Kompleksy?
Raczej brak stosownego wykształcenia. Można powiedzieć, że wysłuchanie w filharmonii koncertu Mozarta, Ravela czy Beethovena nie wymaga specjalnego przygotowania, choć dla wielu osób nie jest to takie oczywiste, ale już twórczość Debussy’ego, Sibeliusa, czy Mahlera z racji obcości nazwisk wymaga pokonania pewnej bariery i minimalnego przygotowania. Nie mówiąc już o Pendereckim czy nawet twórcach młodszego pokolenia, takich jak Paweł Mykietyn. Natomiast dla teatru pojawiła się ogromna konkurencja w postaci telenowel, które zaspokajają potrzebę ludzi uczestniczenia w widowiskach, spektaklach odwzorowujących rzeczywistość, a taką rolę pełniły niegdyś w teatrze repertuar klasyczny, pozwalający oderwać się od rzeczywistości własnego dnia codziennego i przenieść się w cudzy świat. Co więcej, trzeba pamiętać, że dzisiejsza rzeczywistość jest dużo atrakcyjniejsza niż ta w latach 60, więc potrzeba ucieczki też stała się mniejsza.
Czy to oznacza, że teatr klasyczny skończy się w ogóle?
Nie. Zdecydowanie nie. Tacy twórcy jak Szekspir, Czechow, Molier, Kafka, Brecht nie znikną. To giganci. Do tego dochodzi ostatnio lekceważona tradycja teatry antycznego. Jesteśmy też już poza sporami o znaczenie twórców takich jak Grotowski, Eugenio Barba czy Peter Brook. Teatr sam stopniowo, ale konsekwentnie będzie musiał się reformować, szukając rozmaitych profili i kompetencji. Będzie teatr repertuarowy, klasyczny, utrzymywany przez państwo, którego rolą będzie spełnianie także funkcji edukacyjnej. Ale będzie też teatr, w którym będą dominowały eksperymenty i awangarda, także wspomagany, ale już grantami. Będzie to teatr adresowany zarówno do młodego widza, jak i do widzów wyrobionych, i to właśnie tam przeniosą się spektakle, często na pograniczu teatru, łączące różne dziedziny sztuki, których jest dziś tak wiele. Ale efektem reformy będzie powstanie jeszcze trzeciego rodzaju instytucji teatralnych. Będą to teatry impresaryjne, przestrzeń do wynajęcia, łatwa do zagospodarowania i niezbyt kosztowna, którą można będzie wynająć na jeden spektakl , na sezon albo dwa. Powstanie takich instytucji to dziś najważniejsze wyznawanie dla współczesnego teatru. Stworzenie warunków i możliwości rozwoju zarówno dla teatru eksperymentalnego, jak i konserwatywnego, sprawdzania oczekiwań publiczności, rozwiązań menedżerskich, pijarowskich i wszelkich innych.
Wykształcimy odbiorców, zbudujemy instytucje i system finansowania kultury, ale pozostaje jeszcze kwestia hierarchii w kulturze, tego, co w niej dobre, a co złe. Krytyka kulturalna jest dziś albo koteryjna i łatwo przewidzieć co który krytyk o którym artyście napisze, albo zamieniła się w rynek usług promocyjnych na którym i Szymborska i debiutujący grafoman w recenzji wynajętego krytyka bywają równie genialni. A odbiorca jest jak dziecko we mgle.
Kiedy mówimy o kryzysie w kulturze, to najgłębszy kryzys jest właśnie w krytyce. Krytyka się oczywiście nie skończyła, a recenzenci nie wyginęli, ale stali się najmniej ważnym elementem rynku medialnego. Marzyłbym o sytuacji, aby ilość miejsca poświęcanego kulturze i piłce nożnej na łamach polskich gazet czy w telewizji była adekwatna do odnoszonych w tych dziedzinach sukcesów.
Bardzo Pan minister złośliwy.
Troszeczkę. Ponieważ tak nie jest, więc krytyka się nie rozwija. Recenzje stają się przewidywalne, często wyłącznie kurtuazyjne i banalne. Ale jestem po poważnych rozmowach z władzami telewizji, uzgodniliśmy, że w TV będzie znacznie więcej programów poświęconych kulturze, recenzji i dyskusji, w których wreszcie nie będzie oceniane wyłącznie życie polityczne, ale także kulturalne. Myślę, że to, co będzie działo się w telewizji odbije się w innych mediach: elektronicznych i w gazetach.
Powiedział Pan, że nie chce dokonywać podziału na kulturę wysoką i rozrywkę. Ale w którym miejscu zaczyna się kultura, która podlega zainteresowaniu pana ministerstwa?
W każdej dziedzinie jest trochę inaczej i trudno o jedną definicję. Kulturę definiuję w sposób, w jaki czynił to prof. Stanisław Pietraszko (sfera aksjosemiotyczna) , a w wymiarze „praktycznym” , jak Jerzy Grotowski. Oprócz talentu, który jest walorem bardzo subiektywnym i trudno uchwytnym, drugim czynnikiem, który pozwala ocenić wartość dzieła sztuki, jest włożona w nie praca. To, co nie wymaga wysiłku, jest proste i łatwe, może się samo sfinansować. To, co wymaga wysiłku, warsztatu, nakładów, potrzebuje wspomagania państwa. Z podziwem patrzę na artystów i na to jak wiele potrafią zainwestować w swój warsztat pracy i w proces tworzenia dzieła, z którym idą potem na niepewny rynek. Ryzykują strasznie, a jednak dają radę. Tam więc, gdzie mamy do czynienia z dużym wysiłkiem, gdzie widać, jak wiele dane dzieło wymagało pracy, i jak jest jednocześnie niepowtarzalne, tam potrzebne jest wsparcie. Dlatego żałuję, że takich rzeczy jest ciągle za mało nawet jak na środki finansowe, którymi dysponuje ministerstwo.
Brzmi to dość dziwnie. Ma Pan pieniądze i nie ma Pan na co je wydać?
Rzeczywiście brzmi to dziwnie, ale rzeczy z najwyższej półki, najbardziej interesujących, nie ma wcale dużo, a na pewno mogłoby być więcej. A ponieważ ich nie ma, finansujemy niejednokrotnie rzeczy średnie. Nie oznacza to, że nieambitne, ale powtarzalne i raczej bez szans na podbicie świata.
Już widzę, jak po przeczytaniu tych słów artyści zasypią ministerstwo projektami w ich przekonaniu niepowtarzalnymi i genialnymi. No bo skoro minister mówi, że ma za dużo pieniędzy…
Pieniędzy jest za mało, żeby obsłużyć wszystkie projekty, na które składane są wnioski, ale wolałbym , żeby było to projekty zdecydowanie lepsze. Nie marnujemy pieniędzy, ale też oczekuje zdecydowanie wyższej jakości.
Pogubiłem się. Powinniśmy wydawać więcej, ale mamy za mało pieniędzy, a jednocześnie to, co wydajemy – wydajemy nie najlepiej, bo na rzeczy nie najwyższej jakości, tak?
Fundusz Promocji Kultury to fundusz przeznaczony na wspieranie różnych projektów i wydarzeń artystycznych. Niestety jakość wniosków, które otrzymujemy, jest średnia. Mimo to powinny być wspierane przez ministerstwo, bo są elementem tej aktywności, która jest niezbędna dla rozwoju sztuki. Chciałbym jednak, żeby były to projekty lepsze, ambitniejsze, bardziej zróżnicowane. Wiele z nich z założenia jest adresowana do szerokiej publiczności , a to oznacza zawieranie kompromisów artystycznych. Wolałbym aby dominowały projekty pozyskujące dużą publiczność dla projektów o wysokich kompetencjach kulturowych.
A od czego zależy, żeby tych pieniędzy na ważne projekty artystyczne nie brakowało?
Podstawowym źródłem finansowania kultury jest budżet państwa i budżety samorządowe. Ale tak naprawdę o tym, jaka będzie finansowa przyszłość kultury, przekonamy się w roku 2014. Bo jeszcze ten rok i rok 2013 to czas, kiedy ogromne kwoty wydawane są na budowę i odtwarzanie infrastruktury. To w sumie około 12,8 miliardów złotych, przeznaczane obecnie na kulturę, na które składają się państwo, samorządy i np. telewizja publiczna. Są województwa, które w tym roku wydadzą na infrastrukturę blisko 600 mln zł. To absolutny rekord. Jeśli po 2014 r. choć część, np. 25 % obecnych nakładów inwestycyjnych przejdzie na koszty działalności artystycznej w nowo tworzonych przestrzeniach, będziemy mieli efekt imponujący. To dotyczy prawie całego państwa. Rok 2014 będzie najważniejszym weryfikatorem: pomniki infrastruktury kulturalnej czy żywe centra kultury klasy europejskiej. Nieco upraszczam, ale w ciągu kilkunastu miesięcy wejdziemy w okres weryfikacji intencji ale także sprawdzania imponderabiliów. Nie będzie to łatwy czas, ale niezwykle cenny.