Polska w tym zakresie działań pozostaje dalece w tyle za innymi krajami, takimi jak kraje skandynawskie, czy Holandia, Francja, Niemcy. A szkoda, bowiem promocja architektury jest bardzo skutecznym i tanim sposobem budowania pozytywnego wizerunku kraju. Polska cały czas tego potencjału nie wykorzystuje! Jak na razie polska architektura radzić sobie musi więc sama i robi to na szczęście coraz lepiej. To się zaczęło od domków Koniecznego, które były zauważane na portalach internetowych od około 2006 roku – wtedy nagle okazało się, że w Polsce powstaje coś, co jest ciekawe i wartościowe.
Obecnie polska architektura pojawia się w międzynarodowych publikacjach coraz częściej, chociaż jeszcze nie tak, jak powinna. Ale fakt, że ostatnio biuro HS99 (Herman/Śmierzewski) za swoją bibliotekę w Katowicach dostało nagrody zagraniczne, że Polacy zdobywają coraz więcej nagród w konkursach na małe formy, jest bardzo pozytywny. Nasz Małopolski Ogród Sztuki zdobył w tym roku mnóstwo nagród, w tym już trzy międzynarodowe – myślę, że to nasz największy sukces pod tym kątem. Ale są następne ciekawe obiekty kulturalne (jeszcze nie ukończone), jak na przykład Narodowe Forum Muzyki we Wrocławiu zespołu APA Kuryłowicz, Muzeum Śląskie w Katowicach, obok Centrum Kongresowe JEMS-ów, w samym środku sala koncertowa NOSPR Tomasza Koniora. No i nasze Centrum Kongresowe z wielką salą koncertową w Krakowie. To będą obiekty skupiające uwagę, dlatego że to obiekty nowego typu, które dotąd w Polsce nie były budowane – nowoczesne sale koncertowe, realizowane ze światowej klasy specjalistami. I one będą na pewno rozpoznawalne, będą czymś nowym w naszym rejonie.
Kto, według Pana, odegrał znaczącą rolę w polskiej architekturze?
Może trzeba zacząć od tego nieco starszego pokolenia architektów, które potrafiło się odnaleźć w naszej rzeczywistości po ‘89 roku: w Warszawie – Stefan Kuryłowicz z Ewą Kuryłowicz, oczywiście, „JEMS” – zespół trochę mieszany, starsze pokolenie ze „średnim”, Marek Budzyński, Stanisław Fiszer, architekt działający we Francji i w Polsce. Są to architekci i biura, które potrafią zainteresować inwestorów komercyjnych i nie tylko i tworzą architekturę wysokiej jakości. Do tego grona można dołączyć architektów z Poznania: Jerzy Górawski, Marian Fikus, Biuro Ewy i Stanisława Sipińskich, Pentagram; z Krakowa Romuald Loegler, Marek Dunikowski, Marek Kozień. Nie można zapomnieć też o Stanisławie Niemczyku tworzącym zjawiskową architekturę sakralną!
Natomiast ze „średniego” pokolenia, do którego ja się zaliczam wraz z Jackiem Ewy, to HS99 – Herman/Śmierzewski z Koszalina czy Zbyszek Maćków (może troszkę młodszy) we Wrocławiu, Zbyszek Reszka i biuro ArchDeco – Gdańsk, Artur Jasiński z Krakowa, Bolesław Stelmach w Lublinie, Andrzej Bulanda i Włodzimierz Mucha z Warszawy, i nieco młodsi – Piotr Lewicki i Kazimierz Łatak , Magda Kozień z Krakowa.
Gdzieś na granicy młodszego i średniego sytuuje się jeszcze Robert Konieczny, bo on tak całkiem młody już nie jest, jak się okazuje (śmiech).
Konieczny twierdzi, że w tej branży młodość trwa dłużej…
Podziwiam Roberta i życzę mu aby na zawsze pozostał młody i pełen pomysłów! Faktem jest, że w tym zawodzie start następuje później niż w innych, ale może się za to nie kończyć w wieku emerytalnym…
Osoby, które należy również wymienić to: Roman Rutkowski z Wrocławia, Tomasz Konior, Przemek Łukasik i Łukasz Zagała z Katowic, jeszcze młodsi to na przykład Jakub Szczęsny i Centrala, MOMO Architekci, WWAA, w Krakowie Mobius czy w Katowicach Jojko+Nawrocki. Oni próbują realizować swoje pomysły w mniejszych formach, jak na przykład domy jednorodzinne, i wkładają w to dużo inwencji, serca i ciekawych pomysłów. Efektem są domy, które na pewno będzie można pokazywać na świecie i nie ma żadnych wątpliwości, że to jest jakościowo dobra architektura. Na pewno jeszcze nie wymieniłem wszystkich, których należało…
Czy w historii polskiej architektury jest wydarzenie lub postać, które według Pana niesłusznie zostało pominięte lub niezauważone?
Ciekawe pytanie. Trzeba by pomyśleć, czy byli tu wizjonerzy, którzy nie potrafili zrealizować swoich pomysłów do końca. W pierwszym rzędzie na myśl przychodzi mi Oskar Hansen, który swoje koncepcje architektoniczne – bardzo wyraziste i ciekawe – formułował w sposób teoretyczny i akademicki, ale nie był w stanie do końca przełożyć tych pomysłów na rzeczywistość, w której funkcjonował. Aczkolwiek nie negował nigdy tej rzeczywistości komunistycznej – był ideowo zaangażowany w system, choć ten system nie sprzyjał niestety architekturze. I wydaje mi się, że przy bardziej sprzyjających warunkach, Oskar Hansen mógłby mieć bardziej znaczące realizacje, zauważalne na skalę międzynarodową, tak jak chociażby Maciej Nowicki, który z Polski wyjechał do Stanów i jego architektura została tam zauważona i doceniona do tego stopnia, że do dziś jest numerem jeden jeśli chodzi o rozpoznawalność polskich architektów na świecie.
Wracając do teraźniejszości: w jaki sposób media, które w ostatnich dwóch dekadach niezwykle dynamicznie się rozwijają, wpływają na odbiór architektury i jaką rolę odgrywają w jej kształtowaniu?
To jest rzecz, która bardzo zmienia świadomość młodych ludzi, na przykład studentów architektury. Na pewno plusem jest łatwość i szybkość przekazywania informacji, ale często ten kanał zawęża się do mediów elektronicznych, podczas gdy kanał tradycyjny, czyli książki, biblioteki, zostaje odstawiony na bok. Łatwość docierania do różnych koncepcji architektonicznych i globalizacja informacji powodują, że wyobraźnia młodych architektów oscyluje w kierunku szybkiego konsumowania architektury; że zwraca się uwagę na zaskakującą, niezwykła formę, na fotografię, wizualizacje – sposób przestawienia budynku, natomiast nie zwraca się uwagi na jego odbiór pełny, sensualny, na zrozumienie idei, które czyta się na przykład z rzutu czy rysunku, i które powinno być pogłębione doświadczeniem bezpośrednim. Myślenie o architekturze trochę odrywa się od rzeczywistości, od doświadczenia architektury, i w związku z tym dochodzi do sytuacji, gdy w świecie internetowym powstaje cała chmura projektów z najróżniejszych stron świata, bardzo podobnych do siebie. Często zdarza się (co widać w przypadku konkursów architektonicznych), że projekty gdzieś w sieci wędrują, a w którymś momencie sieć się przerywa i „wylewa” z siebie te projekty, które są formalnie atrakcyjne, jednak ideowo puste i niedopasowane do lokalnych potrzeb. Te same projekty powstają w USA, Chinach, Włoszech, Francji, choć równocześnie w tych samych krajach kultywuje się odrębność jeśli chodzi na przykład o kuchnię narodową. Dlaczego? Powinno się kultywować odrębność każdego miejsca, każdego środowiska, które jest przecież zbudowane w inny sposób, z innych materiałów, rozwinęło się innych warunkach klimatycznych i historycznych, kulturowych.
Z drugiej strony media pozwalają zaobserwować zjawiska łatwiej, szybciej, ciekawiej. Jeżeli ktoś potrafi się oprzeć, znaleźć dystans, zrozumieć, czym jest niebezpieczeństwo Internetu, może z tego bardzo skorzystać.
Ten problem zahacza o kwestie globalności czy globalizacji kultury i lokalności kultury. W latach 70.–80. Kenneth Frampton, brytyjski architekt i krytyk architektury, zdefiniował we współczesnej architekturze zjawisko, które nazwał „regionalizmem krytycznym”. W jego interpretacji regionalizm nie ma nic wspólnego z architekturą regionalną w sensie, w jakim my rozumiemy na przykład architekturę zakopiańską czy kaszubską. Regionalizm oznacza tu lokalność; mówimy na przykład o lokalności mniejszych ośrodków europejskich miast średniowiecznych, o pewnej tradycji, która w danym miejscu się zrodziła, ale nie była to tradycja całkiem izolowana. Europejskie miasta średniowieczne rozwijały się na podobnych zasadach, niemniej każde z tych miast jest inne: inne są miasta polskie, inne francuskie – inne są ich skale, materiały. Definiując pojęcie architektury nurtu regionalizmu krytycznego, Frampton zwraca uwagę na współczesne zjawiska, a z tych rzeczy najciekawsze obiekty powstają na styku architektury lokalnej i globalnej. To znaczy najciekawszymi zjawiskami mogą być właśnie te, które nie rezygnują z globalności, z postępu technologicznego, z osiągnięć międzynarodowych w danych dziedzinach, a jednocześnie są zakorzenione głęboko w lokalnej tradycji. Mnie się takie podejście do architektury bardzo podoba i osobiście, przy projektowaniu, staram się rozwiązywać problemy na styku tych dwóch światów.