Jaromir Jedliński: Tytuł Pani wystawy w Galerii Muzalewska brzmi Biofilia. Zacznijmy zatem od objaśnienia tego terminu.
Izabela Żółcińska: Bardzo mocno kiedyś zareagowałam na stwierdzenie, że biofilia jest to wewnętrzne uczucie emocjonalnej bliskości względem innych istnień. Tak twierdzi Edward Osborne Wilson, z tym, że on jako biolog i socjolog (socjobiolog) zajmował się powinowactwem człowieka i organizmów żywych. Dla mnie natomiast to pojęcie usamodzielniło się, przestało należeć tylko do świata organizmów żywych, czy raczej do świata organizmów, które my klasyfikujemy jako organizmy żywe. We wcześniejszych swoich pracach zaczęłam właśnie poszukiwać jakiegoś podobieństwa do nas na terenie pozornie nieożywionym, czy to będzie przestrzeń pokoju, czy to będzie jakaś przestrzeń architektoniczna, czy to będzie właśnie przedmiot, z którym się stykamy …
Jaromir Jedliński: Jak koszula …
Izabela Żółcińska: Jak koszula, na przykład …
Jaromir Jedliński: Coś bardzo bliskiego naszemu ciału, jakby druga skóra, niemalże, a Panią w tych sferach kapilarnych przecież bardzo interesują styki, pogranicza, przenikania, powierzchnia i to, co pod spodem, styk pomiędzy wnętrzem i zewnętrzem, prawda?
Izabela Żółcińska: Tak. I jakaś umowność też tego, nazwijmy to tak: oddzielenia. Jakiejś granicy istniejącej pomiędzy tymi przestrzeniami. Jeszcze ponadto w koszuli jest taka ciekawa sytuacja ponieważ, ja myślę, że koszula jakoś wyemancypowała się jeśli chodzi o taką przynależność wobec ciała. Ma bardzo mocną swoja konstrukcję, ma określoną formę. To jest trochę paradoksalne, że my ją właśnie traktujemy jako rodzaj bielizny. W naszych jednak czasach koszula zaczęła w większym stopniu niż dawniej być strojem zewnętrznym. Idąc tym tropem pomyślałam, że może ona być bytem niezależnym, który – może z racji naszych ograniczeń klasyfikowania świata – określamy jako właśnie materię nieożywioną. Natomiast ja zastanowiłam się, dlaczego nie przypisać by jej cech organizmu żyjącego.
Jaromir Jedliński: Jest to kontynuacja Pani zainteresowania naczyniami kapilarnymi, które od dobrych już paru lat Pani realizowała, i głównie w odniesieniu do architektury, czy była to Cysterna przy Zamku Ujazdowskim, czy ściana kamienicy przy ulicy Hożej w Warszawie, czy Pani projekty, jak chociażby Ratusz w Oslo? Z jednej zatem strony w tamtych realizacjach zjawiska kapilarne w organizmach roślinnych, zwierzęcych, ludzkich to jest coś organicznego, ale co odnosiła Pani do budynku, do jego wnętrza, zewnętrza, do ścian z jednej czy drugiej strony, do wnętrza tego pojemnika podziemnej cysterny i nagle przeszła Pani do dosłownego odniesienia tego zjawiska do sfery najbliższego styku z naszym ciałem – koszuli – ale, co wciąż pozostaje przedstawicielem świata nieorganicznego. Czegoś, co jest blisko nas, znacznie bliżej niż te budynki, też stanowiące dla nas osłonę. Czy to w Pani intencji jest ta sama sprawa, zainteresowanie tym samym?
Izabela Żółcińska: Zdecydowanie tak. Ale tu następuje niejako odwrócona kolejność, ponieważ te koszule powstały pierwsze. One były przed realizacjami architektonicznymi. Natomiast skupienie nad projektami w przestrzeni publicznej, czy realizacjami w architekturze w jakiś sposób odsunęło tę właśnie realizację na plan dalszy. Ale pochodzi ona z bardzo wczesnego okresu, kiedy ja ten rysunek kapilarny wprowadzałam w najbliższe nam przedmioty. Wprowadzałam go na przykład w kontakt elektryczny. Potwierdzało to moją intuicję powiązania tego rysunku fraktalnie rozrastającego się w kolorze czerwonym z informacją o naszym cieple, jego wymianie i wzajemnym kontakcie. Natrafiłam na wyjaśnienie, że w naszym ciele receptory ciepła – ciałka Ruffiniego ,mają właśnie formę takich fraktalnie rozrastających się sieci. I to mnie utwierdzało w wybranym kierunku, trafności tych decyzji. Wprowadzałam też ten rysunek w lampy, w oświetlenie, bo kojarzyłam go także z procesem patrzenia, też z budową naszego oka. W pewnym momencie pojawiło się określenie, że pierwszym dotknięciem przestrzeni jest właśnie wzrok, że dotykając właśnie przy pomocy wzroku, ogrzewamy tę przestrzeń. Były to kolejne etapy zastosowania, czy też drążenia źródeł, z których wywodzić możemy, z którymi możemy kojarzyć zjawiska kapilarne.
Jaromir Jedliński: Pani mówi o rysunku fraktalnym, jego formie, jego postrzeganiu. Rozumiem, że to co Panią najgłębiej interesuje w całym ciągu rozwojowym tego zagadnienia, które – jak Pani mi teraz uświadomiła – rozwijało się tak, że rysunek ów nakładany był najpierw na bliskie nam przedmioty, a później dopiero wszedł niejako w skalę architektoniczną, tyle, że publicznie to zaistniało w odwrotnej kolejności, prawda? Rozumiałem dotąd, i o to chcę pytać teraz, że interesują Panią zjawiska życiodajności. Bo co to są te naczynia kapilarne? Niosą one ładunek czegoś życiodajnego – wodę, krew, ciepło, wszelkie substancje odżywcze, czy to w roślinach, czy to w organizmach zwierzęcych … .
Izabela Żółcińska: W skałach …
Jaromir Jedliński: W skałach też, czyli wszelkie przemieszczanie się wody i innych płynów, życiodajnych, powtórzę. Mówi też Pani o cieple, odniosła się Pani do oka i już pojawia się zmysł. Pani mówiła o oku także w tym innym swoim projekcie – Atlas oka z tym aspektem identyfikacyjnym poprzez odrębność każdej tęczówki, każdej źrenicy oka – o który osobno chcę Panią spytać, ale pamiętać też trzeba o Pani realizacji w Rotundzie w Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, kiedy Pani odwoływała się do każdego ze zmysłów z osobna i zrobiła z tego zestawienia jedną realizację przestrzenną. I teraz skupia się Pani na oku, jako na tym – powiadano niegdyś – zwierciadle duszy, które znowuż, ale inaczej łączy wnętrze i zewnętrze, lecz teraz w sferze świadomości, postrzegania, pojmowania, porozumienia, widzieć-wiedzieć, te wszystkie styki znaczeń, które można by wydobywać już w interpretacji tego, co Pani robi. Skąd to się wzięło, że te sfery, z jednej strony owa życiodajność, organiczność, że wszystkie bodaj rzeczy, jakie Pani robi się w tym obszarze mieszczą, przebywają, objawiają?
Izabela Żółcińska: To jest tajemnica dla mnie samej. To zabrzmi bardzo prosto. Wszystkie te poszukiwania wzmacniały we mnie właśnie chęć życia. Zastanawiałam się sama, kiedy ten rysunek pojawił się. Pierwsze tego rodzaju prace zrobiłam po przyjeździe do Warszawy, kiedy zupełnie zmieniłam środowisko po ukończeniu studiów w Poznaniu i myślę, że nastąpiła wówczas bardzo intensywna identyfikacja z procesem, jaki dokonywał się w czasie wykonywania tych rysunków. To znaczy z rozrostem, z tworzeniem, z chęcią życia. Było to dla mnie ciekawe, że wykonywanie tego rysunku miało charakter medytacyjny i zawłaszczający, ponieważ tworzenie rysunku, gdy z linii tworzą się dwie, z dwóch cztery i jakby namnażanie go ma w sobie jakąś potencjalność i rodzaj ogromnej, niepohamowanej siły. Myślę, że tu nastąpiła determinacja ujawniania tego mechanizmu na zewnątrz, ale również we mnie samej.
Jaromir Jedliński: To był rysunek na papierze, wykonywany czerwonym tuszem?
Izabela Żółcińska: Tak.
Jaromir Jedliński: Notatnik Pani ma czerwony, czerwonym kolorem wykonuje Pani notatki.
Izabela Żółcińska: Wiąże się to z kolejnym zjawiskiem, takim, że ten rysunek dla mnie do zaakceptowania był tylko w kolorze czerwonym, ponieważ zastanawiałam się nad tym, jakie niosłoby zmiany znaczeniowe gdyby to był inny kolor. Nigdy nie znalazłam w sobie akceptacji dla zmiany tego koloru. Zauważyłam też, że następują u mnie okresy priorytetu danego koloru. W ostatnich latach to jest czerwień. Z jej ładunkiem witalności i energii, która rozgrzewa …
Jaromir Jedliński: Czyli temperatura. Inny jeszcze z Pani zamysłów odnosił się do tego odzienia muzułmańskiej kobiety, do czerwonej burki, która wnosi ciepło, jak Pani mówiła.
Izabela Żółcińska: Tak, w tamtym projekcie chciałam właśnie skonfrontować ciepło muzułmańskiego stroju, jakim jest burka z krajobrazem – bo chciałam to pokazać w krajobrazie jak najbardziej zimnym, o przeciwnym ładunku wizualnym i emocjonalnym, żeby zrównoważyć ogromny potencjał, jaki ma wtedy ta czerwona szata. Tu ta szata dlatego również miała być czerwona, gdyż zakrywała, tworzyła rodzaj zasłony ochraniającej przed światem. W tym projekcie nie myślałam o burce jako o stroju zniewolenia, ale o stroju wyzwolenia, kiedy świadomie, aby chronić swoje wnętrze, odgradzamy się od świata, ale robimy to w sposób witalny dla nas. I dla mnie symbolem witalności jest właśnie taka forma i kolor stroju. Postać tak ubraną nazwałam Erytrocytą.