Postępujący w ostatnich dwóch dekadach rozwój nowych technologii to rewolucja w dostępie do informacji, a tym samym dynamiczny rozwój mediów. Jaką rolę odgrywają dzisiaj media w kształtowaniu kultury?
Chyba przeogromną, skoro większość ludzi rozpoczyna albo kończy dzień od przeglądu portali internetowych. Ale to ludzie kształtują kulturę, nie media. Media to nie roboty, małpy czy lemury, ale ludzie. Bieg zdarzeń nie jest wypadkową nie-wiadomo-czego. Może któreś pokolenie wreszcie nie zgodzi się na tę sympatyczną odpowiedź: „Wszystkim rządzą pieniądze, rynek reklamy”. Coś czuję, że chyba coraz więcej moich rówieśników jej nie akceptuje. Chyba tezy o śmierci rzeczy dobrych są grubo przesadzone. Jestem generalnie przerażony tym, że np. fora internetowych trolli w jakiś sposób wpływają na ludzi, ich opinie. „Pisali na forum, ludzie mówią, ludzie piszą” – to słyszę często z ust tych, których bym o to nie podejrzewał. Więc pytam: „Po jaki… ty to czytasz?” „A, nie da się odciąć”. Jak to się nie da?
W jaki sposób w ciągu ostatnich lat zmieniło się postrzeganie rodzimej literatury przez odbiorcę? Czy nowe technologie mają istotny wpływ na jej odbiór, czy też stanowią zagrożenie?
Ja obracam się wyłącznie w towarzystwie tak zwanego przeciętnego czytelnika. Czytelnik przeciętny ma to wszystko gdzieś, wraca o 19 z roboty i otwiera piwo, bo nie jest jakimś cyborgiem, żeby jeszcze po takim dniu czytać. On ma naprawdę gdzieś, co dzieje się w polskiej literaturze, którą postrzega jako coś absolutnie nieprzydatnego. Potem ma pani masę obywateli, którzy niezmiennie twierdzą, że książki są dla pedałów. Nie potępiajmy ich od razu w czambuł, w jakimś sensie ich rozumiem. Proszę sobie wyobrazić, że uwielbia pani disco-polo, tańczy pani na zabawach jak szalona, bierze panią, jak oni tak śpiewają o miłości. I nagle widzi pani w telewizji, czy necie, jak taki mądry twierdzi, że disco-polo to szmira dla chamów, a Miłosz to jest sztuka. Rodzi się nienawiść podwójna: nienawidzi pani Miłosza i tego człowieka z telewizji. Taka jest naturalna reakcja, odruch. To jest naprawdę jasne i przewidywalne. Poza tym warto odróżniać rodzaj obrzędu od muzyki. Ci, którzy z taką zaciętością je potępiają albo wyśmiewają, stają się karykaturalni. Po co? Obok kultury wysokiej mogą spokojnie egzystować kultury inne. Obok, nie w zamian. Muszą, bo sama kultura wysoka jest po prostu nie do zniesienia.
Rozwój nowych technologii to także istotne zmiany w podejściu samych twórców do literatury. Czy dostrzega Pan owe zmiany w swojej pracy?
Naturalnie. Coraz bardziej się od nich odsuwam. Co chwilę do mnie dzwoni operator sieci komórkowej i chce mi dać za darmo tableta albo smartfona, a ja mówię, że mam zamiar wyrzucić telefon przez okno, bo nie lubię. Jest bardzo zdziwiony. Dopiero wtedy odpuszcza. Tak serio, cenię materialność rzeczy z wielu powodów, więc rozwój technologii nie ma na mnie dużego wpływu. Piszę cienkopisem w grubym szkicowniku. Moje lektury prasy krajowej ograniczają się w zasadzie do drukowanego Tygodnika Powszechnego i nie mam poczucia, bym cokolwiek tracił. Mam takiego kolegę, który bardzo mnie namawia, żebym wziął udział w rewolucji technologicznej. Tłumaczy: jak masz takiego kindla, to możesz sobie przeczytać na wakacjach sto książek. Tylko, że nie przeczyta więcej niż dwie, a ja przeczytałem cztery w druku. Bardzo długo tłumaczył mi przewagę zdjęć cyfrowych nad odbitkami. Na argumenty przegrałem wszystkie dyskusje. W końcu przyszedł po skany. „Jakoś się gdzieś zgubiło, nie otworzyło”. To były bardzo ważne zdjęcia. Nie jestem wrogiem, jak będę potrzebował, to sobie kupię dziesięć kindlów, jeśli będę miał forsę. Nie chcę tylko, żeby mnie ktoś na siłę unowocześniał i uszczęśliwiał.
W jaki sposób, Pana zdaniem, rozwój nowych technologii wpłynął na obecną kondycję polskiej kultury?
Że kultura wysoka wymieszała się z tą popową – to wszyscy wiemy, ale mam wrażenie, że poszło za tym jeszcze coś. Coraz trudniej odbiorcom oddzielić twórcę od dzieła. Mnie też, zupełnie jak u celebrytów, szczególnie, gdy w jakiś sposób moralizuje, albo jego książki to czynią. Jeśli tylko przepięknie pisze, to niech sobie tam robi, co chce, piękno wybaczy wszystko, ale jeśli moralizuje, a wszyscy widzą, że na co dzień jest dla innych przykładnym bucem, to mnie takie coś też nie pasuje i jestem do takiej pani lub pana zrażony.
Druga sprawa, tworzą się nisze, ciekawe portale i w tych niszach wielka nadzieja i moc. Zastanawia mnie aktywność nieraz cenionych twórców, którzy jakby na siłę próbują zaistnieć w tym mainstreamie, ale obawiam się, że się w tym utopią. Ale system takich żarzących się nisz, czemu nie?
Czego w dzisiejszych czasach najbardziej potrzebuje polska literatura?
Dobrego tuk-tuka, kilku kozaków, ułańskiej fantazji, bezkompromisowości, autentyczności, odwagi, może międzynarodowej publiki i jednak takiego, który będzie wiedział, kiedy nacisnąć hamulec.
Jakie wyzwania stoją przed literaturą na najbliższe lata?
Znaleźć kasę na tuk-tuka. Myśli pani, że to jest tanie?