Z Szyszko-Bohuszem wiąże się zwycięski projekt ekspozycji na przyszłoroczne Biennale Architektury w Wenecji stworzony przez Instytut Architektury. Jak narodził się pomysł wystawy Figury niemożliwe?
Na początku tego roku rozpoczęliśmy prace nad Reakcją na modernizm. W międzyczasie dowiedzieliśmy się, że kuratorem przyszłorocznego Biennale będzie Rem Koolhaas, który w związku ze stuleciem I Wojny Światowej przypadającym na przyszły rok zaproponował cofnięcie się do przeszłości i zwrócenie uwagi na historię modernizmu, historię nowoczesności. Hasło przyszłorocznego Biennale to Fundamentals, a podtytuł to Absorbing Modernity (Fundamenty. Absorbowanie nowoczesności 1914–2014).
Czyli w zasadzie parafraza tytułu Waszej wystawy.
Tak, jest bardzo bliski. Początkowo w ogóle nie braliśmy pod uwagę, że możemy startować w tym konkursie, ponieważ byliśmy przytłoczeni pracą nad wystawą. Ale kiedy praca była już bardzo zaawansowana, pojawił się pomysł dotyczący jednego projektu Szyszko-Bohusza, który mógłby zostać opracowany w osobnej ekspozycji i w jakiś sposób prezentować problemy nie tylko kluczowe dla nowoczesności w Polsce, ale też uniwersalne dla całego regionu Europy Środkowej. Tym projektem jest baldachim nad wejściem do krypty Marszałka Piłsudskiego na Wawelu.
Kiedy pracowaliśmy nad tą wystawą, zauważyliśmy, że Szyszko-Bohusz, projektując baldachim, przygotował kilka różnych wersji i że te wersje fundamentalnie różnią się od siebie estetycznie. Rozpoczął od wizji neogotyckiej zwieńczonej figurą husarza, potem pojawiła się koncepcja neorenesansowa wzorowana na nagrobku Jagiełły (co ciekawe, stworzona została z dykty makieta w skali 1:1). Na bazie tego można zaobserwować, jak w ciągu dwóch lat jeden architekt pracował nad stworzeniem bardzo silnego symbolu, który miał jednoczyć polskie społeczeństwo. Bardzo ciekawe jest to, że Szyszko-Bohusz wykorzystał tam elementy łupów wojennych: kolumny cerkwi Aleksandra Newskiego, która istniała na Placu Saskim w Warszawie, elementy monumentu Bismarcka oraz przetopione armaty austriackie z Wawelu – wszystkie te części tworzą całość.
My chcieliśmy pokazać ten baldachim i jego historię, a równocześnie pojawił się pomysł Kuby Woynarowskiego – jednego z autorów nowej kompozycji – by wprowadzić pustą przestrzeń pomiędzy kolumny a płytę zwieńczenia. Chodzi o to, żeby zawiesić płytę nad całością i utworzyć coś w rodzaju szczeliny – szczeliny, która reprezentowałaby pewną niemożliwość nowoczesności, która byłaby znakiem zapytania: czy to rzeczywiście jest ta nowoczesność, o którą nam chodziło? ten autorytarny przywódca, który zostaje złożony w tym narodowym pomniku? co to właściwie jest ta nowoczesność? Ta szczelina ma być czymś surrealistycznym, wręcz absurdalnym, wołaniem o odpowiedzi na te pytania.
W oryginale u Szyszko-Bohusza ta szczelina też się pojawia.
Pomiędzy kolumnami a płytą zwieńczenia są niewielkie elementy metalowych poduszek-szyszek, które nadają pewnego rodzaju lekkość całości kompozycji.
A wy idziecie o krok dalej.
U nas chodzi już o kompletne oderwanie. Chodzi o to, żeby ta płyta w jakiś sposób lewitowała nad całością, żeby podchodzący do niej nie mogli uwierzyć i zastanawiali się: „co się tutaj dzieje?”; żeby to było zaskoczenie.
A w jaki sposób chcecie uzyskać ten efekt?
Właśnie teraz pracujemy nad tym, jak zawiesić płytę… Zapraszamy oczywiście wszystkich w czerwcu do Wenecji, żeby zobaczyć ostateczny efekt. Przede wszystkim zależy nam jednak na tym, żeby pokazać problem uniwersalny dla całego regionu – myślę o tej części Europy i o dochodzeniu do samostanowienia, do autonomii w kulturze, sztuce, polityce, gospodarce.
Interesujące jest też to, że ten silny, nacjonalistyczny, związany z bohaterem narodowym język, który był obecny w latach 30., obecny i żywy jest właściwie do dzisiaj. 11 listopada mieliśmy przykład tego w Warszawie. Zresztą trzy lata temu w tej samej krypcie spoczął inny polski przywódca i też towarzyszyła temu taka XIX-wieczna ceremonia – w Krakowie XXI wieku.
Oczywiście to też jest dla nas bardzo inspirujące. Łatwo jest, mówiąc o modernizmie, skupić się tylko na aspektach formalnych i dyskutować na przykład nad najciekawszym obiektem modernistycznym w Polsce. Natomiast nas zaciekawiła pewna treść, ważna dla tak wielu osób. Niekoniecznie musimy się z tym zgadzać, ale żeby w ogóle zrozumieć ten fenomen, powinniśmy o nim dyskutować.
Ostatnie miesiące były niezwykle intensywne dla Instytutu Architektury. W MNK otwarcie Reakcji na modernizm, w Łodzi – druga odsłona wystawy Za-mieszkanie (podczas Łódź Design Festivalu), wygrana Figur niemożliwych w konkursie na ekspozycję w pawilonie polskim w Wenecji, wykłady Juhaniego Pallasmy…
Na początku tego roku wydaliśmy książkę Juhaniego Pallasmy pt. Oczy skóry, która okazała się sukcesem – nakład rozszedł się niemal w całości (teraz myślimy o dodruku, pojawiła się już zresztą także wersja elektroniczna tej książki). Zaprosiliśmy więc autora do Polski. W Warszawie i Krakowie odbyły się dwa jego wykłady, w obu uczestniczyła ogromna liczba osób. Bardzo nas to zaskoczyło, w pewien sposób przerosło nasze oczekiwania. Wydawało nam się, że ta książka będzie czymś bardzo niszowym, a jednak okazało się, że dotknęliśmy – świadomie czy nie – bardzo ważnego problemu, który w jakiś sposób jest aktualny we współczesnej przestrzeni publicznej.
Oczy skóry to książka o problemie otaczającej nas przestrzeni, polegającym na tym, że jesteśmy zdominowani przez kulturę obrazkową: że oko stało się naszym najważniejszym organem, a wzrok jest najważniejszym zmysłem, przez który odbieramy rzeczywistość. Inne zmysły, jak dotyk czy węch, nie są już tak istotne. Pallasmaa nakłania nas, by jednak odbierać przestrzeń także innymi zmysłami i mówić o niej w trochę bardziej powoli. Żeby nie tracić kontaktu z lokalnością, powinniśmy czasami się zatrzymać i spojrzeć na otaczającą nas rzeczywistość.
Albo jej dotknąć.
To jest coś, czego nam brakuje. Coraz częściej jesteśmy „atakowani” przez inwestycje, które są nam pokazywane i sprzedawane jako ten „nowy wspaniały świat”, nowa rzeczywistość. Wiele uwagi poświęca się, by kogoś zachwycić czymś wizualnie efektownym, co przecież za chwilę stanie się w zasadzie nieaktualne.
Jakby ta rzeczywistość była do oglądania, a nie do życia w niej.
Czasami tak. Mieliśmy pół roku temu dyskusję o Hotelu Cracovia – ogromne środki zostały wykorzystane do promocji pewnego nadmuchanego projektu. Udowadniano nam, że budynek, który ma pewną symboliczną, historyczną i estetyczną wartość, jest wpisany w pejzaż Krakowa (nie jest w zasadzie istotne, czy nam się podoba, czy nie, bo jest on częścią naszej tożsamości!) – trzeba zburzyć i zastąpić nowym.
Za tą konstrukcją stał pewnego rodzaju fałsz, który bierze się stąd, że często poddajemy się dyktatowi obrazów, nowych form, które konkurują ze sobą gdzieś w przestrzeni wirtualnej.
To stały problem architektury wynikający z tego, że – jak kiedyś przeczytałam – ona musi być zalotna jeszcze zanim fizycznie powstanie; musi przecież uwieść inwestora.
Tak, tylko żeby to uwiedzenie nie trwało chwilę i nie skończyło się rozczarowaniem! Kiedy już budynek powstaje, musi nieść ze sobą pewną jakość. Żyjemy w czasach bardzo szybkiej konsumpcji architektury i obrazów, a książka Pallasmy skłania nas do refleksji.
Na początku tego roku mieliśmy bardzo ciekawe spotkanie w MOCAK-u z Maciejem Miłobędzkim.
Autorem wstępu do polskiego wydania Oczu skóry.
I jak by nie było – jednym z najważniejszych polskich architektów, współtwórcą firmy JEMS Architekci. Bardzo ciekawe było zderzenie przemyśleń współczesnego polskiego architekta, funkcjonującego w świecie „produkcji architektonicznej” z problemami, które poddaje Pallasmaa: jak nie zwariować, jak nie poddać się temu dyktatowi, a równocześnie być aktywnym i nie wypaść z rynku? To kwestie dzisiaj uniwersalne i chyba stąd wzięła się popularność tej książki.
Faktem jest, że to książka, która… chciałoby się powiedzieć „otwiera oczy”, chociaż w tym kontekście to chyba nie jest dobre określenie.
Na koniec chciałabym zapytać o nadchodzące plany Instytutu Architektury: czy może Pan je zdradzić?
Projektem, któremu chcielibyśmy teraz poświęcić więcej czasu, jest szlak modernizmu. Pomysł narodził się niejako z dyskusji o hotelu Cracovia. Prace nad katalogiem do wystawy Adolfa Szyszko-Bohusza pozwoliły nam z kolei zebrać wiele materiałów, które chcielibyśmy wykorzystać do stworzenia platformy internetowej, na której każdy mógłby znaleźć dla siebie informacje; gdzie poprzez różnego typu urządzenia mobilne można by zdobyć pomoc w świadomym podróżowaniu po Krakowie i uczeniu się o historii tego miasta, nie tyle w okresie renesansu czy średniowiecza, Berecciego czy Wita Stwosza, ile właśnie Szyszko-Bohusza czy jego uczniów. Hotel Cracovia to, jak by nie było, dzieło profesora Witolda Cęckiewicza – żyjącego architekta, który był uczniem Szyszko-Bohusza. Cały XX wiek jest dla nas interesujący. A żyjemy w czasach, kiedy na naszych oczach, w tym roku, dwa duże budynki zrealizowane w Krakowie w latach 60. właściwie bez żadnej dyskusji są burzone. Pięćdziesiąt lat temu przy Błoniach rozbudowano Kampus UJ, teraz Uniwersytet Jagielloński te budynki przebudowuje. Instytut Zootechniki już na wiosnę zaczęto rozbierać, teraz trwa rozbiórka budynku Collegium Padarevianum. To też jest element historii tego miasta i nawet jeśli te budynki były w jakiś sposób zdegradowane i wymagały nowych inwestycji, to dla mnie czymś nie do przyjęcia jest, że tak daleko idąca zmiana w przestrzeni miasta odbywa się bez jakiejkolwiek dyskusji, debaty!
Znając przykłady z Warszawy czy Katowic.
Przykłady mieliśmy już wcześniej, więc tym bardziej chcielibyśmy stworzyć jakieś źródło wiedzy, które byłoby dostępne dla wszystkich, a które jednak prowokowałoby do refleksji nad otaczającą nas przestrzenią – nie tylko tą dawną, sprzed wieków, ale też tą nowszą.
Dziękuję za rozmowę.
1 comment
Lektura to czysta przyjemność. Ważna postać oraz istotne kwestie przedstawione w odpowiednim czasie.
Comments are closed.