Szanowni Państwo, proszę nie odwracać wzroku, proszę pozostać na miejscach! Musimy stawić czoła tym nieco uwierającym faktom: w ubiegłym roku wcale nie mówiło się najwięcej o tym, że nareszcie, bodaj po dziesięciu latach, Krzysztof Bartnicki skończył przekładać Finneganów tren, opus magnum Joyce’a, jeszcze trudniejsze i jeszcze bardziej niezrozumiałe od Ulissesa (trzeba przyznać, że w tej kategorii Joyce jest kimś w rodzaju Siergieja Bubki – rywalizuje z samym sobą na nieosiągalnym dla konkurencji poziomie). Nie, dyskusji nie zdominowała też niestety Dorota Masłowska, na której kolejną powieść musieliśmy czekać siedem lat, a kiedy się wreszcie doczekaliśmy, okazało się, że przez grzeczność raczej wypadałoby sprawę pominąć taktownym milczeniem i mimo wszystko nie tracić nadziei. To nie Szczepan Twardoch był na ustach wszystkich, choć jego Morfinę nagrodzono Paszportem Polityki, a Dariusz Nowacki rozpływał się w zachwytach:
„nie mam wątpliwości – Twardoch to obecnie pisarz obdarzony potencjałem twórczym, o którym jego pokoleniowi konkurenci mogą tylko pomarzyć”[1]
Najgorętszym towarem na rynku nie była też nowa powieść J. K. Rowling – debiut dla dorosłych czytelników pisarki, która zbiła fortunę na kolejnych odsłonach kultowych przygód Harry’ego Pottera, dokonanie o iście Balzakowskim rozmachu i owoc tytanicznej pracy… który zaczyna się powoli rozkręcać jakoś po stu pięćdziesięciu stronach. Nie pomogły genialne akcje promocyjne, podgrzewanie atmosfery (polski wydawca mógł się zapoznać z tekstem oryginału dopiero w dniu światowej premiery, skutkiem czego tłumaczka musiała pracować w ekspresowym tempie, żeby książka ukazała się u nas jeszcze przed Świętami). To znaczy pomogły, ale nie na wiele się to zdało, bo nawet sama Rowling przegrała w tym szaleńczym wyścigu.
Rozpina rozporek. Och, a to harcerz.[2]
Tak, to prawda, przed którą nie uciekniemy. Powiedzmy to sobie bez skrępowania: w zeszłym roku wszyscy (albo przynajmniej spora część z nas) fantazjowaliśmy (mniej lub bardziej skrycie) o wyuzdanym, szalonym, brutalnym seksie (a przynajmniej jego ułagodzonej wersji, która mogłaby przyprawić o lekki rumieniec co najwyżej pensjonarkę, a i to nie każdą). Niemniej to wystarczyło. Czego byśmy nie mówili, jak bardzo byśmy się nie odżegnywali, jak mocno nie wydymalibyśmy z pogardą wargi, przed twardymi faktami nas to nie obroni.
Liczby mówią same za siebie. Ponad 2300 „lajków” i 17 tysięcy opinii użytkowników w amerykańskiej wersji Amazonu (w polskim serwisie lubimyczytac.pl to odpowiednio ponad 3900 ocen i 800 opinii). Z listy stu najlepiej sprzedających się książek Amazonu nie schodzi od ponad 10 miesięcy – obecnie plasuje się w okolicach 10. pozycji. Wyniki pokazują, że autorce Pięćdziesięciu twarzy Greya, E. L. James, udało się podniecić sporą liczbę czytelników (w tym pewnie liczne grono tych, którym hasło „książka” kojarzy się w pierwszej kolejności z książką kucharską). Średnia ocena w Amazon.com 3,3 w pięciostopniowej skali (w lubimyczytać – 5,9/10) każe przypuszczać, że o wiele gorzej było z zaspokojeniem tak rozbudzonych oczekiwań. Niektórym czas poświęcony na lekturę może i zleciał jak z bicza strzelił, jednak większości czytelników godziny spędzone z dziełem pani James przypominały najgorsze tortury. I trudno się dziwić.
O kuźwa. Święty Barnabo… Jezu. A potem jest już we mnie… ach![3]
Fenomen tej książki polega na tym, że od recenzentów i czytelników zbiera same baty, co zupełnie nie przeszkadza jej w biciu… kolejnych rekordów sprzedaży. Feministki szaleją, medialni eksperci od wszystkiego wyrokują, że z prawdziwym sado-maso książka ma mniej wspólnego, niż Pan Twardowski z misją kosmiczną Apollo 11, a autorka tylko zaciera ręce i gubi się w liczeniu zer na koncie (podobnie jak Sonia Draga, która kupiła prawa do wydania trylogii James w Polsce na długo przedtem, zanim konkurencja w kraju w ogóle usłyszała o tym tytule – plotka głosi, że dzięki działaniu skauta, czyli łowcy potencjalnych bestsellerów, którego jako pierwsza z polskich wydawców zainstalowała sobie w Stanach).
- Dariusz Nowacki, Kostek Wallenrod nie daje rady, Gazeta Wyborcza [online], 13 listopada 2012. Dostępny w Internecie: http://wyborcza.pl/1,76842,12844468,Kostek_Wallenrod_nie_daje_rady.html↵
- E. L. James, Pięćdziesiąt twarzy Greya, Sonia Draga, 2012. str 445.↵
- E. L. James, Pięćdziesiąt twarzy Greya, Sonia Draga, 2012. str. 503.↵