Czas na truizm, ale nie obejdziemy się bez niego: Internet. Przez ostatnie 10 lat Sieć z użytecznej ciekawostki stała się życiodajnym krwiobiegiem dla niezależnej kultury. To Internetowi wspomniane przeze mnie wytwórnie (i wielu artystów) zawdzięczają przetrwanie lub sukces. W latach 90. większość z nich szybko zniknęłaby z rynku albo w ogóle by nie powstała. Czym byłaby też krytyka muzyczna bez takich stron jak Serpent (kiedyś Terra), 3-cie Ucho, gaz-Eta, Emd, Diapazon, Nowamuzyka, Porcys czy Screenagers? Część z nich już niestety nie istnieje, część utraciła początkowy impet i trwa już bardziej siłą inercji niż entuzjazmem. Ale powstają i powstawać będą następne – akurat o istnienie przestrzeni internetowej do dyskusji i wymiany nie martwię się wcale.
Nieco inaczej wygląda sytuacja mediów tradycyjnych, od których wciąż jeszcze nie zdążyliśmy się odzwyczaić. Trudna sytuacja finansowa wydawnictw to oczywisty problem; ważniejsze jest pytanie, czy za pokoleniową zmianą w tworzeniu muzyki nadążała zmiana w refleksji nad muzyką? Wydaje się, że tak. O muzyce zaczęła pisać młoda generacja dziennikarzy i muzykologów, ale też antropologów czy socjologów, którzy chętniej przedstawiają muzykę w pełniejszym kontekście kulturowym, ale przede wszystkim którym obce są podziały na akademię i alternatywę. Widać było to podejście w kultowej dziś Antenie Krzyku, której ostatni numer ukazał się w 2003 roku. W alternatywne, w niejazzowe rejony zapuszczał się również nieistniejący Jazzi Magazine. Ważne teksty poświęcone muzyce publikowały też pisma ogólnokulturalne, m.in: Rita Baum, Więź, Czas Kultury, Fragile czy Opcje. Jednak najpełniejszą reprezentację młodzi autorzy zyskali w wydawanym od 2004 roku magazynie Glissando. To jedyne pismo w Polsce, w którym obok interpretacji cyklu Licht Karlheinza Stockhausena znajdziemy tekst o twórczości Dawida Bowie, a artykuły o Harrym Partchu i Ligettin sąsiadują z działem poświęconym hip hopowi i analizą melizmatów Niemena. Mimo ciepłego przyjęcia Glissando z powodów finansowych nigdy w zasadzie nie ukazywało się regularnie. Twórcy magazynu wciąż jednak nie składają broni, zrywami publikując kolejne numery.
Z niewiadomych powodów nowatorskie pisanie o muzyce w znikomym stopniu przeniknęło do obszerniejszych publikacji książkowych. Piśmiennictwo muzyczne ubiegłej dekady było wciąż raczej wspominkowo-sentymentalne (w najlepszym razie zapełniające oczywiste luki) albo ściśle muzykologiczne i akademickie. Rzadko autorzy stawiali sobie cele syntetyczne, jeśli już, to analityczne, a i to dotyczyło głównie muzykologów zajmujących się muzyką klasyczną. Wciąż tradycyjne tematy, wciąż tradycyjne ich ujęcia, wciąż podobnie hermetyczny charakter.
Udało się wreszcie pod koniec 2010 roku za sprawą publikacji Kultura dźwięku. Teksty o muzyce współczesnej (przygotowanej zresztą przez krytyków związanych z Glissandem). Wybór tekstów traktuje o tak ważnych dla kultury XX wieku zjawiskach jak noise, kultura didżejska, elektronika (nie tylko akademicka), improwizacja (od jazzu po free improv), a także o psychologii współczesnego słuchania muzyki. Również w 2010 roku Korporacja HA!art wydała trzy interesujące pozycje: Nowa muzyka amerykańska, Nowa muzyka brytyjska, Nowa muzyka niemiecka. Gdyby podobne tytuły ukazały się 15 lat temu, niemal na pewno zabrakłoby w nich rozdziałów o brytyjskiej muzyce popularnej, eksplozji amerykańskiego free jazzu czy muzyce niemieckiej rewolucji 68 roku.
Dziwnie wygląda pisanie o muzyce tradycyjnej, folku i muzyce świata. Podejmujące problem najnowszych przemian Kultury tradycyjne wobec współczesności Anny Czekanowskiej to nadal kategoria poważnych propozycji akademickich, a nie potoczystej gawędy. Jedyną chyba pozycją łączącą wyjątkowe znawstwo, atrakcyjną narrację i nieakademickie spojrzenie jest wciąż Ucho Jaka. Muzyczne podróże od Katmandu do Santa Fe Anny Nacher i Marka Styczyńskiego (2003). Dlaczego tak popularny temat nie doczekał się popularnych, lecz rzetelnych opracowań? Nie mam pojęcia.
Mimo kilku prób socjologia czy antropologia muzyki pozostają dziedziną, na której terytorium polscy autorzy wkraczają niezwykle niechętnie. Pozycje traktujące o muzyce w kontekście społecznym i kulturowym ograniczają się właściwie do kilku tłumaczeń (choć i tak najważniejsze pozycje wciąż nie są przetłumaczone i nic nie wskazuje na to, że zostaną w najbliższej przyszłości). Chlubne wyjątki to A po co nam rock? Między duszą a ciałem, zbiór tekstów pod redakcją Wojciecha Burszty (2003), ograniczony do muzyki klasycznej tom Filozofia muzyki pod redakcją Krzysztofa Guczalskiego (2003) czy Muzyka i czas Doroty Krawczyk (2007). Pozycją świadczącą o tym, że myśl o muzyce w Polsce jednak dojrzewa, jest Biznes muzyczny Patryka Gałuszki (2009), w którym autor wyczerpująco omawia pomijane zazwyczaj, a przecież fundamentalne ekonomiczne i technologiczne podłoże rozwoju przemysłu muzycznego.
Interesujący tom The Ultimate Expressiveness in Literature and Other Arts Dariusza Pestki – opisujący między innymi działania Johna Zorna – od razu został wydany po angielsku, jakby autor z góry przewidział, że do nikogo w Polsce ze swoją propozycją nie dotrze. Może więc niepotrzebnie narzekam na brak publikacji, bo temat interesuje tylko mnie i garstkę podobnych entuzjastów niebanalnego pisania o sztuce dźwięku.