Joanna Sokołowska-Durałek: Jakie wydarzenie w ciągu ostatnich lat najsilniej wpłynęło na obraz kultury?
Wincenty Dunikowski-Duniko: Odpowiem bardzo ogólnie. Tragiczne jest to, że wspólnym mianownikiem, który od zarania „perforuje” świadomość wszystkich, są takie wydarzenia jak Oświęcim czy 11 września – ale z Adorno i tak się nie zgadzam. W liceum uczyliśmy się, kto podpalił świątynię w Jerozolimie, ale nie kto ją odbudował.
Kto według Pana odegrał znaczącą rolę w polskiej sztuce?
A więc twórcy, którzy wpłynęli na sztukę światową, lub się w niej zapisali? – to zależy od okresu i dziedziny. Na pewno byli to Witkacy, Władysław Strzemiński, Katarzyna Kobro, Jerzy Grotowski, Tadeusz Kantor, Krzysztof Penderecki i Roman Opałka – nie zapomnijmy, że Malewicz tez był Polakiem.
Czy w polskiej historii sztuki jest wydarzenie, które według Pana niesłusznie zostało pominięte lub niezauważone przez krytykę?
Zapewne jest ich mnóstwo, ale skoro zostały pominięte lub zapomniane, to i ja ich nie kojarzę. W Polsce nigdy nie istniała narodowa potrzeba, żeby zadbać o pionierów w kulturze, w sztuce, jak to ma miejsce w innych państwach. Paradoks, ponieważ sztuka kompensuje to, co w społeczeństwie nie funkcjonuje.
Polecam wywiady z Marcelem Duchampem, który już przed paroma dekadami mówił o naskórkowej wiedzy o sztuce i kulturze, o wartościach, które na zawsze przepadły, o przypadku i „nieprzypadkowych przypadkach” – to znaczy o interesach klik i narodów.
Czemu służy dziś sztuka? Jaka jest jej wartość dla współczesnego człowieka?
Jak zawsze sztuka służy sztuce, karmi się sama sobą („samomitologizacja sztuki”) i otoczeniem, które vice verso również syci („nieodzowna zbędność”). Dobrze, że nie ujarzmimy nigdy jej istoty, bo straciłaby rajcę bytu i sens w bezsensie. Sztuka zawsze była wykładnią kultury; historia to wojny, w tym rewolucje, zdobycze nauki, a artefakty są materialnym dowodem, który po sobie zostawiały kolejne epoki. O tym co pozostanie po naszym pionierskim digitalnym okresie, możemy tylko spekulować – my sami wylądujemy na „chmurce”, przepraszam – w „cloud”.
Inny aspekt to funkcjonowanie sztuki, salto mortale jakiego dokonała od wszelakich zależności i opisowości poprzez wyzwolenie, które miało charakter samoanalizy (mam na myśli ciągnące się do dzisiaj jak flaki z olejem analizy medium i autotematyzm), refleksji filozoficznej i psychoanalitycznej, po obecne próby wpływu na „bieg rzeczy” – to znaczy to, co kiedyś było jej ciężarem , jest dzisiaj i tak nieosiągalnym celem, wręcz ambicją (dużego odłamu producentów sztuki). Na przykład błyskawiczne refleksje i riposty na wydarzenia polityczne, najczęściej powstałe na bazie zafałszowanych informacji z mediów, które filtruje Big Brother – ich słabym punktem jest krótka żywotność. Brakuje wypowiedzi ponadczasowych i brakuje tak zwanych „innych” – a przecież nawet w świecie totalnej standaryzacji „być znaczy być innym”.
Co do wartości sztuki dla współczesnego człowieka – być może zbliżamy się do momentu, w którym to nie religia, a sztuka stanie się „opium dla mas”. Medalioniki z „dzieciątkiem Lenin” należą na szczęście do kategorii zabawnych kuriozów.
Jakie zjawiska mają obecnie największy wpływ na kształt sztuk wizualnych w Polsce?
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Jedynie przypuszczam, że są to te same wpływy, co na całym świecie.
Co wyróżnia naszą sztukę na tle innych krajów? Z jakich osiągnięć na polu sztuk wizualnych możemy być dumni?
Nasza sztuka wyróżnia się tym, że tworzą ją „nasi”. Jak w Polsce, tak i wszędzie artyści szukają – niestety dzisiaj z góry wiedzą co znajdą. Artyści z Polski nie odbiegają od światowego poziomu, co jest dobre i potwornie nudne (jest sporo wyjątków), ale właściwie zawsze tak było – liczą się tylko wyjątki – co dobre, to rzadkie.
Postępujący w ostatnich dwóch dekadach rozwój nowych technologii to rewolucja w dostępie do informacji, a tym samym dynamiczny rozwój mediów. Jaką rolę odgrywają dzisiaj media w kształtowaniu kultury?
Zaledwie dwadzieścia lat, a można by już napisać tomy samych oczywistości, z których na razie nic nie wynika. Ktoś trafnie spuentował, że aby móc objąć teraźniejszość, należałoby żyć w nieciekawych czasach – więc na krótką, trafną analizę czy refleksję o wiele za wcześnie.
Sztuka (o której jestem w stanie co nieco podywagować) to promil w kulturze. Istotne zmiany wnoszone przez nowe technologie w mediach i postęp wiedzy rozgrywają się na płaszczyźnie socjalnej – artyści w taki czy inny sposób je przeżują, poddadzą refleksji i nadal będą próbowali coś zmienić. Będą też ponowne próby back to the roots i pozostanie odwieczne „skąd, dokąd i po co?”
Zabawne jest to, że ostatni raz współegzystują generacje, z których jedna uczyła się na liczydle, a druga na i-Podzie. Zaskakujące jest to, że totalna kontrola, którą zawdzięczamy nowym mediom, wzbudza sprzeciw tej pierwszej (chociaż zmęczonej) generacji, tę młodą natomiast prawie to nie interesuje – akceptuje status quo, wręcz sama penetruje nawet te obszary, „gdzie słońce nie dochodzi”, i wrzuca do sieci.
Ludzkość jest na etapie dojrzewania do nowych możliwości, tak jak w epoce pary – ale nikt nie chce zauważyć, że tkwi w dybach – głowę ma wetknięta w zero, a po bokach dwie wycięte jedynki na ręce – ponieważ tyczy to wszystkich, stwarza pozory równych szans. Erzacem swobody jest shitstorm. Myśl jest wolna (!?)…, ale jak długo jeszcze?
Deprywatyzacja życia, która jest w toku, przyniesie nieprzewidywalne zmiany w kulturze; skutki będą dramatyczne. Sztuka będzie na usługach „Tyranodigitalusa”, a ten działa na tyle perfidnie, że jeżeli ktoś odważy się mówić o spiskach (syndykatach) od razu jest uznany za idiotę. Mr. Hope najchętniej osobiście udusiłby Snowdena gołymi rękami. Z paroma odmieńcami, którym wydaje się ze są „wolni” system i tak sobie poradzi – po prostu ich kupując – nic nowego. Przypomnijmy sobie chociażby kontestatorów z lat 60. czy 70. jak na przykład Fluxus, których śladami działalności chwalą się co poważniejsze czy też co bogatsze zbiory muzealne – street art, sprayarze, są dzisiaj salonowi.
W jaki sposób w ciągu ostatnich lat zmieniło się postrzeganie sztuki przez odbiorcę? Czy nowe technologie pozytywnie wpływają na jej odbiór, czy też stanowią zagrożenie?
Sztukę nadal się ogląda – oczywiście są też dzieła do macania, wąchania, do słuchania i te pomieszane – jak instalacje.
Nowe technologie są bardzo przydatne w informowaniu, ale nadal inaczej, prawdziwiej odbieramy koncert wysłuchany na żywo niż ten ściągnięty z Internetu – materialności obrazu i obiektu nie zastąpi digitalna atrapa, a raczej złuda. Na holodek musimy jeszcze trochę poczekać, a i tak wątpliwe, czy stanie się w pełni akceptowalną alternatywą, pomimo że będzie można na nim zobaczyć, pomacać, usłyszeć i powąchać… zdigitalizowane.
Na razie nie widać zagrożenia – frekwencja zwiedzających w muzeach zaczyna być porównywalna z liczbą kibiców na stadionach (nie wiem jak w Polsce?). Rozwiąże się problem peryferii; tu nowe media są niezwykle pomocne – świat stanie się jednym centrum lub pozostanie wielka wsią. Każdy z nas jest centrum wszechświata, a nowe media pomagają współegzystować i zderzać się miliardom centrów w tej zjednoczonej wsi, które to dają się dobrowolnie inwigilować i sobą manipulować – w imię i pod hasłem postępującej demokracji.
Rozwój nowych technologii to także istotne zmiany w podejściu samych artystów do sztuki. Czy dostrzega Pan owe zmiany w swojej pracy artystycznej?
Podejście artystów do sztuki się nie zmieniło (jak zawsze chodzi o autoekspresję i oczywiście zaistnienie w potocznej świadomości), obszary sztuki i produkcja artystów – tak. Od dawna penetrują oni wszystkie dziedziny – w ramach sztuki można sobie dać wymasować stopy, kreować nowe żyjątka, implantować kończyny, zahibernować się, nawet umieranie nie ostało się sztuce i tak dalej. Można też „sobie pomalować!!!” – i wysłać mailem.
Żałosne jest to, że przesłania i idee, są nam w przerażającej większości znane, jedynie „przenicowane na digitalną stronę”, albo zdeformowane nadmiarem show.
Byłem nieco wkurzony, gdy jeden z czołowych w świecie krytyków sztuki, Jean Christof Amann, w swojej świetnej publikacji Bewegung im Kopf (Poruszenie w Głowie) rozgrzeszył młodych twórców, pisząc, że już „nie muszą sie spowiadać z ojca i matki”.
Taki jest bowiem stan rzeczy. Dzisiaj jest większe zapotrzebowanie na „gwiazdorów” niż na sztukę.
Fantastyczne są natomiast efekty (w podwójnym znaczeniu), produkcje i rozmach – niestety ślizgają się po powierzchni – dużo materiału, ale brak oporu i walki z materiałem – dużo pomysłów, mało przemyśleń. Ale to moje „wsiowe” utyskiwanie – to, że pojawią się twórcy którzy nas zaskoczą jest oczywiste.
Zupełnie osobnym tematem jest sztuka w Internecie i sztuka Internetowa – fascynująca jest możliwość przyjmowania mnóstwa dowolnych osobowości na facebook – rodzaj kontrolowanej schizofrenii . To jeszcze niewyczerpany potencjał i istnieje nadzieja, że przynajmniej na jakiś czas sztuka w tej i z tej enklawy (która, wiadomo, jest omni present) stawi czoła totalnej komercjalizacji – być może przynajmniej na krótko zdezaktualizuje slogan „nie ważne co, ale gdzie i kto”.
Zmian w mojej sztuce nie ma – ja „wciąż się zmieniam”. Do nowych technologii podchodzę z dystansem, dlatego że sam niewiele potrafię – moje projekty realizują ci, którzy są w stanie złączyć odpowiednie kable. Wiem, co się da, i to do mojej prywatnej refleksji nad kulturą wystarczy.
W jaki sposób Pana zdaniem rozwój nowych technologii wpłynął na obecny stan polskiej kultury?
Podobnie jak z pytaniem o wpływy na sztuki wizualne w Polsce – nie jestem tego w stanie sprecyzować, ale w „całej naszej wsi” są one takie same nawet wtedy, gdy wygrzebujemy etnograficzne ewenementy. Dobrze, że ani u nas, ani za miedzą nikt nie chce mieć dzieci z hologramem.
Czego w dzisiejszych czasach najbardziej potrzebuje polska sztuka?
Wybitnych twórców.
Jakie wyzwania stoją przed polską sceną artystyczną na najbliższe lata?
Gigantyczne. PS. Pomocna byłaby krztyna autoironii.
_____
Strona artysty: duniko.art