Serce na dłoni, nerwy ze stali
Wrzesień 1939 roku. Zbliża się godzina policyjna, na dworze jesienny ziąb. Zofia Chomętowska wraca do swojego warszawskiego mieszkania w kamienicy przy ulicy Noakowskiego. W bramie spotyka dziewczynę z „wymalowaną gębą”, licho ubraną, domyśla się jej profesji. Robi się jej żal dziewczyny, zaprasza do siebie, częstuje herbatą i oferuje nocleg. Następnego dnia musi wyjechać z miasta, nie wie, co zrobić z nietypowym gościem. W końcu proponuje „Anawie”, jak ją przezywa, żeby została w mieszkaniu i zaopiekowała się rzeczami – w razie niebezpieczeństwa w pierwszej kolejności ma ratować drewnianą skrzynkę z negatywami. Zostawia jej pieniądze na życie, zabrania sprowadzać klientów, „wykąp się i śpij spokojnie” – mówi odjeżdżając. W październiku zanotuje: „Dzięki Anawie mój dom ocalał od kompletnego rozkładu”– rozgrabione zostały jedynie garderoba i spiżarnia, srebra i fotograficzne archiwum – uratowane[1].
Koniec 1947 roku, Siostrzeniec Chomętowskiej, Antoni (Aza) Koelichen pracuje w Berlinie jako szofer angielskiego generała – nie wiadomo w jakich okolicznościach zdobył posadę, wiadomo, że do Niemiec został wywieziony po upadku Powstania. Bez dokumentów i pozwolenia brytyjskiej armii nie może opuścić miasta. Chomętowska wsiada więc w samochód i wyrusza z San Remo do Berlina, aby „przemycić” siostrzeńca przez granicę – Aza prowadzi samochód jako szofer fotografki, a ta z tylnego siedzenia legitymuje się nazwiskiem trzeciego męża, angielskiego arystokraty – Robina Frood-Berclaya. Nim dotrą do San Remo, gdzie na syna niecierpliwie czeka już przyrodnia siostra Zofii – Ludwika Bogórska, robią postój w Mougins, małym miasteczku koło Cannes. Koelichen widzi się tu ze swoją narzeczoną Tanią – od zakończenia wojny pierwszy i najprawdopodobniej ostatni raz. Chomętowska robi parze zdjęcie – siedzą obok siebie na trawie, ale ich ciała nie dotykają się, patrzą zasmuceni przed siebie.
Od początku. Arystokratka
Przychodzi na świat w 1902 roku w książęcym rodzie Druckich-Lubeckich, posiadającym jeden z największych majątków na Polesiu. Dziesięcioletnia Zofia pozuje w lekkiej białej sukience i kapeluszu, w rękach trzyma aparat – prawdopodobnie swojego pierwszego Kodaka – popularny prezent dla dzieci w wyższych sferach. Zdjęcie zostało zrobiono na jednej z ulic Juan-les-Pins, miejscowości na Lazurowym Wybrzeżu, dokąd rodzina uciekała przed mroźnymi polskimi zimami. Lato spędzają w okazałej willi w modnym Konstancine, a pozostałe pory roku dzielą między dworek Porochońsk, koło Pińska i inne majątki należące do rodziny i przyjaciół.
Pierwszych kilkanaście lat życia Chomętowskiej to nie zmącona niczym ziemiańska sielanka. Na zdjęciach z tamtego okresu widzimy rodzinę i przyjaciół w trakcie ulubionych zajęć – kąpieli w jeziorze, gry w tenisa, wyjść na polowania, wypoczynku na ganku lub w ogrodzie. Z fotografii bucha zdrowie i fizyczna tężyzna, wiele portretów wykonanych zostało na pomostach oraz w łodziach („dla nas Poleszuków stać na dnie „czajki” z wiosłem w ręce i posuwać się na przód, to to samo, co dla zwykłego śmiertelnika przebierać nogami” – pisała w jednym ze swoich albumów[2]). Druckich-Lubeckich otaczają ekscentryczne postaci takie jak generał Adrian Carton de Wiart, zwany Eleganckim Piratem (nie miał jednego oka), który ponoć w trakcie I Wojny Światowej odgryzł sobie dwa palce, żeby amputowano mu ranną dłoń i mógł szybciej wrócić na front, czy Izabella Radziwiłł – powojenna redaktorka Państwowego Instytutu Wydawniczego. I ciągle psy, wszędzie psy – ukochane jamniki, wyżły i inne łowieckie czworonogi – na wodzie, w polu, w aucie, w pościeli. Zwierzęta towarzyszą jej przez całe życie, telefonuje do nich i fotografuje je z humorem. Jedno z najbardziej nowoczesnych zdjęć Chomętowska zrobiła przyjaciółce Marii Grabowskiej bawiącej się z psem Gorim. Kobieta jest w biegu, zwierzę wyskakuje wysoko w powietrze – ekspresję sceny udało się fotografce uchwycić za pomocą małoobrazkowej Leici (będzie jej używać do końca życia).
Ojca opisuje ciepło w pamiętnikach, wspomina wspólne zbieranie kasztanów, matkę często fotografuje – na zdjęciach wygląda na spokojną, wyrozumiała kobietę. Miała już dwie córki z poprzedniego małżeństwa i była młodą wdową, kiedy przyjęła oświadczyny przyszłego ojca Zofii. W rodzinie krąży legenda o sile przeznaczenia: w niemowlęctwie Bronisława miała wypaść z sań, a nastoletni Feliks miał wyciągnąć ją ze śniegu i ocalić jej życie. Nie na wszystko córce pozwalają – nie chcą na przykład, żeby została zawodową artystką, bo pannie z dobrego domu nie wypada (mimo to przez kilka tygodni pobiera nauki z rzeźby u znajomej, Hanny Nałkowskiej-Bickowej), jednak w większości kwestii dają jej wolną rękę. Chomętowska gustuje w przystojnych, postawnych blondynach. W wieku siedemnastu lat wychodzi za mąż za Władysława Czechowicza-Laskowickiego, ale niedługo później się z nim rozstaje, a dziesięć lat później żąda unieważnienia małżeństwa – dokument jest potrzebny, aby mogła wziąć ślub kościelny z Jakubem Chomętowskim. Wkrótce zostaje matką Piotra i Gabrielli.
Podróżuje – w czapce pilotce na głowie rusza w podróż samochodem wzdłuż doliny Dunaju, zwiedza południe Europy – Włochy, Węgry, Chorwację, dociera do Tunisu. Rozwija się fotograficznie, robi świetne ujęcia à la piktorialne i reporterskie. Niespodziankę skrywa zdjęcie z Asyżu – krętą, prawie pustą drogą schodzi zakonnica, to na nią pada światło, habit silnie kontrastuje z tłem. Wydaje się, że jest jedyną bohaterką zdjęcia, jednak przyglądając się uważnie, można dostrzec stojącą tuż obok niej, ukrytą w cieniu murów dziewczynę. Czy to znajoma Chomętowskiej, czy może przypadkowy bohater drugiego planu?
W odległych miejscach fotografka odkrywa kolejne motywy, które będą przewijały się w jej twórczości: kwiaciarki i agawy. Weneckie latarnie – jedno z jej najlepszych pod względem technicznym zdjęć, przynosi uznanie tradycyjnego środowiska artystycznego i liczne nagrody.
W młodzieńczych fotografiach Chomętowskiej odbija się jej uwielbienie poleskiego krajobrazu („Polesia czar, to dzikie knieje, moczary, Polesia czar, to dziwny wichru jęk” – zaśpiewa kilkadziesiąt lat później Krzysztof Klenczon) oraz wiejskości. Do jej najsłynniejszych fotografii należą zdjęcie szuwar na jeziorze Cholcza (Solitude nagrodzone na Międzynarodowej Wystawie Fotograficznej), portret starszej kobiety we wdowiej chuście, zwanej namitką (Poleska wdowa), czy zdjęcie mężczyzny przy pracy (Kosiarz poleski) – niezwykle nastrojowe, malarskie ujęcie, wykonane pod słońce, na którym fotografce udało się zatrzymać krople wody rozpryskiwanej pod kosą. Chłopi i służący pojawiają się obok towarzystwa z wyższych sfer także na filmach kręconych przez Chomętowską. Nazywa to zajęcie „kinowaniem” i oddaje mu się namiętnie, nie traktuje go jednak równie poważnie co fotografii.
Zbliżająca się wojna wyciąga na wierzch klasowe napięcia, w majątku strach zagląda ludziom w oczy. „Dziwne, nie boję się walk wojennych, tylko leśnych band i wszelkich rozbójników, zbuntowanego chłopstwa” – zapisze w dzienniku we wrześniu 1939 roku[3].
Warszawa wczoraj, dziś i jutro. „Hrabiny trudnią się pracą”
Przenosi się na stałe do Warszawy w 1935 roku. Sama, bo z mężem się rozstaje, ale do końca życia pozostaną w zażyłych stosunkach. Część pierwszych zdjęć wykonanych w stolicy wciąż krąży wokół życia society – Chomętowska fotografuje pałace, m.in. Czartoryskich, Branickich, Tyszkiewiczów, Brühla, Królikarnię, należącą do Krasińskich, czy pałac w Jabłonnie koło Warszawy, kiedyś w posiadaniu Józefa Poniatowskiego. Zatrzymuje w czasie wnętrza rezydencji – wystawne salony i ogromne, bogate w zbiory biblioteki, które kilka lat później przestaną istnieć.
Rok po przeprowadzce wygrywa konkurs Wydziału Turystyki Ministerstwa Komunikacji i dostaje pracę jako etatowy fotograf. Urzędnicy narzucają jej propagandowe tematy, mimo to realizuje się reportersko i artystycznie. Przygotowując materiał poświęcony Wiśle, robi zdjęcie świadczące o wyczuciu rytmu i znajomości światowej fotografii – ujęcie kobiety w stroju kąpielowym od tyłu, na drugim planie rząd kajaków. Coraz więcej uwagi poświęca miastu, życiu ulicy – szyldom i neonom, kamienicom, przechodniom.
Debiutuje na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu w 1929 roku, później jej zdjęcia pokazywane są na kilku wystawach konkursowych, a fotografie dla ministerstwa jeżdżą w pociągach i tramwajach. Ale prawdziwa gratka, świadcząca o wypracowanej już pozycji zawodowej, trafia się w 1938 roku – Chomętowska zostaje zaproszona przez prezydenta do udziału w wystawie Warszawa, dziś, jutro w Muzeum Narodowym. „Polecił mi wówczas sfotografować wszystko, co będę uważała za zasługujące na unowocześnienie lub zmianę” – wspomni później rozmowę ze Stefanem Starzyńskim[4]. Nareszcie ma całkowicie wolną rękę, oddaje się pracy z zapałem i prawdopodobniej pierwszy raz w życiu odwiedza takie miejsca jak wysypiska, miejskie szalety, dzielnice biedy – zagląda między drewniane domy na Woli, na robotniczą Ząbkowską, do praskiej rzeźni. Ale nie zamierza zaprezentować tylko ciemnej strony „Paryża Wschodu” – działając w duecie z fotografem Tadeuszem Przypkowskim, dokumentuje współczesną architekturę sakralną oraz modernistyczne realizacje mieszkalne i użytkowe – m.in. Bazylikę Najświętszego Serca Jezusowego wznoszoną na Pradze, kamienicę przy placu Inwalidów na Żoliborzu, gmach główny Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego na Bielanach.
Wystawę trwającą pół roku odwiedza milion osób. Chomętowska otrzymuje honorarium, za które może kupić ekskluzywną Simkę. Uwielbia prowadzić, samochody będą częstymi bohaterami jej zdjęć. Kariera rozpędza się – zostaje przyjęta do Fotoklubu Polskiego, Polskie Towarzystwo Fotograficzne mianuje ją wiceprezesem, a gratulacje z okazji wystawy podsumowującej dziesięciolecie pracy twórczej fotografki przesyła sam Ignacy Witkiewicz („jestem wprost zachwycony (…). Zasadnicza jest Pani fenomenalna zdolność kompozycji”[5]). Ale wojna wszystko wyhamowuje, rozdaje inne karty.
Azylem i źródłem dochodu w pierwszych latach jest antykwariat Krynolina, który Chomętowska prowadzi na ulicy Mazowieckiej z siostrą Ludwiką. Miejsce zyskuje rozgłos, ludzie tęskną do piękna. Zaglądają tu takie osobistości jak Iwaszkiewicz, Tatarkiewicz, przy kontuarze toczą się filozoficzne i literackie dysputy, ludzie zostawiają dla swoich bliskich wiadomości. Ludwika wraz z Olesiem Szymielewiczem, chłopakiem „od wszystkiego” zabawiają gości, „wciskają klientkom banialuki”, a Chomętowska biega po mieście i poluje na ładne przedmioty.
Za drzwiami Krynoliny okupacyjna rzeczywistość. Fotografować nie wolno, ale nawyk jest silniejszy od zakazów – Chomętowska robi przelotem zdjęcia: ściany naszpikowane kulami, ciała ścielące się na ulicach przykryte papierem, walące się domy. Kilka razy zmienia z rodziną adres, uciekają przed bombardowaniem, udaje im się przetrwać Powstanie. Do obozu w Pruszkowie przemyca uratowane negatywy i aparat.
Po „wyzwoleniu” nawiązuje współpracę z Biurem Odbudowy Stolicy i pełną parą zabiera się za dokumentowanie powojennej Warszawy. Zgliszcza – niesamowite wrażenie robi szerokie ujęcie przedstawiające kikuty Dworca Głównego; ruiny – z wysokich pięter budynków, które przetrwały Chomętowska, obejmuje całe kwartały szkieletów kamienic; gruzy – znajoma fotografki, Maria Lubomirska, ubrana w kożuch, dziś znów modne espadryle i z torebką pod pachą siedzi na stercie zwalonych cegieł, nie patrzy w obiektyw. Chomętowska wraca też pod fotografowane przed wojną rezydencje, zdjęcia „przed” i „po” złoży w dyptyki. Ale uwiecznia również Warszawę otrząsającą się z pyłu i wracającą małymi krokami do życia. Z każdego zdjęcia wyziera tymczasowość, prowizorka: ludzie idący drewnianym, naprędce złożonym na Wiśle mostem, za nimi linia zniszczeń; buda z napisem „manicure, pedicure na miejscu”, a przed nią kobieta siedząca na fragmencie budynku przypominającym pocisk; uliczna „cukiernia” mieszcząca się na niewielkim stoliku pod parasolem, jakby rozłożona pośród pustkowia. Chomętowska obfotografowała również kawiarnię przejętą przez Zofię Potocką i Elżbietę Przeździecką – niewielki barak z szyldem: „mocca, kawa po wiedeńsku”. Premier Edward Osóbka-Morawski miał pochwalić przedsięwzięcie, fakt, że „Hrabiny trudnią się pracą”[6].
- Ja kinuję, Ninateka, prod. Fundacja Archeologia Fotografii 2012, dostęp: 22 lipca 2016, http://ninateka.pl/film/ja-kinuje-zofia-chometowska↵
- Karolina Puchała-Rojek, Zofia Chomętowska. Albumy Fotografki. Entuzjastka 1912 – 1935, Warszawa 2016, str. 38.↵
- Ja kinuję, Ninateka, prod. Fundacja Archeologia Fotografii 2012, dostęp: 22 lipca 2016, http://ninateka.pl/film/ja-kinuje-zofia-chometowska↵
- Anna Kotańska, Anna Topolska, Zofia Chomętowska. Albumy Fotografki. Profesjonalistka 1936 – 1944, Warszawa 2016, str. 85, za: Zofia Chomętowska, Warszawa wczoraj, dziś i jutro, w: Wspomnienia o Stefanie Starzyńskim, wybór, opracowanie i wstęp M.M. Drozdowski, Warszawa 1982, s. 259.↵
- Anna Kotańska, Anna Topolska, Zofia Chomętowska. Albumy Fotografki. Profesjonalistka 1936 – 1944, Warszawa 2016, str. 92.↵
- Anna Kotańska, Anna Topolska, Zofia Chomętowska. Albumy Fotografki. Dokumentalistka 1945, Warszawa 2016, str. 51, za Zofia z Tyszkiewiczów Potocka, Echa minionej epoki. Moje wspomnienia, t. 8, str. 33.↵