Ewa Zielińska: Jakie wydarzenie w ciągu ostatnich lat najsilniej wpłynęło na obraz polskiej kultury?
Robert Gliński: Mistrzostwa Europy w piłce nożnej Euro 2012. Pokazały, że kultura jest niczym, że przegrywa z piwskiem i masowymi igrzyskami. Na całym świecie wielkie wydarzenia sportowe łączy się z międzynarodowym festiwalem kultury, londyńska Olimpiada kipiała od imprez kulturalnych. Polskie Euro 2012 było wyłącznie festiwalem kibola. Bitki i wypitki. Kultura poszła w kąt.
Podam smutny przykład – w czasie Euro w Warszawie zamknięto teatry Dramatyczny i Studio, bo znajdowały się w strefie kibica czyli w „strefie pijaka”. Zamiast zorganizować w nich dodatkowe wydarzenia kulturalne – teatry zamknięto, by nie przeszkadzały w chlaniu piwska na trawnikach. Przecież w dniu, gdy graliśmy z Rosją, można było tam zrobić fantastyczny festiwal rosyjskiej kultury. Zamiast niego mieliśmy na ulicach Warszawy festiwal nienawiści. Gdy w kilka minut po meczu z Rosją wszedłem do Starbucksa, naprzeciwko strefy kibica w Alejach Jerozolimskich, kelnerka krzyknęła na mój widok „O Jezu, Jezu!”. Spytałem: „Co się stało?”. „O, Jezu, pierwszy trzeźwy od trzech godzin!” – westchnęła.
Kto, według Pana, odegrał znaczącą rolę w polskiej kinematografii?
Polska Historia. Poplątana, niejasna, zmitologizowana. Pełna sprzeczności, konfliktów, trudnych wyborów. Wojny, powstania, bunty, walka o niepodległość. Zrodziły bohatera najbardziej znaczących polskich filmów. Bez nich nie byłoby Szkoły Polskiej, a nawet kina moralnego niepokoju.
Czy w historii polskiej kinematografii jest wydarzenie, które według Pana niesłusznie zostało pominięte lub niezauważone przez krytykę?
Zjawisko zapomniane – telewizyjny, krótki film fabularny. Mała, lapidarna forma, która w niezwykle celny sposób opisywała nasze życie, czasy, problemy. „Dziewczyny do wzięcia” Kondratiuka, „Kobieta samotna” Agnieszki Holland, „Zawrócony” Kazimierza Kutza, „Personel” Kieślowskiego, „Godzina W” Morgensterna, „W wannie” Górskiego – to perły tego zjawiska. Bardzo żałuję, ze wspaniały cykl filmów telewizyjnych „Święta polskie” został wyparty przez telenowele. Ważne filmy przegrały z głupotą i ględzeniem.
Czemu służy dziś film? Jaka jest jego największa wartość dla współczesnego człowieka?
Film służy dziś przede wszystkim złotemu cielcowi. Ale pieniądz był najważniejszym bożkiem dla kina od zawsze. Kiedyś naiwny Lenin uważał „że film to najważniejsza ze sztuk”. Bo można przy jego pomocy manipulować tłumami. Dzisiaj jest najważniejszy tylko dla paru gości, bo napełnia ich brzuchy. Jednak czasem zdarza mi się, że wierzę w misję filmu. Jak jestem na planie i wyjdzie nam fajna scena. Albo gdy montuję i widzę, że na ekranie rodzi się jakaś nowa energia. Wtedy wierzę, że film może powiedzieć coś prawdziwego o człowieku, że wyzwala emocje, że zadaje pytania o sensy.
Jakie zjawiska mają obecnie największy wpływ na kształt polskiego kina?
Telewizja, ale nie jako medium, tylko jako producent. A właściwie zaniechanie działań producenckich przez Telewizję. To uderzyło w naszą kinematografię jak piorun z jasnego nieba. Większość polskich filmów fabularnych była współprodukowana przez telewizję. Mój film „Cześć Tereska” w całości wyprodukowała Polska Telewizja. Dzisiaj by było to niemożliwe. Nowy sposób budżetowania zmienił bardzo polskie filmy, które często zamieniają się w hot-dogi, które trzeba koniecznie sprzedać.
Co wyróżnia naszą kinematografię na tle innych krajów? Z jakich osiągnięć w tej dziedzinie możemy być dumni?
Dobra kinematografia powinna być osadzona w konkretnym miejscu i czasie. Te parametry przesądzają o jej charakterze i randze. W kinie kontekst przestrzenny i czasowy – obojętnie czy filmy opowiadają o przeszłości czy teraźniejszości – jest kluczowy. Dzięki temu kino staje się świadectwem myślenia i wrażliwości panującej w danej epoce i kulturze. Odmienność naszej kinematografii wynika właśnie z tego osadzenia w kontekście kulturowym – uciekanie w uniwersalizm i oderwanie od konkretnej rzeczywistości pozbawia kino istotnej siły. Bo czerpie ono swoją energię przede wszystkim z rzeczywistości: psychicznej, społecznej, politycznej. I takie były polskie filmy. Zakorzenione w naszej współczesności albo w historii – opowiadały o nas.
Postępujący w ostatnich dwóch dekadach rozwój nowych technologii to rewolucja w dostępie do informacji, a tym samym dynamiczny rozwój mediów. Jaką rolę odgrywają dzisiaj media w kształtowaniu kultury?
Fundamentalny, bo zagłuszają kulturę. Serwują tysiące informacji, ale każda jest płaska, powierzchowna, często goni za sensacją. I prawdziwa kultura, sztuka, gdzieś znika w tym koktajlu. Ekspansja mediów zabiera skupienie, które jest nieodzowne, by odbierać sztukę. Więc mamy w głowie i przed oczami karuzelę zgiełku.
W jaki sposób w ciągu ostatnich lat zmieniło się postrzeganie filmów przez odbiorcę? Czy nowe technologie pozytywnie wpływają na ich odbiór, czy też stanowią zagrożenie?
Postrzeganie filmów zmieniło się przez fakt, że sala kinowa przestaje być miejscem oglądania filmu. Koncentracja widza jest coraz bardziej rozproszona. Współczesny nastolatek ściąga film z Internetu, a później ogląda go na małym laptopie, jednocześnie słucha muzykę i klika na facebook’u. Taki widz wymaga innej narracji i dramaturgii. Stąd urodzaj na dziesięciominutowe clipowe filmy w internecie czy krótkie filmy na komórce. Opowiadane szybko, zakładające błyskotliwy efekt. W pokoleniach starszych rośnie popularność sekwencyjności. Wszystko w odcinkach. Jeśli podoba mi się jeden kawałek, to oglądam drugi, trzeci, czwarty. W telewizji, na DVD, w komputerze.
Rozwój nowych technologii to także istotne zmiany w podejściu samych artystów do sztuki czy filmowców do kinematografii. Czy dostrzega Pan owe zmiany w swojej pracy artystycznej?
Cyfrowe chipy wyparły negatyw. Można kręcić dużo dubli. Kamera stała się bardziej mobilna, dynamiczna. Łatwiej się robi filmy. Tylko jak jest łatwiej, to się nie myśli o inscenizacji, o aktorze, o rytmie. Scenariusz przestaje się liczyć, a myśl ucieka w siną dal. Byle było szybko i efektownie. Ale dostrzegam już kontr tendencję. Zauważyłem, że wśród moich studentów coraz częściej trafia się opozycjonista, który stara się zrobić film klasycznie. Buduje napięcia między aktorami, kręci długie, wytrzymane mastershoty. Nie sieka sceny gęstym montażem, opowiada spokojnie. I myśli, co chciałby powiedzieć. Z tego widać, że technologią zachwycamy się przez pierwsze pięć minut, potem trzeba czegoś więcej.
W jaki sposób, Pana zdaniem, rozwój nowych technologii wpłynął na obecną kondycję polskiej kultury?
Wszystkie filmy Wajdy mam w domu, stoją na półce w postaci płyt DVD i mogę je w każdym momencie obejrzeć. Mogę też wejść do internetu i ściągnąć film, jaki chcę. Nowe technologie powodują, że wszystko jest łatwo dostępne. Łatwiej kręci się filmy. Technologia jest coraz bardziej prosta. Aktywizuje to młodych twórców. Niestety, gdy jest łatwo, ślizgamy sie po powierzchni. Kiedyś Herbert składając życzenia studentom szkół artystycznych powiedział: „Życzę wam trudnego życia”. Miał rację, gdy jest łatwo, powstają wydmuszki.
Czego w dzisiejszych czasach najbardziej potrzebuje polska kinematografia?
Różnorodności tematów, gatunków i autorów. Silna kinematografia to taka, gdzie obok filmów dla dzieci, pojawiają się dramaty psychologiczne, a także komedie romantyczne. W dobrej kinematografii jest miejsce dla filmów artystycznych (cokolwiek by to znaczyło), dla adaptacji lektur szkolnych, dla kryminałów i filmów muzycznych.
Jakie wyzwania stoją przed polskim filmem na najbliższe lata?
To co zawsze czyli opisać ten świat, miejsce gdzie żyjemy. Powinniśmy robić filmy o nas. O naszej Historii, tradycji, a także o tym co teraz za oknem.
Dziękuję za rozmowę.