Bill Kouwenhoven: Przedstawcie się, proszę, i opowiedzcie o waszym projekcie.
Marni Shindelman: Nazywam się Marni Shindelman.
Nate Larson: Nazywam się Nate Larson.
M: Mieszkam w Rochester w stanie New York, a Nate w Baltimore w stanie Maryland. Nasz projekt nazywa się Geolocation, Tributes to the Data Stream. Naśladujemy pojawianie się wiadomości na Twitterze; tych, do których dołączone są dane o współrzędnych geograficznych. Udajemy się w te miejsca i je fotografujemy. Fotografie, które przedstawiamy, mają pod spodem tekst – treść samej wiadomości umieszczonej na Twitterze, a my stoimy w miejscu skąd autor wiadomości ją wysłał i robimy zdjęcie.
N: Naprawdę interesuje nas to, w jaki sposób ludzie z całego świata komunikują się z innymi, a projekt rozpoczął się mniej więcej trzy lata temu, kiedy to na Twitterze rejestrowano około pięciu milionów wiadomości dziennie. Obecnie jest to około pięćdziesięciu milionów wiadomości dziennie. Jak widać, w przestrzeni wirtualnej jest mnóstwo wiadomości cyfrowych. Nas interesuje, skąd one pochodzą, chcemy zachować pewien ich mały fragment i powiązać je na nowo z miejscem, z którego pochodzą. Pracę nad projektem rozpoczęliśmy mniej więcej trzy lata temu, pierwsze miejsce, które sfotografowaliśmy było w centrum Chicago. Był to okres pogarszającego się kryzysu finansowego w Stanach, a wiadomość dotyczyła kogoś, kto właśnie stracił pracę w Investment Bank. I gdy staliśmy u stóp tego budynku, uświadomiliśmy sobie moc tego miejsca, w kontekście połączenia go z miejscem, gdzie wydarzyło się coś złego. Rozważaliśmy również to, w jaki sposób ludzie radzą sobie w takich chwilach – zamiast iść do baru z bliskimi przyjaciółmi, ktoś wysyła tę wiadomość na Twitterze, gdzie każdy może się na nią natknąć i ją przeczytać. Wydaje się, że obecnie nastąpiła duża zmiana w relacjach międzyludzkich.
M: Dokładnie. Clive Thompson – autor, którego twórczość nas zainteresowała, zgłębia temat sieci i mówi o idei ambient awareness lub pozazmysłowego postrzegania Internetu. Chodzi o to, że mamy wgląd w czyjeś myśli i uczucia, tak naprawdę nie rozmawiając z tą osobą. Jeśli ktoś ma konto na Facebooku, zamiast zapytać się „Co u ciebie?” mogę spytać „Jak tam? Lepiej się czujesz? Bo wiem z Facebooka, że byłeś chory w zeszłym tygodniu”. Możemy więc zaobserwować, jak Facebook, Twitter czy inne portale społecznościowe zmieniają nasz sposób mówienia o czymś. A zapis fotograficzny jest formą reakcji na to zjawisko.
N: Część projektu dotyczy również pojęcia prywatności. Jestem przekonany, że utrata prywatności w Unii Europejskiej, różni się od utraty prywatności w Stanach. Ale ludzie mają to do siebie, że włączają pewne ustawienia, a potem o nich zapominają – na przykład o tym, że ich telefon rejestruje miejsce ich pobytu, a potem wyświetla za nimi cyfrowy ślad, czy tego chcieli, czy nie. Jednym z podstawowych pytań projektu, jest to, jak dużo informacji chcemy udostępniać, czy jesteśmy świadomi umieszczania ich publicznie i czy pamiętamy o korygowaniu ustawień wedle potrzeb. W Stanach prześledziliśmy wiele kont użytkowników, np. osób które złamały rękę, o czym dowiedzieliśmy się właśnie z wiadomości, które wysłali na portalu społecznościowym. Zajęliśmy się też niepokojącą kwestią osób, które oglądają fotografie dzieci w nieodpowiedni sposób, a następnie dzięki podanej lokalizacji geograficznej mogą je wyśledzić w rzeczywistości. Nasz projekt nie opiera się na hackowaniu – wszystkie te informacje są powszechnie dostępne, mamy do nich dostęp, możemy więc robić zdjęcia i, mamy nadzieję, spowodować, że ludzie zastanowią się nad swoimi przyzwyczajeniami. Jednocześnie praca nad projektem jest niezwykle ekscytująca – jak już mówiła Marni – nagle możemy wejść w relację z ludźmi na różne sposoby, i mamy nadzieję, że doprowadzi to do powrotu głębszych więzi międzyludzkich. Równocześnie dostrzegamy moc tych udogodnień – siłę dobra, siłę pomagającą budować społeczności oraz przestrzeń do gromadzenia się dla różnych fotografów i dla dyskusji o swoich pomysłach. Istnieje jednak również ten drugi element, gdzie ludzie muszą być nieustannie świadomi podejmowanych przez siebie wyborów.
M: Mieliśmy również to szczęście, że mieliśmy szansę dużo podróżować w związku z naszym projektem. Pierwsza prezentacja naszej pracy miała miejsce w Baltimore, a następnie w Rochester na wschodnim wybrzeżu. Potem mieliśmy okazję pojechać do Wielkiej Brytanii na festiwal fotograficzny. Następnie było Marks Arts Center w Palm Springs i Palms Desert w Kalifornii, a na koniec St Johnny w Brunswick. To fantastyczne, że można stać się kimś w rodzaju antropologa, pojechać do innego miasta i naśladować to, co się tam dzieje wykorzystując wiadomości na Twitterze. I jeździć tam, dokąd zabiera nas Twitter i dokąd jeżdżą ludzie.