Oczywiście, bardzo lubię jego ścieżki dźwiękowe do filmów animowanych, jak Ratatuj czy Odlot i nowych części Star Treka…
A wiedziałaś, że zaczynał jako twórca muzyki do gier komputerowych? Ja jego muzykę poznałem na przełomie 1999 i 2000 roku, z gry Medal of Honor. Grałem wtedy w tą grę na PlayStation 2. Pewnego razu, zupełnie niespodziewanie, zatrzymałem się, momentalnie zapomniałem o grze i zacząłem się wsłuchiwać w muzykę, takie zrobiła na mnie wrażenie. Wspaniała, piękna robota. Tak mocne, silne, inteligentne tematy i piękna orkiestracja, harmonia… nie dziwi mnie wcale, że dostał Oscara (w 2010 roku za Odlot – przyp. M.M.). W kontraście do niego funkcjonuje u mnie Trent Reznor, bardzo mi się podobają jego brzmienia, podobnie klasyk – John Williams. Muzykę Hansa Zimmera też darzę sympatią, w przeciwieństwie do wielu purystów muzycznych. Dla mnie jest on niesamowitym innowatorem i swoistym duchem Hollywoodu.
Masz doświadczenie przy produkcjach telewizyjnych, filmowych, grach komputerowych. Nie od dziś wiadomo, że znakomicie skomponowana ścieżka dźwiękowa doskonale funkcjonuje jako osobny bohater, często zupełnie niezależnie od filmu czy gry, którą ma w założeniu ilustrować, np. muzyka do filmów Braveheart, Gladiator czy Piraci z Karaibów, okraszone doskonale znanymi motywami przewodnimi. Czy ty też postrzegasz to w ten sposób?
Różnica podstawowa między pracą w telewizji, filmie czy przy grze komputerowej tkwi w sposobie opowiedzenia historii za pomocą muzyki, a także, co nasuwa się od razu – w funkcji, jaką muzyka ma pełnić. Muzyka filmowa rozwija się wraz z filmem, tworzy rodzaj „łuku wydarzeń” i jest jego akompaniamentem. Jak sądzę, zadaniem muzyki do gier komputerowych jest modulowanie tego, jak czuje się gracz: czy ma się bać czy czuć satysfakcję z właśnie wykonanego zadania, czy ma się zdenerwować, bo mu umarł bohater… Muzyka do gry nie posiada cechy, którą ma wiele ścieżek filmowych, to znaczy nie dopowiada czegoś, co nazywam trzecim tłem wydarzeń. Jeszcze tego nie robi, chociaż niektórzy twórcy gier, którzy zamawiają u mnie ścieżki, zastrzegają, że utwory powinny być właśnie „filmowe”. Jak teraz o tym myślę, to wydaje mi się, że to „trzecie tło” przemycałem już w grze The Vanishing of Ethan Carter, chociaż nie mogłem muzyką zdradzić zbyt wiele. W przypadku gier dodatkowo dochodzi kwestia interaktywności. Ten rodzaj muzyki należy szczegółowo zaplanować, wiedzieć, jak się zmienia, jak ewoluuje i w jakim celu. Trzeba ją stworzyć z komórek, które będą powodowały, że będzie możliwie elastyczna. W momencie, gdy gracz przejdzie pewną granicę do następnego obszaru, muzyka umożliwia płynność przejścia.
Sukces Wiedźmina 3: Dziki Gon, czyli jednego z najnowszych projektów twojego autorstwa, nie przestaje zaskakiwać. Ogłoszona przez graczy najbardziej oczekiwaną, najlepszą grą dekady, ciągle zdobywa nagrody i wyróżnienia na świecie. To autentyczny fenomen i do tego znad Wisły. W którym momencie dołączyłeś do tego projektu, czy wcześniej interesowałeś się w ogóle jego losami?
Jako fan Sapkowskiego, gier i muzyki nie mogłem oczywiście nie zauważyć, że światło dzienne ujrzały części pierwsza i druga Wiedźmina. W tym czasie byłem już jednak w Los Angeles, więc nie zaangażowałem się w żaden sposób w ich powstanie. W międzyczasie miałem szczęście zrobić muzykę do trailera gry Dark Souls 2 i zwróciłem tym na siebie uwagę twórców polskich gier. Wtedy zostałem zaproszony do przygotowania demo dla Wiedźmina właśnie. W ten projekt, jeszcze na tak wczesnym etapie, włożyłem 150% swoich umiejętności i czasu – zainwestowałem w to naprawdę dużo. Potem dowiedziałem się, że konkurencja była spora, swych sił próbowało też wielu kompozytorów hollywoodzkich. Po jakichś sześciu miesiącach zadzwoniło CD Projekt z pytaniem, czy dołączę.
A czy to demo znalazło się na ostatecznej ścieżce dźwiękowej?
W końcu nie, ale można go posłuchać na mojej stronie internetowej, funkcjonuje jako The Ghost of the Forgotten Glory. Trafiłem chyba tym utworem w ducha gry, co może sugeruje już tytuł. Jeśli chodzi o sam proces powstawania ścieżki to oczywiście od początku zdawałem sobie sprawę ze statusu Wiedźmina. Wiedziałem, że mnóstwo ludzi na niego czeka, ale gdybym myślał tylko o tym, nic by pewnie nie powstało. Potraktowałem Wiedźmina jako kolejny projekt, chociaż przez „duże Pe”– ogromnie prestiżowy i ważny, ale wciąż jako zadanie do wykonania. Dzisiaj czuję przede wszystkim satysfakcję, że brałem udział w tym szaleństwie, pod każdym względem była to radość i przyjemność. Nie odczuwam może dumy osobistej, ale to uczucie towarzyszy mi, kiedy myślę o Wiedźminie trochę w innym kontekście. Jestem raczej dumny, że mogłem być częścią drużyny, która stworzyła takie cudo, częścią narodu, który wymyślił coś własnego i teraz cieszy się sukcesem. Może zabrzmi to patetycznie, ale jestem dumny z bycia Polakiem. Poza tym, nawet jeśli Gołocie nie wyszło, teraz jest czas Wiedźmina.
Wspominasz Gołotę i boks, ale w ostatnich latach zdecydowanie mamy się czym pochwalić w dziedzinie filmu, poza sukcesami Idy, filmów Wajdy, Polańskiego, Skolimowskiego i innych, mamy też swoich słynnych operatorów i kompozytorów muzyki filmowej. W tej ostatniej dziedzinie wydaje się, że naszym tematem eksportowym numer jeden są eleganckie, dystyngowane melodie, poruszające naszą polską, melancholijną strunę i oddające naszego narodowego ducha. Takie melodie tworzyli lub tworzą na przykład Jan A.P. Kaczmarek, Zbigniew Preisner czy Abel Korzeniowski. Wybrzmiewają w tych utworach nasze słowiańskie dusze zaklęte w dźwiękach instrumentów smyczkowych i fortepianu. Jak myślisz, co charakteryzuje twoją muzykę, jako przedstawiciela polskiej szkoły jazzu, choć mieszkającego daleko od naszych granic?
Ciekawe pytanie, sam bardzo długo nad tym swego czasu myślałem i doszedłem do wniosku, że moje utwory także charakteryzują te cechy, o których tak poetycko wspomniałaś. Faktycznie wydaje mi się, choć może wielu się ze mną nie zgodzi – że w nas, Polakach głęboko siedzi melodyjność, ale dużo gorzej z rytmiką. Ogólnie mówiąc, rytm nie jest naszą silną stroną, po prostu. To wybrzmiewa choćby w rubatach Chopina („rubato” – chwiejne, zmienne tempo; przyp. M.M.). Chopin jest w ogóle moim zdaniem esencją naszej muzykalności. Natomiast jeśli chodzi o mój styl to ciężko mi go podsumować, wciąż poszukuję, ciągle jeszcze go nie uzyskałem.
Czy masz wobec tego swój ulubiony instrument muzyczny, albo taki, z którego najczęściej korzystasz w pracy?
Jako pianista najczęściej paradoksalnie uciekam od pianina, żeby nie być kojarzonym wyłącznie z tym instrumentem. Chętnie podam gitarę akustyczną i w ogóle brzmienia, jakie wydają struny szarpane. Bardzo podoba mi się muzyka klasyczna pisana na gitarę akustyczną. Jest coś w tych szarpanych strunach, w alikwotach, jakie można z nich wyciągnąć („alikwoty” – sinusoidalne tony harmoniczne; przyp. M.M. za: Encyklopedia Muzyki PWN). Jest w tym coś bardzo pociągającego. Z tego względu chętnie wracam do muzyki z gry Diablo.
Patrząc wstecz na swoją pracę, po wielu latach aktywnej działalności w branży, czy jest coś, czego się wstydzisz, co chciałbyś zrobić lepiej?
Jestem raczej typem, który częściej patrzy w przód niż w tył, więc generalnie chyba nie. Wszystko, co zrobiłem było kolejnym etapem mojego rozwoju jako twórcy, nie zawsze były to rzeczy wybitne, może nie zawsze dobre, ale zawsze moje. Niczego się nie wstydzę, niczego nie żałuję, częściej chyba myślę o projektach, których nie udało mi się z jakichś względów otrzymać. Nie ma w sumie sensu się nad nimi rozwodzić, wiadomo, że takie były. Tak jak udało mi się pracować nad Wiedźminem, tak oczywiście są rzeczy, którym poświęciłem trochę czasu i ostatecznie nic z tego nie wyszło. Ale to jest ryzyko i jest ono oczywiście wpisane w mój zawód. Bywały też sytuacje, kiedy wizja reżysera nie pokrywała się z moją, jednak wraz z upływem czasu i własnym rozwojem jako filmowca, bardziej rozumiem ich wybory.
A co teraz przed tobą? Nad czym intensywnie pracujesz?
Jak tylko wrócę do domu, zabieram się za muzykę do drugiego sezonu serialu Zbrodnia (pierwsza polska produkcja kanału AXN – przyp. M.M.) i za trzy gry: dwie polskie i jedną amerykańską. Do tego film fabularny również amerykańskiej produkcji. Zamierzam też w dalszym ciągu zgłębiać moją pasję syntezatorów analogowych – to coś nowego, co pochłania mnie teraz najczęściej.
Dziękuję za rozmowę i muzyczne rekomendacje.