Byle jaka przestrzeń kulturowa
Waniek i inni wspominają okres początku lat siedemdziesiątych jako czas liberalizacji i odkryć duchowych, intensywnej wymiany myśli. Jako czas, kiedy szary Górny Śląsk, o kulturze bardziej niż gdzie indziej zdominowanej przez propagandę, rozbłysnął barwami. Obok kultury oficjalnej istniała druga, rozwijająca się żywiołowo. Jak wspomina Henryk Waniek, fakt mieszkania w Katowicach początkowo go przerażał, bo miasto jawiło się jako kulturowa pustynia. Potem zaś życie i tworzenie w nim uznał za błogosławieństwo. Jest dramatem, ale i skarbem urodzić się w byle jakiej przestrzeni kulturowej – powtarzał za Cioranem w eseju Przeciw ubezwłasnowolnieniu. Oneiron[5]. W miarę dojrzewania zaczął w tym mieście dostrzegać rzeczy inspirujące. Ważne dla niego było spotkanie na początku lat sześćdziesiątych malarzy kontestatorów z grupy St-53 („St” mogło zarazem oznaczać Stalinogród, czyli ówczesną nazwę Katowic, jak również odwołanie do nazwiska Strzemińskiego), którzy jeszcze w okresie stalinizmu mieli odwagę tworzyć na przekór obowiązującemu socrealizmowi, a co więcej – za swojego mistrza uznać wyklętego w tamtych czasach ucznia Malewicza, Władysława Strzemińskiego, wielką postać polskiej międzywojennej awangardy. Strzemiński zaraz po wojnie tworzył w Łodzi szkołę plastyczną. Wraz z nastaniem socrealizmu został pozbawiony pracy. Zmarł z głodu w roku 1952.
Z grupą St-53 związana była ówczesna żona Urbanowicza, malarka Urszula Broll, ale też artyści reprezentujący różne dyscypliny, m.in. student Strzemińskiego, reżyser teatralny Konrad Swinarski. To właśnie za jego sprawą w głębokim stalinizmie młodzi studenci katowickiej ASP poznali dzieła Strzemińskiego i jego Teorię widzenia. Jednakże, co było dla Wańka ważne, ich prace nie były niewolniczo podporządkowane teoriom patrona. Mówili własnym głosem.
Waniek opisuje Katowice lat sześćdziesiątych jako miasto co najmniej kilku kultur – oficjalnej, plebejskiej, a także tej „pokątnej” – prywatnych pokazów filmów, wystaw, dyskusji. Istotnym miejscem dla tej undergroundowej kultury było mieszkanie Urbanowicza i Broll.
Andrzej Urbanowicz, Urszula Broll, zafascynowany okultyzmem student filmówki Antek Halor i Zygmunt Stuchlik, taki samorodny właściwie malarz, również Ślązak, i ja zorganizowaliśmy się w taki zespół, który nie był grupą artystyczną w dosłownym znaczeniu tego słowa, ale był rezultatem takiego szukania alternatywy wobec tej zagłaskiwanej na śmierć przez Partię i jej fundusze takiej nędzy duchowej, kulturalnej i artystycznej właściwej dla Górnego Śląska tamtego czasu. To była taka nasza, po prostu, próba skonstruowania sobie azylu.
Ten zespół przeszedł do historii jako Oneiron. Z czasem jego działalność stała się legendą dla młodych zbuntowanych.
To nie był bunt o charakterze politycznym, to było otwieranie sobie świadomości. Przezwyciężanie martwoty intelektualnej kultury oficjalnej. Bardziej traktowaliśmy to jako uzupełnienie czy alternatywę dla tamtej. Odkrywanie rzeczy oficjalnie niedostępnych. Choćby pism Junga. Ciekawiło nas wiele rzeczy, na przykład okultyzm czy buddyzm. To nie było oficjalne, w tym sensie, że nie braliśmy na to dotacji i odbywało się bez opieki „instytucjonalnej”. Niemniej nie traktowaliśmy tego, jak jakiejś konspiracji – podkreśla Waniek.
Urbanowicz z Wańkiem na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych stworzyli nawet – chyba pierwsze polskie – pismo undergroundowe „NBPŚ”, co oznaczało „Nowe Bezpretensjonalne Pismo Święte”. Ukazywało się w dwóch egzemplarzach. Był to zbiór maszynopisów umieszczony w specjalnej teczce, który krążył po Polsce. Jak wspominał Urbanowicz: Być może była w tym kpina z testamentów, ale też świadomość tego, że pismo dotyczy rzeczy ważnych, mistycznych, magicznych, religijnych, słowem – świętych. Mieliśmy – być może żywimy je nadal – przekonanie o świętości życia[6].
Pismo miało szesnaście dwuegzemplarzowych edycji. Publikacje były nieregularne. Ukazywało się w latach 1967–1971. Teksty były różnej długości, od jedno- do kilkunastostronicowych.
Każdy tekst – opisuje Urbanowicz – był osobno sczepiany lub zlepiany, zatem poszczególne artykuły były luzem. Były one składane na pół. I gdy po złożeniu kilkunastu okazywało się, że wypełniają one przestrzeń płaskiego pudełka powstałą z wycięcia w środku kartek w albumie Vignoli, numer był gotów. Ta wyglądająca na albumową księga była przesyłana ludziom zaprzyjaźnionym, a ci z kolei wysyłali ją dalej na wskazane przez nas adresy[7].
Zdaniem Urbanowicza „NBPŚ” docierało do około pięćdziesięciu osób z całej Polski – filozofów, poetów, krytyków, malarzy. Czasem wywoływało ostre reakcje. Tak było w przypadku Jacka Woźniakowskiego, który oburzony jakimś obscenicznym tekstem czy wierszem Urbanowicza, zażyczył sobie wykreślenia siebie z listy adresowej.
Przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych to ważny moment w polskiej kulturze. Pojawiły się w niej nurty i idee na swój sposób zrywające z tradycją Października 1956. O ile popaździernikowa kultura skupiała się na wyzwalaniu się z socrealizmu poprzez awangardę, przeszczepiając na polski grunt wszelkie modne na Zachodzie „izmy”, to dziesięć lat później niektórych z młodych artystów zaczęła drażnić jałowość i beztreściowość dzieł awangardowych. Tadeusz Nyczek wyróżnia dwa nurty powstałe w ramach tego buntu. Jeden z nich to powrót do „realizmu” w sztuce, czyli zajmowania się rzeczywistością w sposób krytyczny. W malarstwie reprezentowała go m.in. powstała w 1966 roku krakowska grupa „Wprost”, w której skład wchodzili: Maciej Bieniasz, Zbylut Grzywacz, Leszek Sobocki, Jacek Waltoś. Marzec 1968 i Grudzień 1970 to były wydarzenia kluczowe dla tego pokolenia artystów. W malarstwie, literaturze, spektaklach teatralnych pojawiły się wyraźne akcenty buntu politycznego. W literaturze reprezentantami tej postawy byli oczywiście poeci Nowej Fali. Przejawem tego buntu był także rozkwit teatrów studenckich. Wtedy właśnie swoją obecność głośnymi politycznymi spektaklami zaznaczyły najważniejsze z nich, jak Teatr Ósmego Dnia, Teatr Stu i inne. Organem tego ruchu młodej zbuntowanej kultury był krakowski dwutygodnik „Student”. Temu wybuchowi otwartej kontestacji politycznej i rozwojowi młodej sztuki pomogły, paradoksalnie, pogrudniowe zmiany na szczytach władzy i tak zwana „mała odwilż gierkowska” z lat 1971–1973, kiedy to na krótki okres – zaraz po objęciu władzy przez Edwarda Gierka – złagodzono cenzurę.
– Waniek i Urbanowicz reprezentowali „trzecią drogę” – mówi Nyczek. – Abstrakcji i awangardzie, w której wówczas zaczęły dominować konceptualizm oraz działania performatywne, przeciwstawili się na inny sposób niż „artyści krytyczni”. W ich obrazach oraz podobnych im artystów pojawiały się wizje oniryczne, symbole. Swoje odbicie znalazła w nich także fascynacja filozofią Wschodu i inne ślady ich poszukiwań estetycznych i duchowych. Część z tych dzieł można by nazwać psychodelicznymi.
Jak wspomina Waniek, psychodelia była w pewnym sensie „duchem czasu”, więc także w ich środowisku eksperymentowano z różnego rodzaju „pobudzaczami wyobraźni” – haszyszem, marihuaną czy LSD.
Mimo tych ważnych dla Wańka odkryć duchowych, z punktu widzenia SB w jego życiu nie wydarzyło się nic specjalnie ekscytującego (albo takie dokumenty się nie zachowały) aż do roku 1973, kiedy to przed wystawą – już nie studenta, ale uznanego malarza – Henryka Wańka:
Przedstawiciel Wydziału Kultury Wojewódzkiej Rady Narodowej w Katowicach – J. Witocki, zakwestionował jeden obraz. Przedstawiał on wyspę bezludną z wizerunkiem trupiej czaszki. Obok tego był namalowany przez autora czerwony sztandar. Obywatel Witocki polecił przemalować ten sztandar na kolor ciemno-niebieski. Przy czym dopiero wówczas ten obraz mógł być umieszczony w galerii klubu[8].
- Henryk Waniek, Przeciw ubezwłasnowolnieniu. Oneiron, [w:] Katowicki underground artystyczny po 1953 roku, red. Janusz Zagrodzki, Galeria Sztuki Współczesnej BWA w Katowicach, Katowice 2004.↵
- Andrzej Urbanowicz, Nowe Bezpretensjonalne Pismo Święte, [w:] tamże, s. 172.↵
- Tamże.↵
- Kwestionariusz Ewidencyjny „Plastyk”, notatka służbowa z dn. 16 października 1973.↵
5 comments
Podpis pod tytułową fotografią: czy obok Henryka Wańka nie siedzi Andrzej Urbanowicz ( a nie Jerzy Duda-Gracz) ?
Nie, to jest Stanisław Piskor. Redakcja Odry pomyliła. Ja podpisałem dobrze.
To jest to spotkanie w kawiarnii, o którym mowa w tekście.
Tekst Mirosława Spychalskiego zabawny z punktu widzenia odruchów sb-cji bezradnej wobec sztuki a jednocześnie wystraszonej – z punktu widzenia osób inwigilowanych nieco mniej zabawny.
Tytuł mocno stronniczy z kilku powodów:
1. oczywiście dla ówczesnej władzy naśladowcza “awangarda” była mile widziana, ale już niekoniecznie rzeczywista jak np. performance “pomarańczowej alternatywy”, “sztuka poczty” jako wariant Fluxusu,A. Wiśniewskiego, czy adaptacje technik assamblażu w “Wielopolu,Wielopolu” i “Umarłej klasie” – Kantora.
2. W środowisku katowickim rzeczywiście podziemny charakter miała działalność grupy “St-53″, natomiast grupa Oneiron” ze swym ezoteryzmem niespecjalnie zagrażała systemowi.
3. W wymienionej grupie – z artystycznego punktu widzenia – ani Krynicki, ani Nyczek nie stanowili dobrego przykładu “antyawangardyzmu”: Ryszard Krynicki wcześniej nawiązywał do konstruktywizmu Peipera, a w tym czasie – do ready mades pop-artu (np.wiersz “Nowa pasza”). A Tadeusz Nyczek m.in.ostro popierał m.in. działalność Krzysztofa Jasińskiego ostentacyjnie podpierającego się legitymacją PZPR w swoich “awangardowych” działaniach teatralnych.
4. Antynomia Henryka Wańka: awangardyzm – kultura uzasadniająca postawę grupy “Oneiron” jest co najmniej uzurpacją, bo przecież cała historia kultury artystycznej jest ciągiem nowatorstw w stosunku do naśladownictw słusznie pomijanych. Natomiast ważnym elementem w działalności tej grupy było spopularyzowanie dorobku C.G.Junga, jako środka interpretacji kultury.
5. Do przemyślenia jest kwestia: czy i w jakich okolicznościach polityczny punkt odniesienia ma znaczenie w perspektywie sztuki, jako niezależnego świadectwa czasu.
Stanisław Piskor
P.S. – drobne uściślenia:
– potwierdzam swoją obecność zdjęciu z Henrykiem Wańkiem;
– znany krytyk ze “Wspołczesności” – o ile pamiętam – to Wojciech Skrodzki, a nie Ryszard.
@Stanisław Piskor. Dziękuję za uściślenie.
Zgadzam się z Panem, ze nie każda awangarda była mile widziana. I to napisałem. Tolerancja kończyła się momencie kiedy artysta rozpoczynał “dialog”z socjalistyczną rzeczywistością. Powyższy tekst to 50% rozdziału poświęconego AMIE i Oneironowi. Na potrzeby Odry musiałem dokonać skrótów siłą rzeczy więc pewne zagadnienia -skracając- uprościłem.
ad Oneiron- Oneiron jednak zaliczam do “undergroundu” dlatego, że działali nie oglądając się na żadne koncesje ze strony władz. Wypięli sie na system na podobnej zasadzie jak czeski “underground”, to że nie zajmowali się polityką nie ma znaczenia. Ich postawa była “polityczna” i stąd zainteresowanie policji.
Comments are closed.