Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na kolejny niepiękny rys osobowości Witkacego. Lubił plotki, co być może stanowiło lokalny fenomen Zakopanego, gdzie – jak skądinąd wiadomo – wszyscy się wtedy znali i obgadywali na potęgę. Witkacy też powtarzał o innych różne rzeczy – najchętniej te brzydkie. Kobiety nie stanowiły tu wyjątku – nie był dyskretny nawet gdy chodziło o te, którym składał miłosne wyznania. Gdybyż jednak tylko brak dyskrecji można mu było zarzucić! Tymczasem Witkiewicz zdradzał intymne szczegóły z życia kobiet po to, by wmanewrować je w najwyraźniej bardziej go podniecające miłosne układy trójkowe: Malinowski był tym trzecim w relacji z Heleną Czerwijowską i Marią Dembowską, Karol Szymanowski w relacji z Jadwigą Janczewską. Malinowskiego wprowadzał Witkacy we wszystkie swoje problemy z płcią piękną, nie zmieniło się to nawet po zerwaniu przyjaźni w 1914 roku. Gdy odeszła od niego Oknińska, to Malinowskiemu oczywiście zlecił misję mediacyjną. Oknińska – nawiasem mówiąc – uciekała od Witkacego kilkakrotnie, a on zawsze prosił o pomoc swych przyjaciół i ci apelowali o jej powrót. Panowie z najbliższego kręgu Witkacego byli dokładnie poinformowani o jego sprawach z kobietami i – jak już zostało powiedziane – sami mieli w nich udział. Witkacy w takim przedziwnym układzie bez wątpienia mniej się nudził, a w dodatku zawsze łatwiej mógł się wycofać pod pozorem ustąpienia miejsca temu drugiemu, jakoby bardziej godnemu uczucia. „Z nim będzie Pani szczęśliwa” – taki teatralny gest, poczytywany za wyjątkową szlachetność, uwalniał od odpowiedzialności.
Nina Witkiewiczowa uważała swego męża za erotomana, na pewno nie bez racji. W listach znajdujemy dowody, że zdobywanie kobiet Witkacy traktował jak grę towarzyską, w której osiągnął biegłość i odnosił sukcesy. Nie sprawiało mu to trudu, bo był mężczyzną bardzo przystojnym, wysportowanym i – dopóki się nie upił – atrakcyjnym towarzysko. Panie pociągała także ciemna strona jego osobowości, co jak najbardziej świadomie wykorzystywał. Rozpierała go duma, że mając 52 lata, potrafił odbić zakopiańskiemu fryzjerowi piękną 17-letnią narzeczoną – Marię Zarotyńską, o czym pisał do różnych osób. Uczuciami dziewczyny, której zapewne zwichnął życie, w ogóle się nie przejmował. Lektura listów do owej panienki jest jeszcze przed nami, gdyż znajdą się one dopiero w drugim tomie korespondencji Witkiewicza.
Tak jak Helena Czerwijowska, w Witkacym zakochana była i Jadwiga Janczewska. Z jednego z listów, jakie autor Nienasycenia pisał w 1914 roku, dowiadujemy się, że na dzień przed desperackim czynem Jadwigi poróżnili się ze sobą. Witkiewicz uważał, że właśnie to popchnęło ją do samobójstwa i tylko z tego powodu miał jakieś wyrzuty sumienia. Co jednak zdarzyło się konkretnie, nie sposób stwierdzić, bo nieznane są inne okoliczności jej śmierci. Jakieś listy od niej Witkacy miał, ale je zniszczył. Wiele pisać do siebie nie musieli – Jadwiga przebywała w Zakopanem, zamieszkała zresztą w pensjonacie prowadzonym przez matkę Witkiewicza, do czego on sam ją namówił. Nieopodal był jego pokój, w tymże domu pokój wynajął także Karol Szymanowski. Między nimi trojgiem rozegrało się coś strasznego, ale co – nie wiadomo. Karola ze Stanisławem łączyła przyjaźń, muzyk w 1904 roku zadedykował Witkacemu sonatę, potem odbyli wspólnie miesięczną podróż do Włoch. Zabawili się razem uczuciami Janczewskiej? Pisarz zarzucał jej, że zdradza go z Karolem.
Tylko na podstawie listów do Heleny możemy sobie wyrobić pojęcie, jak zawiązana została owa tragiczna historia miłosna. Jak zwykle ze strony Witkacego uczucia nie było – wciągnął Jadwigę w tryby intrygi, bo znalazła się niejako na podorędziu. Posłużył się nią, by zaszachować Helenę. Jaki konkretnie był w tym udział Szymanowskiego? A Tadeusza Micińskiego? Przecież nie bez powodu tak enigmatycznie sugerował to szukający winnych Witkacy w listach przeznaczonych do wysłania dopiero po swej samobójczej śmierci. O Karolu pisał: „kanalia urodzona” i „zwykła świnia bez pretensji”, a o Micińskim – „plugawy kabotyn”, który był „aranżerem wielu rzeczy” i „bardzo winien wszystkiemu”. Siebie winił także, ale relatywnie mniej, bo tak oto: „w takiej chwili kiedy faktycznie byłem dla Niej biednej niedobry, takich ludzi wpuściłem do domu”.
Pewny w tej historii jest w zasadzie tylko tragiczny finał krótkiego narzeczeństwa Witkacego oraz reakcja Janczewskich, którzy jednoznacznie odpowiedzialnością za tragedię obciążyli tylko jego. Najwięcej wiadomo, co przeżywał po śmierci Jadwigi sam Witkacy, a właściwie – jak przeżycia te przedstawiał licznym adresatom. Warto rzucić okiem jeszcze i na ten materiał, bo znajdziemy w nim naprawdę sporo danych do szkicowanego portretu.
Z Szymanowskim i Micińskim Witkacy przyjaźń zerwał, sam pogrążył się w nastrojach samobójczych, ale kiedy z pomocą pospieszył Malinowski, proponując egzotyczną podróż na Malezję, plany odebrania sobie życia Witkiewicz odsunął na później. Jeszcze na statku nie wyrzekł się jednak dręczących myśli, bo i też wyrzuty sumienia nie dawały się całkowicie zagłuszyć: „Jestem człowiekiem kompletnie złamanym, którego jedynie śmierć uleczyć może”. Pisarz miał cyjanek, dostarczony mu na usilne prośby przez „Bronia”, ale zwlekał z ostatecznym krokiem. Rodzaj autoterapii stanowiły listy, będące zarazem zapisem ostatniej woli – na szczęście zachowały się, mimo że do samobójstwa wtedy nie doszło. W korespondencji Witkacy dokonuje mitologizacji tragicznej historii i przekształca ją w tragedię miłosną (choć w istocie kompletnie nią nie była). Pisze o swoim cierpieniu, ale cierpi nie po stracie ukochanej, lecz dlatego, że czuje się winny. Krętactwo jego jest grubymi nićmi szyte, chyba nawet przed samym sobą nie potrafiłby się przyznać, że dręczył Jadwigę. Z tego, jak swe wyznania wystylizował, wynika, że zawinił – trochę: „czułem się bardzo źle, ona brała to do siebie i wynikły stąd rzeczy, które przy fatalnym zbiegu okoliczności doprowadziły Ją do tego”. Fakt zerwania zaręczyn przedstawia Witkacy jako ich wspólny pomysł ukrywania „narzeczeństwa”, dopóki on nie poweźmie „decyzji ostatecznej”. W groteskowo koślawą formułę słowną ubiera swą winę: „wskutek tego niezdecydowania i niezamknięcia się w tej jednej miłości postępowanie moje było niegodne Jej”. Przez owo „niezamknięcie się w jednej miłości” należy rozumieć, że zdradzał narzeczoną.
Listy Witkacego z pierwszych miesięcy po tragedii pełne są zapowiedzi samobójstwa, gdy się je czyta jeden po drugim, jest to wprost nużące. Stają się niewiarygodne i jako potwierdzenie uczuć żywionych do zmarłej. W świetle tego, co wiemy o emocjonalnych defektach Witkacego, jego miłosne westchnienia pod adresem nieżyjącej Jadwigi brzmią teatralnie: „tylko Ją teraz kocham”, „czemu tu z Nią nie jestem”, „żebyśmy wzięli ślub… byłaby na pewno ze mną szczęśliwa”, „dla Niej tylko coś robiłem w sztuce”. Ileż w tym mistyfikacji!
Jeszcze bardziej przerażające oblicze Witkacego ujawniają jego listy do żony, ale nie będę się nimi w tym momencie zajmowała. Krzywdy wyrządzone Ninie na pewno bardzo dokładnie zostaną rozliczone przez feministki.
Witkacy miał wiele twarzy i na niektórych jego epistolarnych „portretach” znaleźć można także podziwu godne rysy, choćby świadectwa niezwykłych wprost możliwości pracy twórczej. Z listów dowiedzieć się możemy na przykład, jak owocne dla jego działalności artystycznej było pierwszych kilka lat po powrocie z Rosji w 1918 roku. Trudno byłoby wskazać inny tego rodzaju przykład wydajności pisarskiej. Sprawy związane z twórczością to niezwykle obszerny i bardzo ciekawy wątek listów Witkiewicza. Mnie zainteresował jednak „Witkacy potwór”, a to dlatego, że gdyby nie dokument w postaci korespondencji, nie mogłabym uwierzyć, iż ktoś taki nie jest wyłącznie tworem literackiej wyobraźni.