Jedna z najważniejszych postaci w historii awangardy filmowej – Stan Brakhage, tworzył dzieła akcentujące wizualny aspekt kina. Proklamował porzucenie wyobraźni artysty na rzecz percepcji widza. Badanie granic percepcji stało się udziałem Brackhage’a przede wszystkim w filmie zatytułowanym The Act of Seeing with One’s Own Eyes (1971). Pozbawiony jakiegokolwiek artystycznego komentarza i dźwięku film z kliniczną dosłownością ukazuje przez 31 minut zapis sekcji zwłok. Porażające jest opanowanie i spokój pracowników prosektorium, wykonujących czynności, które widzów wprowadzają niemal w omdlenie. Film nie mówi o rzeczach ostatecznych ani egzystencjalnych. Bombarduje jedynie nasze zmysły, sprawia, że percepcja jest bolesna.
Kolejnym przykładem niech będą fotografie autorstwa Cindy Sherman, powstałe na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Artystka fotografuje się w okolicznościach, które każą nam się zastanawiać czy aby zdjęcie nie jest klatką znanego hollywoodzkiego filmu. Granica między rzeczywistością świata kreowanego przez popkulturę a realnego zatarła się. Dzieła Sherman zaprzeczają prawdzie i obiektywizmowi, poddają ponadto w wątpliwość władze naszego poznania.
Przerażające doznania towarzyszą widzowi w kontakcie z pracą Damiena Hirsta zatytułowaną A thousand years (1990). W podzielonej przestrzeni szklanego prostopadłościanu rodziły się muchy, które zwabione fetorem gnijącego mięsa i blaskiem żarzącej się świetlówki, wędrowały do miejsca swojej zagłady. Nieznane są dzieła, które w równie sugestywny sposób mówiłyby o przemijaniu, życiu i śmierci, będąc jednocześnie przemijaniem, życiem i śmiercią. Andrzej Szczerski słusznie zauważył, że dekadencja końca XX wieku nie znalazła chyba lepszego wyrazu10.
Również w londyńskim środowisku artystycznym, wśród twórców zaliczanych do zjawiska young British artists, powstało jeszcze jedno niezwykłe dzieło. Na jego przykładzie zachwiane zostało rozróżnienie między modelem a dziełem – portretem, który wykonany jest z organicznej substancji modela. W 1991 roku Marc Quinn zrealizował, pierwszy z serii, autoportret z własnej zamrożonej krwi. Dzieło nosi tytuł Self i jest w mojej opinii jednym z najznakomitszych eksperymentów sztuki końca XX wieku, która zarówno dąży do jasnej konstrukcji i mówi o zagadnieniach zgoła niebanalnych, które każdy odczyta nieco inaczej.
Krzysztof Siatka
Artykuł publikowany w ramach Programu Operacyjnego Promocja Czytelnictwa
ogłoszonego przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
10 A. Szczerski, Dwa sadzone jajka, „Tygodnik Powszechny” nr 22/2003.