Temat wystawy – pamięć i jej reprezentacja w sztuce – był bardzo ambitny, zarówno ze względu na skomplikowany charakter zagadnienia, rosnące nim zainteresowanie, ale też ogrom i różnorodność potencjalnych eksponatów. Czy nie miały Panie wrażenia, że – mówiąc kolokwialnie – porywają się z motyką na słońce?
Natalia Żak: Wystawa była niejako odpowiedzią na zwrot pamięciologiczny, swoistą koniunkturę pamięci, którą od kilku już dekad obserwujemy w naukach humanistycznych i która silnie rezonuje na pole sztuki. Przede wszystkim czułyśmy ogromna potrzebę syntetyzacji zjawiska, przeprowadzenia chociażby cząstkowej systematyzacji tych procesów w sztukach plastycznych. Oczywiście od samego początku było dla nas jasne, że nie będziemy w stanie oddać pełnego spektrum zjawiska. Wystawa jest więc pewnego rodzaju subiektywnym wyborem przybliżającym te tropy pamięciowe, które wydały nam się szczególnie istotne i dominujące.
W jaki sposób wybierały Panie prace? Czy istniał jakiś klucz, według którego zbudowana została narracja ekspozycji?
Monika Rydiger: Brałyśmy pod uwagę prace które powstały po 1989 roku. To znacząca cezura czasowa nie tylko ze względu na istotne przemiany, jakie dokonały się w polskiej sztuce, ale też ze względu na przełom polityczny, który spowodował rewizję peerelowskich manipulacji historycznych – manipulacji pamięcią zbiorową. Owa zmiana dysponenta pamięci oficjalnej uruchomiła proces odkrywania, a właściwie wręcz uwalniania, stłumionych, przemilczanych śladów w obszarze pamięci indywidualnej. Dlatego budując narrację ekspozycji, wybierałyśmy prace, w których ujawnia się skomplikowana gra pomiędzy pamięcią wspólną a wpisanym w jej ramy indywidualnym doświadczeniem. To właściwie jest klucz do odczytania wystawy. W zasadzie w każdej z prezentowanych prac odnajdujemy te polaryzacje, swoiste napięcia pomiędzy oficjalnym a osobistym pamiętaniem.
Czy w trakcie budowania koncepcji wystawy – poznawania kolejnych prac – zaskoczyły Panie jakieś aspekty związane z zagadnieniem reprezentacji pamięci, doświadczenia historycznego, o jakich wcześniej Panie nie myślały?
N. Z.: W trakcie pracy nad konstruowaniem scenariusza zwróciło naszą uwagę, a właściwie potwierdziło nasze wcześniejsze intuicje, że ta wszechobecna dyskusja związana z pamięcią, jej odzyskiwaniem, polifonią zdominowana jest często przez pamięć w jej aspekcie zbiorowym, mamy niejako do czynienia z hegemonią pamięci kolektywnej. Ta obserwacja skłoniła nas do tego, aby na naszej wystawie rozłożyć akcenty w taki sposób, przyjąć taką optykę, która pozwoliłaby zarówno zaprezentować wątki związane z doświadczeniem zbiorowym, jak i dała możliwość dojścia do głosu tym strategiom artystycznym, dla których istotne jest czerpanie z pamięci indywidualnej. Oczywiście często trudno jest przeprowadzić wyraźne rozgraniczenie pomiędzy tymi dwoma wymiarami pamiętania, w wielu wypadkach możemy raczej mówić o przenikaniu, koegzystowaniu tych dwóch sfer.
Mam wrażenie, że wystawa, mimo bardzo złożonego „wyjściowego” problemu, jest interesująca przede wszystkim na poziomie edukacyjnym – pokazuje sposoby mówienia o pamięci w sztuce, nie wikłając się w bardziej szczegółowe rozpoznania historyczno-artystyczne czy kulturowe diagnozy (które, z drugiej strony, można znaleźć w katalogu). Czy rzeczywiście interesował Panie ten – nazwijmy to, dydaktyczny – aspekt mówienia o kwestii pamięci?
M. R.: Zdecydowanie nie było to naszym celem. Wręcz chciałyśmy uniknąć wrażenia, że to jakiś wyczerpujący podręcznikowy przegląd pamięciologicznych zagadnień i odnoszących się do nich dzieł. Raczej chodziło nam o wypunktowanie pewnych wątków, tych najczęściej podnoszonych w teoretycznych tekstach z dziedziny socjologii, antropologii, historii, które rezonują w obszarze sztuki. Bardziej interesuje nas prowokowanie widza do refleksji, do przewartościowywania obiegowych opinii i przekonań. Do przyjrzenia się, często bardzo dobrze już znanym, dziełom z innej perspektywy. Ale jeśli dodatkowo to może mieć również kształcący walor, to zapewne pozytywny objaw. Zupełnie osobną kwestią jest wykorzystanie pewnych wątków poruszanych przez nas na wystawie w prowadzonym przez MCK programie edukacyjnym dla dzieci i młodzieży. Zasadniczo przy każdej wystawie są realizowane ścieżki edukacyjne i warsztaty.
Wystawa dobiega końca – w trakcie jej trwania zrealizowano wiele projektów towarzyszących, także edukacyjnych, przeznaczonych dla rozmaitej publiczności; można więc już powiedzieć o tym, w jaki sposób była odbierana. Jak zatem reagowała publiczność na to zagadnienie, siłą rzeczy, generujące emocje?
M. R.: Reagowała właśnie emocjonalnie. Bardzo krytycznie albo bardzo entuzjastycznie. I o to nam chodziło, o sprowokowanie dyskusji, o jakiś namysł a nie o bezrefleksyjną percepcję. Wystawa została pomyślana jako ekspozycja wielowarstwowa, zarówno dla widza dobrze obeznanego z dyskursem pamięciologicznym, jak i takiego, który po raz pierwszy dowiaduje się, że we współczesnej kulturze panuje „memory boom”.
N. Ż: Wystawa stała się również impulsem do zainicjowania jednodniowej sesji naukowej Sztuka współczesna wobec mechanizmów pamięci indywidualnej. Zaprezentowane wystąpienia i towarzyszące im żywe dyskusje dobitnie wykazały, jak problematyka „pamięciowa” wciąż pozostaje źródłem nowych i intrygujących tropów badawczych. Dopełnieniem projektu był również numer wydawanego przez MCK kwartalnika „Herito”, który poświęcony był kwestiom konfliktów pamięci.
Czy planują Panie – lub szerzej, czy w planach Międzynarodowego Centrum Kultury – jest realizacja kolejnych wystaw, projektów dotyczących kwestii pamięci w sztuce, penetrujących „czas pamięci”?
N. Ż.: Problem pamięci i różnych jej wymiarów wpisuje się w spektrum zainteresowań Międzynarodowego Centrum Kultury i zapewne niejednokrotnie powróci w naszych projektach.
M. R.: Wpisuje się bowiem w szeroko pojęte dziedzictwo kulturowe, które jest przedmiotem naszych badań i refleksji. Ale za każdym razem, kiedy „odpominamy” zapomniane, pomijane zjawiska, tendencje i postacie przyglądamy się temu z aktualnej perspektywy i w kontekście zmian, jakie obserwujemy we współczesnej kulturze.
N. Ż.: Rodzajem konfrontacji wielu pamięci będzie na przykład jedna z kolejnych wystaw Mit Galicji, badająca funkcjonowanie tego fenomenu m.in. z perspektywy różnych pamięci narodowych.
Dziękuję za rozmowę.