którzy pracowali ze światową czołówką, jak Richard Meier czy Zaha Hadid.
Pierwsza liga.
Właśnie. I usłyszeliśmy taką odpowiedź: obserwowali nasze biuro przez dwa–trzy lata, podobało im się to, co robimy, ale z drugiej strony wiedzieli, że pochodzimy z byłego bloku wschodniego i spoglądali na nas w trochę podejrzliwy sposób – choć nie powiedzieli nam tego wprost.
Za to dość bezpośrednio powiedzieli nam to kiedyś w Niemczech, kiedy odwiedzaliśmy jedno z biur architektonicznych. Byli zdziwieni, że przyjechaliśmy samochodem, że pracujemy na komputerach! W 2001 roku!? Wow!
Czyli stereotypy cały czas żyją?
Niestety tak. Stan wojenny, niedźwiedzie na ulicach… Zachód ciągle jeszcze patrzy na nas tak, jak my patrzymy czasem na wschód – nie zawsze sprawiedliwie. Ale należy pamiętać, że jako kraj jesteśmy jeszcze w czasie przemian, również mentalnych; że świat ciągle pamięta PRL, komunę.
Moim zdaniem tak naprawdę dobrze w polskiej architekturze może być dopiero za jedno, dwa pokolenia. Zakładając oczywiście, że architektura pójdzie we właściwym kierunku. Bo to nie jest reguła. Są bardzo obiecujące pracownie, takie jak na przykład WWAA czy Jojko+Nawrocki z Katowic – to są młodzi, myślący ludzie, którzy robią ciekawe rzeczy. I to jest fajne. Ale jest też morze takich pracowni, starszych i młodszych, które, po prostu, lekko i szybko „produkują” budynki. Dla nich główne znaczenie ma czas i pieniądze; nikt tam nie stara się wymyślić czegoś ciekawego, innowacyjnego.
Czego w takim razie, Pana zdaniem, najbardziej brakuje polskiej architekturze?
Myślenia! Gdyby próbować uogólnić, to moim zdaniem w naszej architekturze brakuje myślenia koncepcyjnego.
Chodzi przede wszystkim o poświęcenie dużej ilości czasu na przeanalizowanie danego tematu, poszukanie fajnych rozwiązań, pomysłów, które umożliwią stworzenie czegoś, co będzie interesujące, nowatorskie, nietypowe, a przez to – nasze, polskie. I może, tak jak wspominałem, w formie podobne do tego, co już jest na świecie, ale to nie o formę chodzi przede wszystkim. Raczej o przestrzeń, ciekawe rozwiązania, innowacyjność budynku.
Nie chciałbym, żebyśmy ciągle byli naśladowcami, którzy powtarzają po jakimś czasie to, co już projektuje się na świecie, lecz żebyśmy sami kreowali pewne rozwiązania!
Mój promotor, zresztą świetny architekt – Andrzej Duda, powiedział mi kiedyś, że polska architektura zacznie się liczyć wtedy, kiedy będzie publikowana zagranicą w dobrych magazynach. Wtedy pomyślałem: bardzo chciałbym robić taką architekturę – nieważne czy dużą, czy małą – ale, która będzie inspirowała, będzie skłaniała do myślenia. Nie musi każdemu się podobać – ale musi być interesująca!
- The Phaidon Atlas of Contemporary World Architecture, czyli atlas współczesnej architektury↵