Jacek Ziemiński urodził się w 1953 roku w Warszawie. W latach 1975-1979 studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie w latach 1982-89 pracował jako asystent. Uczył i uczy w szkołach prywatnych. Uprawia malarstwo. Reprezentuje warszawską szkołę malarskiej nowoczesności (Gierowski, Dominik, Ciecierski). Miał wystawy m.in. w Galerii Promocyjnej i Galerii Studio w Warszawie, w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, w Narodowej Galerii Sztuki Zachęta w Warszawie, w Galerii Wyspa w Gdańsku, w Zderzak w Krakowie (w 1998 roku). Jego obrazy znajdują się m.in. w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie, CSW Zamek Ujazdowski w Warszawie, Centrum Sztuki Studio w Warszawie, Galerii Zachęta oraz w kolekcjach prywatnych w kraju i zagranicą.
Z Jackiem Ziemińskim rozmawia Joanna Piecyk.
Joanna Piecyk: Jest to druga Pana wystawa w Zderzaku. Pierwsza była w 1998 roku. Co Pan czuje po powrocie?
Jacek Ziemiński: Jest przyjemnie bardzo, drugi raz to tak akurat. Co taki czas powinno się mieć wystawę w Krakowie. Tamta była większa, bo była tu i w Sukiennicach.
J.P.: Czym ta wystawa różni się od wcześniejszej?
J.Z.: To są inne obrazy. Chociaż by się wydawało, że są wciąż takie same. Inne obrazy, w innym miejscu malowane. To malarstwo trochę zależne jest od miejsca. Ja nie maluję o czymś tam, ale maluję o malarstwie, obraz nie ma tematu. Tematem jest malarstwo. W związku z tym on się zmienia, tak jak zmieniają się warunki pracy. Zmieniłem pracownię, coś wydarzyło się od tego czasu.
J.P.: Czym różni się obecna Pana pracownia od tej wcześniejszej?
J.Z.: Teraz to zupełnie inne miejsce. Kiedyś była to duża pracownia w przemysłowym budynku na Pradze w Warszawie, a teraz to pracownia, którą sam sobie wybudowałem, przy domu, taką jak chciałem. Poza tym jest w lesie, z którego się praktycznie nie ruszam. Jeszcze jak pracowałem w „Przekroju” jeździłem raz w tygodniu do Warszawy. Teraz to zupełnie się stamtąd nie ruszam, tylko wyjeżdżam rano dzieci do szkoły zawieźć i siedzę w tym lesie.
To, co teraz maluję, jest zupełnie inne. Zacząłem też te obrazy podpisywać. One były przeważnie bez tytułu, albo „pejzaż” się nazywały. Teraz zacząłem je podpisywać „Czarnów” i miesiąc, i rok, w którym były zrobione. Może coś się zmieni, ale chyba tak je będę podpisywał. Żeby pamiętać, z jakiego okresu to są obrazy, żeby jakoś je odróżniać.
J.P.: Czy to nowe miejsce, las wpływa na to, że są one spokojniejsze?
J.Z.: Miałem dwa lata przerwy w malowaniu. Malowałem całe życie i malowałem jak urzędnik, nie robiłem nic innego. Potem, gdy zacząłem pracować w „Przekroju”, trochę mniej tworzyłem, ale i wtedy malowałem dość intensywnie. Nigdy nie pracowałem na całym etacie, tak, że te trzy dni w tygodniu malowałem od rana do wieczora, a wcześniej malowałem właściwie cały czas. Trochę uczyłem na Akademii, ale potem to rzuciłem, bo wtedy słabo mi się malowało. Uczyłem też cztery lata w liceum, ale to był jeden dzień w tygodniu. Byłem malarzem i właściwe nie robiłem innych rzeczy. Jednak teraz, jak budowałem dom, to nie malowałem przez dwa i pół roku, może nawet trzy. Coś tam robiłem, ale to było nic. Budowałem dom, który sam wymyśliłem. Potem go sam jakoś wykończałem, urządzałem. Budowa domu to był czas, kiedy nie miałem na nic czasu.
W tym domu, w tej pracowni dobrze się czułem i myślałem, żeby malować o tym domu. Trochę zacząłem wnętrze na takie konstruktywistyczne malować, ale odpadłem szybko. Jednak zabrałem się po tych trzech latach do malowania i zacząłem po prostu kontynuować malarstwo, jakie uprawiałem wcześniej. I w jakiś sposób ten dom jest w moim obecnym malarstwie – właśnie meble, które sam zrobiłem do tego domu. Takie proste rzeczy, które wyglądają jak te obrazy.