Spojrzenie na spis treści tej książki wprowadza raczej zamęt, a na pewno nie ułatwia lektury. W jej trakcie może się wszakże okazać, że układ materiału nie jest słabością kompozycyjną tekstu, a przeciwnie – wynika konsekwentnie z przyjętej przez autora tezy. Lucian Boia wychodzi bowiem z założenia, że Rumunia jest inna i pisząc książkę o swoim kraju próbuje odpowiedzieć na pytanie, które jest jednocześnie jej tytułem: Dlaczego Rumunia jest inna?
W tym celu sięga do prapoczątków. W publicznej dyskusji o etnicznym pochodzeniu Rumunów funkcjonowało pięć wariantów: przekonanie o rzymskim rodowodzie, rzymsko-dackim, dacko-rzymskim, wyłącznie dackim i wreszcie zachowujące równowagę między tymi dwoma źródłami. W zależności od panującej w danym czasie politycznej wykładni przewagę zyskiwał jeden z wariantów. Gdy górę brały sympatie prozachodnie akcentowano związki rzymskie, nacjonalistyczne nastawienie „wybierało” opcję dacką. Autor pisze wprost, że szukanie pokrewieństwa z Rzymianami było wynikiem kompleksów i miało wzmacniać w społeczeństwie niskie poczucie wartości. Przekonuje, że w świetle znanych faktów nie może być mowy o rzymskim pochodzeniu Rumunów. Dacja za czasów Decebela została wprawdzie podbita przez Trajana, lecz zasiedlało ją niewielu Rzymian. Koloniści pochodzili z całego, wielokulturowego imperium. Mit założycielski ulegał ewolucji. W czasach rumuńskiego komunizmu o silnie nacjonalistycznym rysie niemal całkowicie wyrugowano Rzymian. Decebel wziął odwet na Trajanie – komentuje autor. Według niego współcześni Rumuni czują się zromanizowanymi Dakami i ta klasyfikacja najbardziej odpowiada ich obecnej świadomości historycznej. Nie stawia jednak kropki nad „i”. Bowiem narodowa tożsamość Rumunów poddawana w ciągu wielu stuleci różnorodnym wpływom, kształtująca się na styku Wschodu i Zachodu, pozostaje nadal nieprzejrzysta i opiera się jednoznacznym klasyfikacjom.
Z tego przekonania wynika naczelna teza tego historycznego eseju: gdy chcemy przyporządkować Rumunię jako kraj do określonej strefy kulturowej napotykamy na trudne do przezwyciężenia trudności.
Kolebką Rumunii jest Wołoszczyzna (Tara Romanesca / Kraj Rumuński) a ściślej region Oltenia, najbardziej rumuński skupiający 97,5% ludności etnicznie rumuńskiej (dane z 1930 r.) ze zdecydowaną przewagą mieszkańców wsi.
Obecny kształt kraj zawdzięcza połączeniu trzech krain: Wołoszczyzny, Mołdawii i Siedmiogrodu.
Należy jeszcze dodać Dobrudżę, która wcześniej pozostawała kolejno pod panowaniem rzymskim, bizantyjskim, bułgarskim a w XIV wieku funkcjonowała nawet jako małe samodzielne państwo rządzone przez Dobroticza. Rumunii przypadła dopiero w 1878 roku w wyniku wojny rosyjsko-rumuńsko-tureckiej. Do II połowy XIX wieku przeważała w niej ludność islamska. Do II wojny światowej pozostawała najbardziej wielokulturową krainą z dużym odsetkiem ludności bułgarskiej (22,8 %), tureckiej ( 18,5%), rosyjskiej (3, 4%) tatarskiej (2,7%), niemieckiej ( 1,5%) i greckiej (1,15%) W sumie te grupy etniczne przewyższały liczebnością Rumunów.
Podobnie inne regiony, na które dzielą się te trzy krainy nie mają jednoznacznie rumuńskiego rodowodu. Terenem, którego obecna przynależność do Rumunii wzbudza najwięcej kontrowersji jest Siedmiogród. Już z chwilą przybycia Węgrów na Nizinę Panońską w roku 896 obszar ten był terenem ich ekspansji, a w 1100 roku jako księstwo należał już do Węgrów. Podporządkowali oni sobie również Wołoszczyznę i Mołdawię, które pozostawały wobec Królestwa Węgier w stosunku wasalnym. Znacząco kształtowała się struktura społeczna Siedmiogrodu. Arystokracja była węgierska, mieszczaństwo niemieckie, a chłopstwo rumuńskie. W konsekwencji kulturę, historię materialną, zasobność Siedmiogrodu tworzyły dwie pierwsze narodowości. Jak przyznaje to sam autor, „architektura zdradza pochodzenie tego regionu”. Żywioł węgierski i niemiecki zdecydował o zakotwiczeniu go w kulturze Zachodu. Decyzja konferencji pokojowej, która traktatem w Trianon z 1918 roku przyznała ten obszar Rumunii do dziś budzi na Węgrzech kontrowersje.
Terenem etnicznie rumuńskim była Dacja. Przestrzeń tę tworzyli kolejno przybysze ze Wschodu: Scytowie (lud pochodzenia irańskiego), Turcy, Rosjanie oraz z Zachodu: koloniści rzymscy, Węgrzy, Niemcy. Ta przestrzeń jest mieszanką bałkańską, wschodnią i środkowoeuropejską, lecz zdaniem Boi żaden z tych komponentów nie dominuje, chociaż jednocześnie stanowią one o tym, że aż do I połowy XIX wieku mentalnie i kulturowo Rumuni przynależeli do Wschodu. W tym kontekście nie dziwi, że autor kreśląc „narodowe” cechy współczesnych Rumunów często we wschodniej ich mentalności upatruje źródło wielu uprzedzeń i przyzwyczajeń utrudniających zbliżenie z kulturą Zachodu. Dopiero wraz powstaniem państwa rumuńskiego w 1859 roku zapadła decyzja o reorientacji przestrzeni rumuńskiej na Zachód.
Czy jednak decyzja ta nie zapadła za późno? Przestrzeń rumuńska będąc od najdawniejszych czasów przestrzenią pogranicza była mozaiką wpływów w zależności od regionu: tureckich i francuskich, greckich i niemieckich, węgierskich i rosyjskich. Leżała na granicy wielkich zespołów politycznych i cywilizacyjnych wywodzących się ze Wschodu: imperium rzymskiego, bizantyjskiego, osmańskiego, a w późniejszym okresie rosyjskiego i austriacko-węgierskiego. Była od początku przestrzenią otwartą uplasowaną na drodze przepływu różnorodnych ludów i wartości. Boia pisze, że przytłoczony rozmaitymi wzorcami „rozum próbuje się bronić ratując swoje rodzime tło”. Pytanie tylko czy w ogóle istniało ono w „czystej postaci”?
Boia nie ukrywa, że jeszcze w 1800 roku nie istniało nawet słowo „Rumunia”! Problem zjednoczenia poszczególnych krain w miarę jednolity organizm wywołuje do dziś emocje. Teza mówiąca, że nastąpiło ono w 1600 roku nie wytrzymuje konfrontacji z faktami i w 1900 roku została oficjalnie przez historyków odrzucona. Wprawdzie Michał Waleczny na krótko zdobywa władzę, lecz bunt siedmiogrodzkiej szlachty i najazd Polaków na Wołoszczyznę i Mołdawię wkrótce mu ją odbiera. Zresztą jak utrzymuje autor jego działaniom nie przyświecała idea zjednoczenia. Była to raczej krótkotrwała unia personalna, w której trzy krainy zachowały swoją indywidualność. Jak się wyraża Boia, Michał Waleczny zebrał je w efemeryczny kształt, który nie mógł długo przetrwać zwłaszcza przy silnych odśrodkowych tendencjach zdominowanego przez Węgrów Siedmiogrodu. W XVIII wieku przestrzeń rumuńskich księstw stała się terenem uporczywych walk o wpływy w tym rejonie między trzema imperiami: rosyjskim, habsburskim i osmańskim. Osłabiły ją one znacznie uszczuplając jej teren o Bukowinę i Besarabię.
Okoliczności powstania państwa rumuńskiego wskazują na splot różnych interesów państw biorących udział w wojnie krymskiej. Kongres pokojowy, który ją zakończył podjął temat statusu Księstwa Wołoszczyzny i Księstwa Mołdawii. Były one terenem ważnym strategicznie gdyż mogły stanowić zaporę między Rosją a Turcją. Anglia zainteresowana w spoistości imperium osmańskiego (jego silna pozycja szachowała Rosję) była przeciwna zjednoczeniu. W końcu zadecydowano, że mają one pod nazwą Zjednoczone Księstwa stanowić strukturę, zachowującą oddzielnych władców, rząd, parlament i wojsko. Zjednoczenie jednak nastąpiło, gdyż parlamenty obydwu księstw wybrały na władcę jedną i tę samą osobę. Został nim pułkownik Aleksander Jan Cuza. On wystąpił do państw Zachodnich o zgodę na zjednoczenie księstw i ją otrzymał. Stolicą państwa został liczący sto dwadzieścia tysięcy mieszkańców Bukareszt.