Katarzyna Kowalska: Jakie wydarzenie w ciągu ostatnich lat najsilniej wpłynęło na obraz polskiej kultury?
Zuzanna Janin: Wydarzeń było wiele. Dla mnie najważniejszy jest pewien proces, a nie wydarzenie. Wydaje mi się, że najmocniej wpłynęło powstanie poważnej, mocnej siły ludzi nie tylko tworzących sztukę, ale ją wspierających – to na skalę polskiej historii w ogóle jest pewnym fenomenem. Chodzi mi o wszystkie te miejsca, grupy, organizacje, które wspierają twórczość. Nie mam osobiście wątpliwości, co do potencjału twórczego polskich artystów, ale niemal żadna dziedzina sztuki i kultury nie osiągnie sukcesu bez wsparcia, promocji i współpracy. Dlatego to działanie wspólne, ten proces wspierania uważam za najważniejsze. To proces, a nie wydarzenia.
Oczywiście konsekwencją tego procesu jest niebywały wzrost znaczenia i aktywacja działań z w przestrzeni sztuki współczesnej. W latach 90-tych, artyści polscy zaczynając niemal od zera, w nowych warunkach, wypracowali tak mocny język, tak widoczną postawę, tak różnorodną, że właściwie, spowodowali, że polska sztuka współczesna stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych i cenionych dziedzin kultury na świecie. Utorowali także drogę tym zapomnianym lub przedtem nieznanym artystom ze starszego pokolenia, którzy poprzez sytuację systemową w PRL i żelazną kurtynę nie byli znani w obszarze międzynarodowym, czyli artystom wykluczonym w procesie innej sytuacji ustrojowej, jak Szapocznikow, Wróblewski, Witkacy czy Robakowski i Natalia LL.
Kto, według Pani, odegrał znaczącą rolę w polskiej sztuce?
Po niemal ćwierci wieku od zmiany ustrojowej, mogę spokojnie powiedzieć, że całe pokolenie artystów działających po 1989 roku stworzyło nową sztukę polską. Nigdy tak mała garstka ludzi kultury nie mówiła tak mocnym głosem na scenie międzynarodowej. To jest powiedzmy około setka, może dwie wybitnych osobowości – artystów i wspierających ich ludzi sztuki: galerzystów i galerzystek i kuratorów i kuratorek, którzy wspólnie tę sytuację stworzyli i wraz z współpracującymi ludźmi kultury utorowali drogę nie tylko nowym artystom i artystkom na scenie światowej – z młodszego i starszego pokolenia. Drugim fenomenem, który charakteryzuje naszą sztukę wizualną i wplata się w inne dziedziny kultury, jak teatr, muzyka, a nawet tradycyjne, historyczne muzea, są działania od-rzeźbiarskie: instalacja przestrzenna, instalacja rzeźbiarska, instalacje wideo. To nieznane wcześniej, a dziś najbardziej charakterystyczne i najmocniejsze wypowiedzi w sztuce współczesnej, zmieniające nasza percepcje rzeczywistości i otoczenia.
Dla mnie jako artystki, sztuka to nie tylko dzieła, ale też dzięki nim możliwość komunikacji, a to się dzieje na polu galeryjnym, muzealnym. Ogromnie ważne dla mnie jest, jak działają i jak wrażliwi są ludzie pracujący ze sztuką – krytycy, kuratorzy; ich postawy, decyzje, wrażliwość, umiejętność współpracy. Wybitną postacią jest tu Anda Rottenberg, przyjaciółka artystów, wspierająca i pracująca z wieloma, która odegrała i odgrywa niezwykłą rolę. Także Stach Szabłowski, Joanna Mytkowska i wielu innych: cała grupa młodych kuratorów, pracujących w instytucjach polskich i tych podróżujących. Wielkie znaczenie miało powstanie Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie na początku lat 90., powstały Muzea Sztuki Współczesnej we Wrocławiu, w Krakowie, i czekamy wszyscy na budowę Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Z mojej praktyki, każda wystawa przynosiła nowe odkrycia, spotkania, propozycje i następstwa. Niekiedy wręcz stwarzała możliwości wymiany artystycznej, czy współpracy krytykom czy artystom, np. dzięki mojej osobistej wieloletniej współpracy z kolekcjonerką w Berlinie, w której kolekcji funkcjonującej jako prywatne, otwarte dla publiczności „muzeum” znajduje się kilka moich prac.
Przez lata prowadziłam starania, by zainteresować „Artforum” (pismo o sztuce wydawane w Nowym Jorku), polską sztuką i poszerzeniem redakcji o korespondentów z Polski.Takie zaufanie buduje się długo i po wielu latach udało się, m.in. dzięki temu np. Sylwia Serafinowicz stała się polską korespondentką do„Artforum”. W 2005 roku otworzyłam zAgnieszką Rayzacher w mojej pracowni w Warszawie galerię lokal_30, początkowo otwartą na gościnne projekty kuratorów i artystów, którzy niekiedy zagościli na wiele lat. W 2009 roku, dzięki wsparciu IAM stworzyłyśmy nową, tymczasową siedzibę lokal_30_warszawa_londyn w Londynie, która była miejscem intensywnej promocji polskiej sceny artystycznej. Nie tylko organizowaliśmy wystawy w naszej przestrzeni, ale doszło do wielu wymian i współpracy we Włoszech, w Niemczech, w Japonii, Anglii, Szkocji, a także dzięki pracy galerii lokal_30 do pozyskania wybitnych artystów m.in. z Rumunii, Szwecji, Węgier, Francji, Albanii, Bułgarii i Austrii, do międzynarodowych kolekcji polskich „Znaków Czasu” w kraju.
Czy w polskiej historii sztuki jest wydarzenie, które według Pani nie słusznie zostało pominięte lub niezauważone przez krytykę?
Zapewne. Ze swojego doświadczenia wiem, że rzeczywiście takie przeoczenia, które bardzo mnie dziwią, miały jednak miejsce. Arena sztuki współczesnej to nowoczesność i międzynarodowość i dlatego równowaga między krytyka lokalną, a recenzjami i wiadomościami zagranicznymi, międzynarodowymi byłaby idealną sytuacją. Niestety, w latach 90-tych właśnie działania polskich artystów za granicą często bywały niezauważone, choć ważne i prezentowane w prestiżowych miejscach. Rzeczywiście pomysły, by „wysyłać” obowiązkowo korespondentów na pokazy zagraniczne naszych artystów zagranicą, nie są tak powszechne,jak chcielibyśmy,a szkoda. Obecnie szczęśliwie mamy np. bardzo ważny nowy magazyn online „ContemporaryLynx” – platformę informującą o pokazach i wystawach polskich artystów poza krajem operującą w języku angielskim. Polskie magazyny, jak sądzę,będą mogły korzystać z autoryzowanych tłumaczeń. Szkoda, że „ContemporaryLynx”nie działał wcześniej. Trochę smutne jest to, że takie fakty, jak np. moje uczestnictwo na początku nowej sytuacji Polski, na Biennale w Sydney w 1993 roku, na Biennale w Istambule w 1992 roku czy Biennale w Liverpoolu w 1996 roku, czy Sonbeek’93 – jedna z największych imprez międzynarodowych o charakterze projektów rzeźbiarskich w przestrzeni publicznej organizowana cyklicznie w Holandii, w których różnych edycjach brali udział tacy artyści jak Picasso, Christo, Carl Andre czy Ann Hamilton, Marc Quinn, PepeEspaliù, Annette Messager czy Paweł Althamer i inni, krytyka polska w ogóle nie zauważyła i przez to, są znane tylko rzetelnym fachowcom i badaczom. Przy okazji możne warto wspomnieć, że zostałam zaproszona do Sonbeek’93 jako bardzo młoda artystka w momencie urodzenia dziecka, nadzorowałam projekty z kilkumiesięcznym synem przy piersi. Jeden projekt „Niecałkowity dom” w parku miejskim, nie został zrealizowany z przyczyn technicznych (projekt ten, w formie rysunków, dostał się Kröller-Müller Muzeum w Otterlo, które ma duża kolekcję niezrealizowanych projektów; m.in. Giacomettiego, Serry, Christo, Oldenburga). Praca była trudna, w końcu organizatorzy zrealizowali tylko drugi z moich projektów „Wspomnienie” na elewacji w centrum miasta pozostałej po zburzeniu sąsiedniego domu.
Wracając do niedoceniania przez krytykę, to osobiście dziwię się, że mimo zwracania uwagi działania niezależne, współpracę między artystami, krytyka nie docenia takich właśnie artefaktów. Teoretycznie, uważane są one za kluczowe dla kultury, a praktycznie, to już gorzej. Sama brałam udział w takich projektach niezależnych jako zaproszona artystka. To jest wyjątkowe zjawisko, bardzo twórcze, rozwijające, niezwykle ważne i często pomijane. Do tego zaliczyłabym moja obecność na Biennale Sztuki w Wenecji, w wystawie oficjalnej reprezentacji Rumunii w PalazzoCorrer, gdzie zostałam zaproszona przez artystów i kuratorów do ich projektu filmowo-wideo „Memory Box”, z moim odcinkiem projektu „Majka z Filmu. REVOLUTION”, pokazującym mieszankę obrazów z kultury, historii po ’68, po obu stronach żelaznej kurtyny (na bazie serialu TVP „Szaleństwo Majki Skowron”). To było moim zdaniem ważną, wyjątkową sytuacją. Jednak nakierowanie mediów na wystawy w głównych pawilonach powoduje, że o takich wydarzeniach, o współpracy artystycznej między artystami mówi się mniej lub mało. To jest właściwie zastanawiające, dlaczego tak się dzieje. W tym roku Karolina Breguła była na analogicznym pokazie w PalazzoCorrer, a o jej pracy, choć znakomitej – także słyszało się mniej.
Dla mnie ogromnie ważnym jest podkreślenie, że polska sztuka lat 90-tych i przełomu wieków nosi w sobie wiele elementów surrealizmu i Dada. To jest wyjątkowe i ważne. Chodzi mi o różne działania o charakterze krytyki społecznej, światopoglądowej, otwartości, łamania tabu i stereotypów które zapoczątkowali dadaiści, a kontynuował Duchamp, czy w Polsce Witkacy. Andrzej Turowski udzielając mi wywiadu do pracy w studiu telewizyjnym „Art talk show”, mówił o „Michalinie Duszampowskiej” – nieznanej, zapomnianej artystce, a która to właśnie jest tajemniczą postacią alter-ego Witkacego stworzoną przez artystę w odpowiedzi na postawę artystyczną Duchampa. Ta tradycja jest moim zdaniem mało wyeksploatowana w krytycznym oglądzie współczesnej sztuki, choć jest tu bardzo obecna, niemal w każdej ważnej pracy lat 90-tych, np. z kręgu tzw. sztuki krytycznej. W moich pracach odwołuję się bardzo często do tradycji surrealistów i Dada, bezpośrednio, jak w „Pokrowcach”do Kurta Schwitters’ai pośrednio, jak w pracach z cyklu „Solaris”, „Pasygrafia”do kolaży dadaistów, czy pracy „Widziałam swoją śmierć” do prowokacyjnych akcji surrealistów. Nawet w mojej pracy wideo „Walka” nie da się uciec od dadaistycznych elementów, wystarczy przywołać guru surrealistów Arthura Cravan’a jego walkę z profesjonalnym bokserem Jackiem Johnsonem w Nowym Jorku na początku XX wieku.
Czemu służy dziś sztuka? Jaka jest jej największa wartość dla współczesnego człowieka?
Sztuka współczesna jest jak forpoczta zmian. To, co jeszcze nienazwane, niepewne, ledwo przeczuwalne, to, co staje się faktem,buduje historię, znaczenia, procesy, jest obiektem obserwacji artystów i staje się materią sztuki współczesnej. Sztuka, dzięki swojej nie-narracyjności, czyli temu, że nie opowiada, a wizualizuje, emocje, stany, procesy,punktuje zawczasu pewne kształtujące się, nienazwane zjawiska. Potem dopiero następuje ich nazwanie. Niestety nie zawsze od razu i jasno. Idealnie jest, gdy wrażliwość artystów idzie równolegle z wrażliwością humanistów, krytyków, naukowców badających procesy i zmiany. Wówczas nazwanie tego, co wizualizowane, staje się kulturowym faktem. Taki fakt zaistniały w sztuce ma swoje różne drogi komunikacji – poprzez teoretyczny opis krytyki, ale także przez naszą pamięć wiedzę, skojarzenia i komentarz, inspirację w innych wydarzeniach kulturowych. Sztuka poszerza naszą percepcję świata, a także budzi samodzielne myślenie, wspomnienia, skojarzenia, skrytą wiedzę, wrażliwość i buduje mocne podstawy zrozumienia drugiego człowieka, procesów zachodzących we współczesnym społeczeństwie, zrozumienie tożsamości.Jest niezbędna dla poznania otaczającego współczesnego świata.
Jakie zjawiska mają obecnie największy wpływ na kształt sztuk wizualnych w Polsce?
Powstanie niezależnych miejsc sztuki, a dokładnie zbudowanie i rozbudowanie systemu promocji sztuki. Tego bardzo brakowało po 1989 roku. Drugą ważną rzeczą jest rodzaj pracy artystów. Dla mnie sztuka polska ulokowana jest na nowatorskim myśleniu o przestrzeni, na dokonaniach rzeźbiarskich. Na pokazaniu jednocześnie tego, co wewnątrz i co na zewnątrz, układu „ty i ja”, przestrzeń intymna/własna a przestrzeń wspólna/ogólna. Na umiejętności zrozumienia tych zależności,nie jako przeciwstawnych, ale jako zróżnicowanych, uzupełniających – tworzących naszą rzeczywistość, relacje, otoczenie.
Zauważam też tendencję do powrotu do tego co było i re-analizę, poprzez pryzmat nowego oglądu, z nowym warsztatem poznawczym, do archiwum, do przeanalizowania „od nowa”. Myślę, że przepisanie na nowo historii i skorygowanie postrzegania naszej obecności „tu i teraz”, to bardzo naturalny proces: następuje umiejętność odrzucania zbędnych, propagandowych i politycznych szkodliwych informacji i analizowania tych znanych ponownie, unowocześniania oglądu i rozumienia.
Sama pojechałam teraz do Rosji, drogą znalezionego w domu mojej zmarłej Mamy pamiętnika sprzed 150 lat z zesłania i fotografii wysłanej do Usole Permskiego do pracującego niewolniczo zesłańca. Właśnie robię pierwszy „rozdział” mojej nowej pracy wizualnej wideo o tym doświadczeniu: „KONIEC. Podróż do lęku” zderzając historię z przed 150 lat ze współczesną. To będzie praca o pamięci, ale także o znalezionej przeze mnie w archiwum w Rosji, zapomnianej zesłance, anarchistce i spiskowczyni z Warszawy Teofilii Blendkowskiej (a właściwie Blędkowskiej).