Izabela Żółcińska: To są projekty zgłaszane, one – poza propozycją dla ratusza w Oslo – gdzieś utknęły w machinie instytucjonalnej, tego rodzaju projekty wymagają również ogromnego zaangażowania finansowego. Sprawa propozycji dla Oslo jest dopiero przede mną. Jeszcze organizacyjnie nie pracowałam nad tym. Ten system kapilarny, ogólnie mówiąc, jest dla mnie otwierający. Nie odczuwam żadnej konieczności prezentowania go czy to w formie przestrzennej, czy płaskiej, czy jest on częścią architektury, czy wręcz tworzy ją, będąc niejako osobną architekturą. Myślę, że ten projekt dla Ratusza w Oslo powstał w następstwie takiego impulsu, gdyż jego architektura jest niezwykle solidna i ma ona właściwości odgradzania się od surowych warunków atmosferycznych. Jest to oczywiście też instytucja. Pomyślałam o jakimś wzajemnym połączeniu, czy współdziałaniu w społeczeństwie, czy właśnie we wzajemnym oddziaływaniu wizualnej bryły architektonicznej z moimi kapilarami. Szczególnie prowokujące były dwie osobne wieże ratusza. Wyzwoliło to we mnie chęć komunikacji.
Jaromir Jedliński: Ratusz w Oslo sprawia wrażenie ni to przemysłowej, ni to militarnej architektury, a na symulacji w Pani projekcie owa ingerencja proponowana przez Panią zmienia charakter tego budynku; obnaża w pewnym sensie, a zarazem łączy te wnętrza, odgrodzone przez tę mocarną architekturę, z trudnym – ze względu na klimat – zewnętrzem tej, o szczególnym charakterze, budowli. Ten projekt jest piękny i wyjątkowo mocny. Oby mogła go Pani zrealizować! Przy okazji powiedzmy, że spędza Pani dużo czasu w Norwegii, prawda, stąd też pewnie odbiera Pani tę architekturę, ten klimat, no, to miejsce w szczególnie bliski sobie sposób.
Izabela Żółcińska: Moje życie prywatne związane jest z Norwegią i w tej chwili dzielę swój czas pomiędzy Warszawę i Oslo. Oslo jest dla mnie azylem i paradoksalnie, gdyż mamy stereotypy wyobrażeń o północnym regionie, dla mnie jest ostoją ciepła i swoistych stosunków społecznych, otwartości. Tam też podpatruję, gdzie tamto społeczeństwo znajduje miejsce dla czerwieni i oczywiście w pejzażu jest tej czerwieni mało, praktycznie nie występuje w naturalnych formach, poza światłem, gdyż intensywne czerwone, czy różowe światło w kontraście z bielą jest tam jakoś uwypuklone. To jest dla mnie miasto, które – myślę – będę poznawać jeszcze głębiej, gdzieś jeszcze głębiej będę je przenikać. W tej chwili opieram się na pierwszych obserwacjach, które są niezwykle pozytywne, natomiast też jestem gotowa na spotkanie z drugą stroną tego miasta, czy kraju. Również chciałabym poznać ciemne strony tego miasta, czy tego kraju.
Jaromir Jedliński: Chcę Panią jeszcze poprosić o powiedzenie nieco na temat przedsięwzięcia, które też rozważała Pani do pokazania w wystawie poznańskiej, mianowicie projektu, który opisywała Pani przed rokiem dosyć już szczegółowo – Atlas oka. W jakiej fazie jest ten projekt?
Izabela Żółcińska: Mam wrażenie, że ten projekt jest bardzo wymagający technicznie i skupiłam się na razie na przygotowaniu sprzętu i opracowaniu metod, jak powinnam te obrazy oczu do mego zaplanowanego atlasu pozyskiwać. Muszę tu wykreślić granice, w których chcę się poruszać w ramach tego zamierzenia i zestaw form, w jakiej owo oko powinno być widziane, czy widzialne.
Jaromir Jedliński: Zamierzała Pani zrobić zdjęcia w makrofotografii, około stu przypadków, fotografie oka stu osób. W Polsce, w Europie i w świecie, tak?
Izabela Żółcińska: Taki był mój zamysł i podtrzymuję go, natomiast technicznie ciągle nie jestem zadowolona z efektu, jaki uzyskuję. Ponieważ w wyobraźni chciałam, żeby nasza tęczówka była w obrazie na tej fotografii maksymalnie ostra i dostępna dla widza. Niestety, w tej chwili nie jestem w stanie wykonać tego typu zdjęć metodycznie.
Jaromir Jedliński: To miały być znaczne powiększenia obrazu tęczówki i rodzaj katalogu, jakiego rodzaju osoby jest to oko. A także jakaś myśl, zdanie, refleksja tej osoby na temat tego, czym jest oko, czy wzrok, czy widzenie, prawda?
Izabela Żółcińska: Tak, naprzeciw tego opisu musi być bardzo dobrze technicznie wykonane makro-zdjęcie ludzkiego oka. W czasie moich prób uzyskuję niezadowalające efekty. Raz obraz jest zbyt kontrastowy, innym razem nieostry. Zastanawia mnie też praca z modelem, ponieważ jeżeli fotografuję bliską mi osobę wykonanie zadowalającego zdjęcia jest prawdopodobne, bo przy powtarzanych próbach osoba zaprzyjaźniona ze mną jest w stanie poświecić swój czas, siebie. Natomiast ja zakładałam w tym projekcie fotografowanie zupełnie obcych osób, więc ta metoda musi być na tyle szybka i precyzyjna, żebym nie musiała ludzi-obiektów nadmiernie nadwerężać. To jest delikatna bardzo sprawa. Często czuję, że nie mogę zrobić zdjęcia bo występują u niektórych osób biologiczne reakcje, łzawienie, mrużenie oka, wiele osób nie jest w stanie wytrzymać nieruchomo w czasie, jaki jest potrzebny do wykonania fotografii. Nie czuję się pewnie na tym gruncie, krótko mówiąc. Chyba to nawet słychać teraz w moim głosie, te wahania. Ja z tego projektu nie rezygnuję, ponieważ myślę, że idea i zgłębianie tego fenomenu, jakim jest ludzkie oko jest kluczowe. Ale ciągle nie mam tutaj skutecznej formuły, którą mogłabym wprowadzić by zrealizować tę rzecz w takim zakresie, jaki sobie zaplanowałam.
Jaromir Jedliński: Pytam o te zamysły bo chciałem poznać samą ideę, a wcześniej też rozmawialiśmy o tym zamierzeniu. Wiem, że istnieją już szkice i wizualizacje tych projektów. Chciałem też, niejako okrężną drogą, pokazując zakres Pani zainteresowań, Pani konkretnych już zajęć, przynamniej – w niektórych przypadkach – prac przygotowawczych, wrócić do Pani wystawy Biofilia w Poznaniu wiosną 2012 roku. Chciałbym dopytać więc jeszcze, czy ta wystawa to w całości są te koszule z rysunkiem naczyń kapilarnych, właściwie „preparaty”, jakby z koszul? Czy zamierza Pani przy tym pokazać inne rzeczy, albo projekty innych zamierzeń artystycznych?
Izabela Żółcińska: Nie, nie chciałabym tego łączyć. Myślę, że projekt Atlas oka jest na tyle odrębnym zagadnieniem, że nie chciałabym, aby te obszary na siebie jakoś nachodziły. I myślę też, że koszule wymagają pewnej jednoznaczności. Stąd raczej nie chciałabym łączyć z tym malarstwa, czy rysunku.
Jaromir Jedliński: Interesuje mnie jeszcze Pani stosunek do dokumentacji. Bowiem szczególnie te interwencje świetlne w przestrzeni miejskiej mają oczywiście swój czas trwania, prawda, mają swój żywot. Czym innym była Ściana ciepła, a czym innym wystawa w Cysternie, w miejscu szczególnym, ale w miejscu przynależnym instytucji sztuki, gdzie odbywają się zmienne wystawy, mającym swój kalendarz wydarzeń artystycznych, gdzie jedno następuje po innym, dalsze po kolejnym itd. Natomiast taka realizacja jak Ściana ciepła przy ulicy Hożej w Warszawie trwała tam dosyć długo, ale też się jej istnienie skończyło i w jaki sposób ona, i podobne jej realizacje, mogą być przekazywane dalej? Są zdjęcia, a co jeszcze? Medium filmowe?
Izabela Żółcińska: Nie, do tej pory nie robiłam tego. Natomiast, właśnie ta instalacja przy ulicy Hożej uświadomiła mi, że jest to konieczne. W przypadku kolejnej tego typu realizacji równorzędna dokumentacja filmowa będzie niezbędna. Tu może powodem, dla którego nie udokumentowałam tej pracy filmowo było to, że wykonywaliśmy zdjęcia w pewnych odstępach czasu …
Jaromir Jedliński: W różnym oświetleniu?
Izabela Żółcińska: W różnych oświetleniach, oczywiście, ale również w różnej kondycji tego neonu w miarę trwania tej realizacji. Ja przy tej pracy uczyłam się stosunku do procesu twórczego. Być może z braku doświadczenia, albo może ze zbytniego perfekcjonizmu uznawałam, że efektem właściwym była ta początkowa forma neonu. To znaczy, kiedy on świecił całą swoją powierzchnią i materiał, który zastosowałam był to materiał czasowy. Więc ja od początku wiedziałam, że te elementy będą po prostu gasły …
Jaromir Jedliński: Zamierały, niejako.
Izabela Żółcińska: Tak, zamierały. Natomiast dla mnie samej ten proces w rzeczywistości był trudny do zaakceptowania. Dopiero właśnie po jakimś czasie uzyskałam wewnętrzną akceptację tego, że to jest bardzo prawdziwe …
Jaromir Jedliński: Organiczne, jak starzenie się organizmu, prawda?
Izabela Żółcińska: Tak, tylko że dla mnie był to rodzaj jakiegoś wyzwolenia się od tej instalacji, od mojej kontroli. Ponieważ, żeby uniknąć takiej sytuacji budowaliśmy neon dzieląc go na sektory, przemyśliwując rodzaj zasilania i rodzaj serwisu tego neonu. Ale nie było poprzedników tej realizacji, nie było precedensów. Była więc szczególnie trudna do koordynacji, czy do zapanowania nad nią. Moje skupienie nie było tu po stronie dokumentacji, czy zatrzymania tej realizacji w obrazie filmowym, ale właśnie po stronie jakiegoś wysiłku stworzenia tego „organizmu” oraz godzenia się na sam ten proces. To jest bardzo ciekawe pytanie i w zasadzie obszar, który Pan wskazał zmusza mnie do powiedzenia, że żałuję, iż taka dokumentacja nie powstała.
Jaromir Jedliński: Która pokazywałaby proces, nawet tego zamierania neonu?
Izabela Żółcińska: Tak. Dlatego, że w pewnym momencie ta instalacja zaczęła żyć własnym życiem, co dla mnie na początku – jak mówiłam – było trudne do przyjęcia, ale po czasie miałam refleksję, że właśnie taki jest sens wprowadzania instalacji do przestrzeni publicznej. Dlatego, że moment, kiedy my ją instalujemy tak naprawdę jest dopiero początkiem zdarzeń.