Kontynuując zamysł przyświecający mi przy pierwszej części, pora na kilka najciekawszych w mojej ocenie polskich muzycznych propozycji z maja i czerwca. Miłego słuchania!
Alameda 5 – Duch Tornada – Kosmos, cyberpunk, trans, psychodelia, futurologia. James Graham Ballard, William Seward Burroughs, Stanisław Lem, Arkadij i Borys Strugaccy. Łowca androidów, Obcy, 2001: Odyseja Kosmiczna, Ghost In The Shell. Słów kluczy i tropów oddających w jakiś sposób, nomen omen, ducha tego materiału istnieje naprawdę wiele. Zespół znany niegdyś jako Alameda 3, odpowiedzialny za jedną z najciekawszych polskich płyt w bieżącej dekadzie, czyli Późne królestwo (2013), z różnych względów ewoluował w kwintet i w nowym składzie… popełnił album co najmniej równie wielowątkowy, mistyczny i intrygujący jak debiut. Jak wspominają sami artyści, szczególną rolę odgrywa tu rytm (nietrudno zresztą o skojarzenia z krautrockową motoryką a la Michael Rother czy Can), a prywatnie najbardziej podeszły mi rozbudowane, repetytywne formy, takie jak tytułowy Duch tornada czy Magiczne miasta ze światła I. Sposób, w jaki kompozycje te narastają w pionie, urozmaicane co chwilę nowymi, efemerycznymi, pojawiającymi się raptem na moment audialnymi ornamentami, budzi taki sam zachwyt jak przejmujące psychodeliczne eksperymenty Niemców z Ash Ra Tempel z lat siedemdziesiątych, każdym jednym dźwiękiem generujących przed oczyma najstraszniejsze obrazy wojennej pożogi. O eklektyzmie tego materiału najlepiej świadczy zaś chyba to, że z jednej strony znajdziemy tu folkowe, melodyjne, akustyczne nagrania w rodzaju openera, a z drugiej szaleńcze free-jazzowe kanonady, jak Tzimtzum. To zróżnicowanie w żaden sposób nie wpływa jednak negatywnie na spójność całego wydawnictwa. Tym samym dla każdego szanującego się melomana Duch tornada to pozycja obowiązkowa. 8/10
kIRk – III – Gdy w 2013 roku muzycy kIRk zostali okradzeni ze sprzętu, nieco naiwnie, przyznaję, obawiałem się, że może ich to zniechęcić do twórczości wszelakiej na tyle, że nic równie dobrego jak Msza Święta w Brąswałdzie i …Altonie czy Zła krew już nie nagrają. Na szczęście autorski, łatwy do rozpoznania, złowieszczy okołoillbientowy styl został zachowany, a na przestrzeni sześciu utworów kolejnego w dorobku panów długograju dzieje się bardzo wiele. Podobnie jak w przypadku Alamedy, także trio Kalinowski-Bartnik-Sokalski zdecydowanie większy nacisk w stosunku do wcześniejszych dokonań położyło tu na hipnotyczną, regularną rytmikę. Niepokojące |I| rozpoczyna się więc od cyrkulujących w nieustannym wzajemnym dialogu strzępków dźwięku (trąbka!) i nabiera pełnej mocy wraz z gwałtownym wejściem hip-hopowego bitu, obrastającego po chwili chmarą intrygujących ozdobników. Z kolei w monumentalnym, szesnastominutowym |6| liczne szumy i zgrzyty, ot, choćby dźwięki znajome wszystkim, którzy użerali się kiedyś z niestrojącym telewizorem, przeplatane są pięknym wokalem Antoniny Nowackiej, a wszystko to puentuje dowcipnie… odgłos latającej muchy (kto jeszcze dał się nabrać i obserwował nerwowo, czy nie naciera na niego agresywnie usposobiony owad?). Warto zwrócić też uwagę na |2|, które, jak zresztą wskazuje sam tytuł (celowy żart czy przypadek?), przez większość czasu oparte jest właśnie na dwóch dźwiękach, kreatywnie zanurzonych jednak w licznych ornamentach, zaś |5| można by z lekkim przymrużeniem oka potraktować jako eksperymentalną, zdigitalizowaną wersję Lotu trzmiela Rimskiego-Korsakowa. Ciekawy wywiad z grupą, dużo przystępniej od moich impresyjnych dociekań zarysowujący motywacje przyświecające artystom w trakcie tworzenia III, znajdziecie zaś tutaj. 7,5/10
Taco Hemingway – Umowa o dzieło [EP] – Jak wskazuje sam tytuł, Filip Szcześniak, bo tak naprawdę nazywa się enigmatyczny Taco, idealnie wstrzelił się w bieżący zeitgeist, stając się, czy tego chce czy nie, jednym z najbardziej charyzmatycznych wyrazicieli obaw i lęków dużej części swoich słuchaczy i rówieśników. Prawdziwymi majstersztykami są tu zwłaszcza: 6 zer, z zostającym w głowie na długo leitmotivem w postaci „bardzo proszę” (sprawdźcie teledysk!), dokumentująca obserwacje z podróży tramwajem po Warszawie Następna stacja („Następna stacja: Pole Mokotowskie, zakonnica zasmucona czyta słowo boskie”) i jeden z najlepszych, jakie słyszałem utworów pokpiwających sobie z manii zdrowego życia na pokaz (facebookowe przechwałki itp.), czyli Białkoholicy. Umowa o dzieło jest też po prostu kopalnią świetnych tekstów (by nie przegapić wielu smaczków, polecam słuchać wraz z ich jednoczesną lekturą na portalu rapgenius), ot choćby: „W tym kraju ciągle mży oraz pada, krople brudnego deszczu zdobią szyby brudnego Saaba”, „Ludzie raczej słabi są, ja to słabo znoszę, czarne dziury się podają za polarne zorze”, „Mam dwadzieścia parę lat moje plany giną, kręcę się po mieście z wiecznie zblazowaną miną”, „Połowa ludzi to GIF’y, w kółko powtarza swe błędy”. Równie świetnie co partie rapowane prezentują się także surowe podkłady Rumaka, przywodzące na myśl m.in. dokonania Gold Pandy (A mówiłem ci), co czyni materiał szczególnie wartościowym, a najlepszym dowodem na rosnącą popularność Taco Hemingwaya jest jego niedawny, entuzjastycznie przyjęty przez publiczność koncert na Open’er Festival, który dzięki uprzejmości alter artu można obejrzeć w całości. 7/10
Rimbaud – Rimbaud – O debiutanckim albumie wspólnego projektu Mikołaja Trzaski, Tomasza Budzyńskiego i Michała Jacaszka pisałem już sporo w relacji z odbywającego się w Lublinie festiwalu Inne Brzmienia, więc, żeby się nie powtarzać, pozwolę sobie odesłać wszystkich właśnie tam. Dodam tylko, że po kilku dodatkowych sesjach z materiałem, utworami goszczącymi dziś w moich głośnikach najczęściej i, tym samym, w mojej opinii absolutnymi highlightami krążka, są Potop, Armata, Jesteście fałszywymi murzynami i Matinee d’ivresse. 7/10
Bałagane – Lot 022 – Szczerze powiedziawszy, nie wiem, czy Lot 022 zasługuje na większe pochwały ze względu na charakterystyczny flow i inteligentne liryczne sztuczki masterminda całego projektu – Kaza Bałagane czy też z powodu nawiązujących autorski dialog ze współczesnymi produkcyjnymi trendami, doskonałych, przestrzennych podkładów Smolastego, dzięki którym nawet jako instrumental ta płyta sprawdziłaby się znakomicie. Nieważne, grunt że forma z treścią świetnie tu współgrają, a by się o tym przekonać wystarczy odpalić sobie melancholijne, ubarwione ambientową mgiełką w tle Widzę więcej („To mój trip, nie chcę wiedzieć co mnie czeka, duże miasto ludziom gasi ambicje jak peta”), tytułowy Lot 022 („Pochodzę ze skromnego domu, nauczony że się trzeba dzielić, ch** mnie obchodzi w tv styl życia masońskich elit”) czy Byłem tam („Ludzie pojawiają się tu w życiu nagle, szybko znikają byś sam mógł rozwijać żagle”). Materiał idealny, by polecić go niechętnym hip-hopowi znajomym i dać im szansę na zrewidowanie własnych uprzedzeń, zachęcając do zapoznania się z nim np. przed snem (oczywiście na słuchawkach). 7/10
Tede & Sir Michu – Vanillahajs – Od czasu wydania Elliminati Jacek Graniecki znów jest na fali, a Vanillahajs to tylko kolejne tego potwierdzenie i następny ukłon w stronę trapu, spowalniania bitów, dowcipnego przeładowywania utworów autotune’m i zapadających w pamięć metafor (vide Do życia jezdni się kleimy – Yokohama). Całej tej płyty, podobnie jak w przypadku Filipa Szcześniaka, najlepiej słuchać z otwartym równolegle rapgeniusem, bo Tede, jak mało kto, nieustannie operuje skrótami i popkulturowymi kodami, czego najlepszym przykładem chociażby jego hot#16 challenge. Są jednak i bardziej piosenkowe fragmenty. W Forever Ja – parafrazie alphavillowskiego Forever Young, Granieckiemu w prostych, szczerych słowach udało się wyartykułować drzemiące w nim i ukrywane gdzieś pod maską medialnej figury pokłady wrażliwości. Zupełnie tak, jak czynił to w niektórych utworach projektu Warszafski Deszcz. Podkładu do Ostatniej Nocy (od 1:00) w żaden sposób nie powstydziliby się zaś Francuzi z Daft Punk, a nieco wulgarne tym razem frazy wypluwane przez artystę na tle tanecznej melodii intrygują swą pozorną nieprzystawalnością. Świetnie wypadł też Dyskretny chłód 2, kontynuacja mającej już 14 lat części pierwszej z kultowego dla fanów artysty albumu S.P.O.R.T. – co ciekawe, albumu, w który, jak przyznał w rozmowie z Arturem Rawiczem sam zainteresowany, włożył on dużo mniej wysiłku niż w ostatnie dopracowane produkcyjnie wydawnictwa. I właśnie a propos produkcji, duże brawa należą się Michałowi Kożuchowskiemu (aka sir Michu), którego staranne, obfitujące w liczne techniczne smaczki tła nadają całości niepodrabialnego charakteru. Jedynym problemem materiału jest to, że ze względu na jego dość monumentalny charakter (22 utwory) zdarzają się przestoje i słabsze momenty, ale tak po prawdzie to nic nie znaczy. 7/10
Ptaki – Przelot – Bartosz Kruczyński, po dwóch wybornych autorskich longplayach pod szyldem The Phantom, po raz kolejny wypuścił wartościowy materiał, tym razem do spółki z Jaromirem Kamińskim (Funkoff). Panowie zasłynęli już dobre dwa i pół roku temu przebojowym kawałkiem Krystyna (autorską interpretacją Specjalnych okazji Krystyny Prońko), którym bardzo zaostrzyli mi apetyt na długograj. I nie zawiodłem się. Płyta jest bowiem niesamowicie spójna, choć i hitów tu nie brakuje, a najlepszymi dowodami na to, że myśl przewodnia zafascynowanych przeszłością muzyków się przez ten okres nie zmieniła i materiał powstał w dużej mierze na bazie sampli z dawnych nagrań winylowych są nastrojowe Nie zabijaj i Za daleki sen. Ponadto, w swej repetytywności (poważniejsze i nieco spowolnione vis-a-vis Strandbar (samba) Todda Terje?) doskonale sprawdza się znane już z EP-ki Kalina Warsaw, a hipnotyczny, utrzymany trochę w stylu Noona Ostatni kurs (wyobraźcie sobie ten kwaśny bit jako alternatywny soundtrack do filmu Drive) intryguje delikatnymi maźnięciami klawiszy i wyłaniającymi się raz na czas szumami urozmaicającymi klimatyczny, powtarzalny rytm. Znajdziemy tu też utwory bardziej chilloutowe i łagodne, jak Już tyle, Czuła jest noc czy Jelitkowo, zaś do tańca z pewnością zachęcą wszystkich Słoneczny pył i, a może przede wszystkim, Gdy nadchodzi księżycowa pora. 7/10
Warto zwrócić też uwagę na następujące wydawnictwa:
Baasch – Corridors (przeoczona przeze mnie w marcu synthpopowa płyta z highlightami w postaci Corridors, Shout, Several Gods i Crowded Love)
CRYSEHD – Serial Killer (Streets Of LA, Detective, The Final Encounter)
Aleksander Dębicz – Cinematic Piano (The Island, Opening, Prometheus, Find Your Neverland, Fun In The Park)
Wudec – Open Doors (Lost Love, Psilocybin, Stalker, Cold Touch, Where Future Is, Open Doors)
A już niedługo analogiczny przegląd najciekawszych polskich płyt z lipca i sierpnia. Do usłyszenia!