Hipertekst stanowi dla Boltera niewątpliwie najważniejsze zjawisko ery Internetu. Nie ogranicza się on do wąskiego rozumienia hipertekstu, związanego z awangardowymi praktykami literackimi lat ostatnich dwóch dekad, choć i im poświęca sporo uwagi. Analizując teksty Michaela Joyce’a (z którym zresztą współpracował wielokrotnie, m.in. przy tworzeniu programu Storyspace do tworzenia hipertekstowej literatury) czy Stuarta Moulthropa, Bolter pokazuje, w jaki sposób tego rodzaju przedsięwzięcia modelowo realizują możliwości oferowane przez nowe media i przekształcają literackie konwencje. Co prawda badacz odsłania zadłużenie pisarzy hipertekstowych w modernistyczych eksperymentach Jamesa Joyce’a, Virginii Woolf czy T.S. Eliota oraz w poststrukturalistycznych teoriach przyznających czytelnikowi aktywną rolę we współkształtowaniu znaczeń, ale pisarzom cyfrowym wyznacza rolę awangardzistów, którzy otwierają nowe rozdanie w historii literatury. Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że tłumaczenie książki Boltera stanowi kolejny krok w konsekwentnej strategii promowania literatury cyfrowej, realizowanej przez Korporację Ha!art, a niektóre spośród omawianych przez Boltera tekstów, obok licznych polskich projektów, znaleźć można na stronie wydawnictwa.
Hipertekst to jednak znacznie więcej niż awangardowa literatura. To również cały szereg zjawisk, z którymi mamy do czynienia na co dzień, kiedy tylko używamy komputerów, tabletów i smartfonów. Hipertekst to sposób organizacji komunikatów, w którym uprzywilejowane są równoczesność i niestałość; w którym pismo funkcjonuje na równych prawach z obrazem i dźwiękiem; który wreszcie każe raz na zawsze zapomnieć o skończonym i zamkniętym tekście, nieustannie odsyłając nas w inne miejsca sieci. W tym sensie hipertekst to określenie wszystkich interfejsów komputerowych, z którymi mamy do czynienia: okienek, zakładek i menu systemów operacyjnych, wielokolumnowych układów stron internetowych i (niewspominanych jeszcze przez Boltera) portali społecznościowych, z których setki informacji docierają do nas jednocześnie, domagając się naszego działania.
Zawiedzione obietnice
Bolter przekonująco pokazuje, w jaki sposób to przejście od tekstu książkowego do hipertekstu wpływa na nasze sposoby rozumienia świata i samych siebie. W miejsce stabilizacji i wyraźnych granic, oddzielających jedne zjawiska od drugich, otrzymujemy więc rozproszoną sieć przepływów, w której żadna rzecz, żadna informacja i — co najważniejsze — żadna osoba nie może już dysponować trwale określoną tożsamością. To, co jeszcze do niedawna mogliśmy uznawać za niezmienny element osobowości, staje się tylko odsyłaczem do innych elementów społecznego hipertekstu. Takie myślenie o tożsamości i społeczeństwie jest wyraźnie postmodernistyczne, na co zresztą wskazuje sam Bolter. Nie chodzi tu jednak o artystyczny postmodernizm, który w Polsce wybuchł i szybko zgasł w latach 90., ale szerszy projekt społeczno-polityczny, jaki od późnych lat 70. do lat 90. funkcjonował na Zachodzie. Obiecywał on wyzwolenie z tradycyjnych mechanizmów opresji (jak pisał François Lyotard, jeden z filozoficznych patronów postmodernizmu: „wypowiedzmy wojnę całości”) i uwolnienie swobodnej cyrkulacji osób i języków w zglobalizowanym świecie pozbawionym granic.
Książka Boltera, której pierwsze wydanie ukazało się w 1991 roku, a drugie — zmienione — w 2001 roku, jest głęboko zanurzona w tego rodzaju myśleniu. Widać to szczególnie w optymizmie, z jakim badacz pisze o wolnościowym potencjale Internetu, mającym umożliwić rzeczywistą pluralizację świata. Bolter nieustannie podkreśla, że w sieci jest miejsce dla wszystkich:
„Dziś wykorzystujemy pisanie elektroniczne, aby przeciwstawiać się standaryzacji, ujednoliceniu, a także hierarchizacji. Sieć WWW zyskała sławę systemu chaotycznie rozproszonego, w którym jednostki i ich organizacje mogą tworzyć nowe strony i serwisy oraz włączać je do światowego hipertekstu bez zgody czy nawet wiedzy jakiejkolwiek centralnej władzy. Sieć oferuje jako paradygmat system pisania, który dostosowuje się do oczekiwań publiczności czytelników-twórców zamiast wymagać, by owa publiczność dopasowała się do narzuconego standardu czy autorytetu”.
Wiara w utopię Internetu jako przestrzeni niepodlegającej kontroli, w której każdy może swobodnie wyrażać siebie i uczestniczyć we wspólnotowej wymianie, skończyła się jednak przed rokiem, kiedy Edward Snowden ujawnił masową skalę inwigilacji prowadzonej przez służby specjalne na całym świecie. Zresztą i bez tego wiedzieliśmy, że od kilku lat Internet ulega stopniowej homogenizacji za sprawą takich korporacji, jak Google czy Facebook. Chwalone przez Boltera zatarcie granicy między sferami prywatną i publiczną — zatarcie, które miało pozwolić na zbudowanie nowej globalnej wspólnoty — ukazuje swoją demoniczną stronę, kiedy nasza prywatność staje się przedmiotem globalnego handlu i państwowej kontroli. A obietnica pluralizacji zostaje wchłonięta przez ekspansywną politykę największych internetowych graczy, którzy konsekwentnie eliminują inne formy przekazu i coraz mniej subtelnie regulują przepływ informacji, decydując o tym, jakie komunikaty mogą do nas dotrzeć. Kiedy Bolter pisze: „Wydaje się, iż hierarchie poprzednich technologii informacji nie przenoszą się łatwo na dzisiejsze technologie sieci” — możemy się tylko gorzko uśmiechać, widząc, jak głęboko się pomylił.
Przeprowadzona przez Boltera błyskotliwa analiza remediacji pisma i wpływu mediów internetowych na nasze rozumienie świata nie jest nietrafiona. Zaproponowane przez niego teoretyczne narzędzia znacznie ułatwiają dyskusję o tym, jakie konsekwencje media elektroniczne przynoszą dla naszych sposobów myślenia. Tyle tylko, że autor radykalnie pomylił się w ocenie zjawisk, które zidentyfikował. Hipertekstowe rozproszenie nie przyczyniło się do zbudowania nowej globalnej wspólnoty, opartej na pluralizacji poglądów i swobodzie przekraczania granic. Dziś, zaledwie dziesięć lat od publikacji książki Boltera, wiadomo już, że postmodernistyczne obietnice służą najpotężniejszym podmiotom w skuteczniejszym dostosowywaniu upłynnionego świata do swoich własnych potrzeb. Jednak pomyłka Boltera pozwala również zrozumieć, że czytanie książek może stanowić dziś jedną z ostatnich strategii oporu.