Umawiamy się w siedzibie muzeum na Księżym Młynie, dobre dwadzieścia minut piechotą ze śródmieścia Łodzi. W małym parku stoi zaniedbany dom, na oko z końca XIX wieku. Parczek otacza siatka druciana. Podchodzę pod zamkniętą łańcuchem bramę, wychodzi po mnie gospodyni wraz ze swoim psem. Zaprasza do środka. Gdy staję wewnątrz klatki schodowej, przecieram oczy ze zdumienia. To przepiękne, ledwo zachowane wnętrze z epoki. Po wejściu do sali muzealnej jestem jeszcze bardziej zachwycony – boazeria licząca prawie sto lat! Takie cacka skrywa Muzeum Książki Artystycznej – oczywiście poza samą kolekcją polskiej książki artystycznej.
Marcin Czerwiński: Wszystko zaczęło się od współpracy Pani i Pani męża Janusza Tryzno, grafika z wykształcenia, ze Zdzisławem Jaskułą, legendarną już chyba dzisiaj postacią łódzkiego środowiska literackiego…
Jadwiga Tryzno: Zdzisława Jaskułę i jego żonę Sławę Lisiecką poznaliśmy w 1980 roku – jesienią na imieninach u naszej sąsiadki. Często się wtedy spotykaliśmy przy stole, ubogim w jadło, ale bogatym w pomysły i dyskusje. Na jednym z nich padła idea „wydania” (wszyscy coś wtedy wydawali) kalendarza, w którym do każdego miesiąca zostanie wybrany odpowiedni patriotyczny wiersz, a do niego zrobiona zostanie równie bojowa grafika. Zdzisław podjął się wtedy wyboru wierszy, a obecni na spotkaniu trzej artyści – wykonania grafik. Ktoś rzucił tytuł Rok Polski i zdecydowano, że kalendarz ten będzie miał 13 miesięcy. Robota trwała kilka miesięcy i wiosną 1981 Rok Polski był gotowy w nakładzie 53 egzemplarzy. Tekst wierszy był wytrawiony na płytach cynkowych i odbity na prasie wałowej, tak samo jak grafiki – o składzie czcionkowym nie było wtedy co marzyć, bo oficjalnie nie było to możliwe (cenzura), a podziemnie były ważniejsze rzeczy do drukowania niż „sztuka”. Wybór wierszy zrobiony przez Zdzisława był niezwykle trafny, mogłam się o tym przekonać podczas strajku studenckiego w 1981 – na ścianach sal uczelni studenci wieszali kartki z ręcznie przepisywanymi wierszami, tymi samymi, które znalazły się w Roku Polskim.
Podobno spotkaliście się wtedy z Czesławem Miłoszem?
Zdzisław zarządził wycieczkę do Łomży na spotkanie z Miłoszem, który po raz pierwszy od czasu emigracji, po uzyskaniu Nobla, mógł spotkać się w kraju ze środowiskiem literackim. Wtedy Zdzisław podczas śniadania uzyskał dla nas 17 autografów Miłosza pod wierszem Który skrzywdziłeś, a potem poznał nas z przybyłą do Łomży elitą poetycką, która zobaczywszy błogosławieństwo mistrza na naszym dziele, zapragnęła z nami współpracować. Dzięki temu w czasie stanu wojennego mieliśmy co wydawać w nakładzie 100 egz. na prawach rękopisu (ta ilość i formuła chroniła nas podczas milicyjnego śledztwa). Powstały kolejne książki poetyckie z wierszami Zdzisława Jaskuły, Artura Międzyrzeckiego, Anny Kamieńskiej, Ryszarda Krynickiego oraz krótkie opowiadania Thomasa Bernharda w przekładzie Sławy Lisieckiej oraz wybór fragmentów prozy Bruno Schulza w postaci „monologu ojca”, którego dokonał Zdzisław.
Niewątpliwą zasługą Zdzisława jest też nadanie naszemu wydawnictwu nazwy „Correspondance des Arts”, co do tej pory jako idea sztuki inspiruje wszystkie nasze książkowe dzieła. Wielokrotnie mogliśmy się też przekonać, jak bardzo ta nazwa okazywała się pojemna i przewidująca także dla koncepcji oraz działalności Muzeum Książki Artystycznej.
Zdzisław Jaskuła jest przewodniczącym rady fundacji Correspondance des Arts od początku jej istnienia (1990) aż do dzisiaj oraz naszym niezawodnym przyjacielem mimo ograniczeń czasowych, jakim wszyscy podlegamy i nad czym zawsze bolejemy, gdy wspominamy lata 80.
Czy już wtedy, w latach 80., myśleli Państwo o kolekcjonowaniu książki artystycznej?
Gdy zaczęliśmy bywać na spotkaniach z artystami w Niemczech w końcu lat 80., wymieniliśmy trochę własnych książek na ich prace. Celowe zbieranie zaczęło się dopiero w muzeum (po 1993), szczególnie zaś od kolekcji Polska książka artystyczna z przełomu XX i XXI wieku (2009). Nie mamy środków na kupowanie książek artystycznych – wszystko to dary artystów i wymiana oraz w dużym stopniu depozyty.
Proszę powiedzieć, jak to się stało, że muzeum trafiło do wspaniałej willi Grohmana?
Zanim pomyśleliśmy o Muzeum Ksiązki Artystycznej, przez dwa lata wcześniej nasze wydawnictwo Correspondance des Arts miało lokum w Muzeum Artystów na ul. Tylnej 16 na Księżym Młynie – bardzo blisko ul. Tymienieckiego i także w budynku należącym do Grohmanów (Traugotta Grohmana – dziadka Henryka, który przybył do Łodzi z Saksonii i w I połowie XIX w. skorzystał z bardzo korzystnych warunków osiedlenia i budowy przemysłu włókienniczego w Łodzi, jakie zapewniała reforma Druckiego-Lubeckiego). Międzynarodowa fundacja Konstrukcja w Procesie, która założyła Muzeum Artystów w 1991 roku, użyczyła nam jedną czwartą swojego budynku na naszą pierwszą drukarnię typograficzną. Jednak bardzo szybko okazało się, że powierzchnia ok. 100 m2 nie wystarcza na ulokowanie sprzętu, który w tym czasie za bezcen mogliśmy zbierać, ponieważ był wyrzucany na złom. Dlatego zaczęliśmy się rozglądać po okolicy i szybko znaleźliśmy idealny budynek nie tylko na nasze maszyny, ale też i na ekspozycję książek artystycznych i innych związanych z nimi dzieł sztuki.
Henryk Grohman był nietuzinkową postacią…
Był wybitnym kolekcjonerem i mecenasem sztuki, zaprzyjaźnionym z wieloma artystami, których gościł u siebie, Ignacym Paderewskim, Henrykiem Sienkiewiczem, Witkacym i innymi. W willi zachowały się wnętrza pochodzące z pracowni wiedeńskiej Otto Wagnera: szafy, w których Grohman gromadził swoje kolekcje, kominek z płaskorzeźbą Herkulesa – przede wszystkim zaś niezwykły urok autentyczności całej budowli i parku wokół. To sprawiło, że gdy po raz pierwszy weszliśmy do willi, od razu wiedzieliśmy, że nie chcemy już szukać innego, nawet bardziej odpowiedniego miejsca dla naszego muzeum – po 20 latach dalej myślimy tak samo.
Czy to ukierunkowało w jakiś sposób działalność muzeum?
Willa nie tylko umożliwiała nam działałność, ale też podpowiadała, co mamy robić i w jaki sposób. Dlatego na wstępie opowiadamy gościom o postaci Henryka Grohmana, jego zbiorach i jego wpływie na nasze pojmowanie roli muzealnika-kontynuatora jego dziedzictwa. Dlatego nie zmienialiśmy w willi niczego, co bezpowrotnie odcinałoby ją od przeszłosci (z naszej inicjatywy została wpisana do tzw. białej księgi zabytków). W przyszłości, jeżeli będziemy mieć możliwość remontu (a jest to konieczne, bo ma ponad 100 lat i nie była konserwowana), dołożymy wszelkich starań, aby zachować jej „starość” i klimat właściwy czasom, w których powstała – nie zaś zrewitalizować ją jako nowy zabytek, których wiele obecnie w Polsce przybywa.
Co niezwykłe, w uroczystym otwarciu muzeum brał udział sam Zbigniew Brzeziński. To zaskakujący fakt, bo przeciętnemu odbiorcy nie przychodzi na myśl, że ten sławny politolog mógłby mieć coś wspólnego z książką artystyczną…
Nie tylko przeciętnemu odbiorcy to się nie mieści w glowie – na prezentację Bibliography & Drawings… przybył z USA The Librarian of Congress – James Billington, kolega Zbigniewa Brzezińskiego z Harwardu, i w swoim wystąpieniu powitalnym powiedział, że nigdy nie przypuszczał, że Zbig na starość zostanie artystą, co oczywiście było żartem, przyjętym z wielkim aplauzem, ale w gruncie rzeczy wskazującym na istotę sprawy, jaka wiąże się z odkryciem tej niezwykłej umiejętności, a wręcz talentu Zbiga-stratega. To, że talent ten został odkryty i uświadomiony przede wszystkim jemu samemu, zawdzięczamy jego żonie Emilie, która pokazała nam zbierane przez wiele lat ukradkiem karteczki, na których Profesor, nie przywiązując do nich żadnej wagi, machinalnie rysował i pozostawiał gdziekolwiek bądź swoje „doodles”. Dopiero zrobiona przez nas książka sprawiła, że wypowiedziałsię na ten temat i wskazał na prawdopodobny związek między tymi rysunkami i jego sposobem myślenia – analizowania sytuacji, z którymi się stykał.
Co znajdziemy szczególnie godnego polecenia w kolekcji najnowszej książki artystycznej polskich autorów?
Kolekcja jest wyborem ponad 100 prac z ilości czterokrotnie większej – spora część kolekcji to prace nagrodzone wcześniej na różnych konkursach. Po wystawie kolekcji w muzeum Musashino na Uniwersytecie Sztuki w Tokio zaproponowano zakup większości prac z kolekcji (spośród tam prezentowanych – z powodu kosztów transportu nie była to cała kolekcja) – zatem jest ona warta uwagi. Ostatnio zaś przygotowujemy nowe prace – instalację książkową liczącą ponad 40 obiektów, które chcemy pokazać w Nowym Jorku i być może jeszcze dalej. W tym wypadku nie myślimy o osiągnięciach innych artystów, tylko ścigamy się ze sobą, szukając nowych, oryginalnych rozwiązań. Nie jesteśmy krytykami tej sztuki, tylko jej stroną w procesie twórczym – dlatego raczej zbieramy niż oceniamy, zostawiając krytykę fachowcom. Zbierając staramy się, aby reprezentowane były różne rodzaje książek, choćby z trzech podstawowych kategorii: book works, book objects i just books. Teraz największe szanse rozwoju mają tzw. just books – „zwykłe książki” oparte o konceptualne czy liberackie lub inne, podobne idee artystyczne, które są możliwe do zrealizowania w oparciu o fotografie, komputer, drukarkę, internet oraz nowe technologie.
W związku z tym budulcem kolekcji będą zwykłe książki czy na całość złożą się gotowe już obiekty?
Instalacja ta już powstała – przed wyjazdem do USA zrobiliśmy cykl obiektów książkowych pt. step by step printing SUPREMATYZM, składający się z 49 prac i chcieliśmy go zaprezentować w Bibliotece Kongresu. Udało się pokazać tam tylko dziewięć, z powodu kosztów transportu i ekspozycji, ale w dalszej części podróży koncepcja i fotograficzna dokumentacja instalacji spotkała się z żywym zainteresowaniem i jest nadzieja, że wkrótce zostanie pokazana w kilku liczących się galeriach w Kalifornii i wschodniego wybrzeża USA. Do tego czasu będzie ją można oglądać w Muzeum Książki Artystycznej, w którym za dwa tygodnie otworzymy jej wystawę, połączoną z pokazem filmu Book Art Museum, który był prezentowany podczas uroczystości wręczania nam nagrody APHA 2015 w Bibliotece Publicznej w Nowym Jorku, w Bibliotece Kongresu, w galerii Central Booking na Manhatanie oraz w Center for Book Arts w Los Angeles.
W piwnicach przechowują Państwo fantastyczne maszyny drukarskie z zeszłego wieku, których już dzisiaj nigdzie się nie zobaczy…
W czasie pobytu w USA odwiedziłam parę ważnych pod tym względem miejsc dla książki artystycznej: Center for Book Arts w Nowym Jorku i Los Angeles; Mills College w Oakland i Scripps College w Claremont, International Printing Museum w Carson (CA), Church Type w Santa Monica (CA) i wszędzie tam spotkałam sprzęt drukarski z epoki Gutenberga, służący przede wszystkim edukacji – różnego typu warsztatom typograficznym, dla potrzeb których dostosowane są zestawy urządzeń drukarskich. Urządzeń tych mają po kilka sztuk tego samego rodzaju, aby kilka osób mogło równocześnie pracować. U nas również mamy takie maszyny, ale w pojedynczych egzemplarzach, natomiast mamy inne urządzenia, których tam nie ma, ponieważ zakres edukacji ich nie obejmuje. Dotyczy to głównie urządzeń do odlewania czcionek, które u nas pracują i są obecnie unikalne na świecie. Pod tym względem jesteśmy potencjalnymi partnerami do współpracy naukowej i artystycznej z najbardziej liczącymi się ośrodkami amerykańskimi, jak MoMA, Instytut przy Getty Museum czy Letterform Archive, z którymi nawiązaliśmy kontakt.
Jak aktualnie rozwija się sztuka książki na świecie? Niegdyś propagował ją m.in. mail art. A dzisiaj, w czasach internetu? Jak to wygląda w porównaniu z Polską? Albo może inaczej: jak polska książka artystyczna wygląda na tle światowej?
Generalnie sztuka książki rozwija się i będzie rozwijać dalej w miarę rozwoju internetu i wszystkich pochodnych form elektronicznych – książka zmierza w stronę sztuki, tak jak kiedyś grafika, która była przedmiotem użytkowym. Ma się więc dobrze – do porównania miałam wystawiane na prawie 200 stoiskach książki artystyczne podczas festiwalu CODEX w Richmond Berkeley, wystawę jubileuszową z okazji 40-lecia Center for Book Arts w Nowym Jorku oraz wystawiane do sprzedaży książki artystyczne w galerii Central Booking w Nowym Jorku. Polska książka artystyczna jest może nawet zanadto podobna do światowej, w której dominuje papierowa fascynacja w opozycji do ekranu komputerowego. Wystawiane przez nas na CODEX książki drukowane na materiałach lentykularnych, umożliwiających pokazanie trójwymiarowej przestrzeni i ruchu, nie miały konkurencji i budziły powszechne zdumienie, kończące się uśmiechem aprobaty albo pogardy.
1 comment
Szanowna Pani,
jestem od dość dawna internetowym odbiorcą Polskiego Portalu Kultury, ale dopiero teraz postanowiłem odnieść się do jednej z informacji. Bardzo zaciekawiła mnie Wasza – Państwa Tryznów – działalność i utworzenie ww. muzeum. Nie jestem co prawda do końca pewny, co to znaczy książka artystyczna: album z dziełami sztuki, wydanie bibliofilskie, wszelkie dzieła pięknie wydane (nawet słowniki czy encyklopedie), ale bardzo zainteresowała mnie ta inicjatywa. Mam w domu ponad 5 tys. książek, głównie z dziedziny językoznawstwa, religioznawstwa, polityki itp., ale też trochę albumów sztuki i przynajmniej części tych tytułów muszę się pozbyć, bo będziemy się wyprowadzać z obecnego mieszkania. Nie wiem, czy to, co mam, będzie dla Państwa ciekawe i potrzebne, ale na wszelki wypadek powiadamiam o takiej możliwości. I w ogóle chętnie bym porozmawiał o Waszych dokonaniach, bo wywiad w Portalu, choć długi, nie wszystko opowiedział.
Na razie serdecznie Panią pozdrawiam i życzę Wam wytrwałości i powodzenia w planach i działaniach –
Krzysztof Gołębiowski z Warszawy
Comments are closed.