Kto bardziej odpowiada za malejące uczestnictwo Polaków w kulturze. Lenistwo, brak potrzeby uczestnictwa w kulturze niewyedukowanych odbiorców, stawiających na telewizyjną papkę, albo na internetową samowystarczalność, czy artyści zajęci sobą, posługujący się hermetycznym językiem i głoszący: my robimy sztukę, a wy macie nas podziwiać.
Odpowiedzialność jest tu podzielona. Owszem mamy skłonność chodzenia na łatwiznę, nie jesteśmy skłonni do wyrzeczeń, ale bez przesady. Pierwszym i podstawowym powodem – powtórzę to – są zaniedbania w edukacji kulturalnej w szkołach, która została zepchnięta na kompletny margines. Staramy się to nadrobić, przywróciliśmy już w szkołach od klas czwartych muzyką i plastykę. W tym roku będziemy mieli edukowany rocznik 2003 i 2004 ,a w następnym już w całym cyklu klasy czwartą, piątą i szóstą. Ale efekty tego będą dopiero za ok. 8-10 lat. Nie martwię się tym. Ważne, że proces odwracania braku kompetencji uczestnictwa w kulturze został rozpoczęty i to na dobre.
Dzieci wreszcie rozróżnią Bacha od Pendereckiego, a impresjonizm od kubizmu?
To też, ale dowiedzą się także jakie instytucje kultury działają w ich mieście. Nauczyciele zaprowadzą uczniów na wystawy i do teatru, wykształcą nawyk bywania w muzeach i salach koncertowych, nauczą rozumienia sztuki współczesnej, a następnie te dzieci podejmą się reedukacji rodziców. Bo drugą grupą odpowiedzialną za uczestnictwo w kulturze jest rodzina i kształtowane w niej nawyki, w pierwszej kolejności nawyk czytania. Od czytania zaczyna się wszystko, a czytelnictwo u nas padło. Rok 2011 był pierwszym rokiem, w którym spadek czytelnictwa został zatrzymany, ale zaledwie zatrzymany. Trzeba przywrócić podstawowe standardy w czytelnictwa, poczynając właśnie od rodziny. To z domu dziecko powinno wynosić ciekawość tego, co jest w książce. Wiem, że to trudne, bo rodzice są dziś bardziej zajęci niż kiedyś, mają mniej czasu, zrzucają odpowiedzialność za edukację na innych, ale akurat w tym nikt ich nie zastąpi.
Łatwiej potem narzekać, że dzieci są niedouczone
Tak bywa. Trzeci element, to same instytucje kulturalne, w których dziecko bywa często traktowane jako największe nieszczęście. To się zmienia i na wyróżnienie zasługują tu muzea, w których jeszcze do niedawna pojawienie się dziecka było traktowane jak alarm o pożarze. Dziś wiele z nich uruchomiło programy edukacyjne dla dzieci i widać, że dzieci w wielu muzeach nie są już traktowane jak dopust boży. Można powiedzieć, że jeszcze zbyt rzadko, ale trend został odwrócony i dzieje się coraz więcej dobrego.
Artyści naprawdę nie są w ogóle odpowiedzialni za to, że ludzie nie chcą ich sztuki?
Artystów tłumaczy w jakimś stopniu to, co przeżyli w ciągu ostatnich kilkunastu lat, a zostali jako środowisko poturbowani bardzo mocno. Po pierwsze przez otwarcie granic i wejście konkurencji, na którą nie byli przygotowani, po drugie przez komercjalizację kultury i poważne obniżenie nakładów budżetowych, połączone z gigantycznym wzrostem kosztów utrzymania instytucji kultury, które zaczęły być traktowane w sposób rynkowy. To wszystko powoduje, że i tak patrzę na naszych artystów z podziwem. Poradzili sobie z tymi ograniczeniami świetnie, choć jak powiedział Janusz Głowacki, poprzez likwidację bloku sowieckiego zyskaliśmy na wolności, a straciliśmy na atrakcyjności. W związku z tym Wilhelm Sasnal, Mirosław Bałka, czy inni muszą walczyć na zachodnich rynkach już nie na specjalnych prawach, bo są zza żelaznej kurtyny, tylko jak równy z równym. I radzą sobie. Polskie teatry muszą walczyć w Europie z teatrami o znacznie dłuższej tradycji i większych możliwościach repertuarowych i nie przegrywają tej walki. Grzegorz Jarzyna, Krzysztof Warlikowski , Jan Klata, Agnieszka Glińska czy też reżyserzy starszego pokolenia tacy jak Jerzy Jarocki, czy Krystian Lupa są w Europie obecni i cenieni. I to nasz największy sukces ostatnich 20 lat.
Wymienia Pan artystów, którzy poradziliby sobie niezależnie od ustroju.
Oczywiście: Czesław Miłosz dostał Nobla przed 1980 rokiem, Wisława Szymborska po, i prawdopodobnie dostałaby nawet gdyby nic się nie zmieniło. Krzysztof Penderecki, Mikołaj Górecki, Wojciech Kilar też daliby sobie radę niezależnie od ustroju. Natomiast otwarcie granic było zagrożeniem dla pokoleń młodszych, takich jak choćby właśnie Bałka, Sasnal czy w teatrze Klata. Poradzili sobie. Również jeśli chodzi o opiekę na artystami wiele zmieniło się na lepsze. W latach 1950-1989 nie było ani jednej wielkiej światowej wystawy polskiego malarstwa czy polskiej sztuki. Ostatnio mieliśmy trzy duże wystawy (Berlin, Moskwa, Londyn) , a lada moment będziemy mieli kolejne: w Ermitażu, w Muzeum Narodowym w Pekinie, Aliny Szapocznikow w N.Y (pierwsza polska wystawa monograficzna w MoMie), czy też Delhi i Paryżu.
Polaków widać w świecie, artyści radzą sobie mimo trudności, ale jednocześnie odbiorcy ich sztuki skarżą się, że jej nie rozumieją. Odwracają się od kultury, a twórcy nie zamierzają wyjść im naprzeciw. To ma się nijak do zagospodarowywania przestrzeni w jakiej funkcjonują.
To wygląda różnie w różnych dziedzinach, Jeżeli porównamy frekwencję na wystawach sztuki współczesnej w roku 1991 i 2011, to liczba widzów znacznie wzrosła. Natomiast liczba widzów w teatrach niestety nieznacznie się zmniejszyła.
Dlaczego?
Teatr który obecnie dominuje jest w znacznym stopniu teatrem eksperymentującym, nowoczesnym, w związku z tym dla starszego pokolenia widzów trudnym do przyjęcia. Często jestem świadkiem jak osoby z tego pokolenia opuszczają teatr w trakcie trwania spektaklu, tego zjawiska dawniej nie było. Natomiast wskutek braków edukacyjnych, teatr z trudem radzi sobie z pozyskiwaniem nowych widzów. Dziś prowokacja, ekshibicjonizm, wulgaryzm, przestał być magnesem wystarczającym, a dla sporej części publiczności stał się znakiem rozpoznawczym upadku. Niesłusznie, co do określonych ofert, słusznie co do nadużywanej reguły.
Nie jest problemem, że istnieje teatr eksperymentalny, którego nie rozumie starsze pokolenie, i na który nie chodzą młodzi, ale problemem jest, kiedy jest to teatr jedyny.
Rzeczywiście stało się tak – muszę powiedzieć niestety – że teatr awangardowy, eksperymentujący, poszukujący , często niezwykle lewicowy, wyparł repertuar klasyczny, adresowany do nieco konserwatywnej publiczności. Stało się to także w efekcie braku ofert tradycyjnych, realizowanych w sposób świeży , nowatorski, adekwatny do sporów toczonych w debatach publicznych poza samą kulturą. Po prostu w pojawiającą się lukę weszło całe młode pokolenie większych i mniejszych rewolucjonistów. Ale prawdą jest także, że w ciągu ostatnich 20 lat zmniejszyło się zapotrzebowanie na teatr pamiętany z poniedziałkowych prezentacji teatru telewizji. Dwadzieścia lat temu mieliśmy tylko dwa programy TVP, możliwość budowania trwałych nawyków i minimalną konkurencję. Rozbudowana oferta telewizji, połączona z naturalną skłonnością ludzi do wybierania rzeczy łatwiejszych spowodowało, że przestali część z nich przestała odczuwać potrzebę bycia w teatrze
Nie mają już takiej potrzeby?
W badaniach wyszła rzecz bardzo ciekawa: polska oferta kulturalna bardzo często oceniana jest przez ludzi jako dobra i wystarczająca. Mimo to nie uczestniczą w niej, a na pytanie, dlaczego, najczęściej odpowiadają: – Bo nie mam czasu. Drugi powód, do którego już nie tak chętnie się przyznają, to brak kompetencji pozwalających na właściwy odbiór sztuki wymagającej przygotowania, wiedzy, oczytania.