Jaki jest Pana stosunek do nowych technologii? Ich rozwój to także istotne zmiany w podejściu do projektowania. Czy dostrzega Pan owe zmiany w swojej pracy?
Oczywiście nowe technologie trzeba brać pod uwagę, chociażby z racji tego, że dzięki nim inwestycje mogą stać się bardziej oszczędne, precyzyjne, przyjazne środowisku. Jednak to, co najważniejsze w architekturze, znajduje się gdzie indziej. Technologia jest środkiem do wyrażenia pewnych rzeczy, ale najważniejsza w architekturze jest myśl, koncepcja rozwiązania problemu projektowego, wizja artystyczna i sumując to wszystko – kulturowy przekaz. I na ile nowe technologie mieszczą się w tym przekazie, na tyle stają się jego częścią.
Czego najbardziej potrzebuje dzisiaj polska architektura?
Polska architektura potrzebuje inwestorów potrafiących wykorzystać potencjał naszych architektów: świadomych, światłych inwestorów inwestycji prywatnych i publicznych. Bardzo ważna jest tak zwana „architektura środka”, czyli architektura tła, ta codzienna powstająca z boku wielkich projektów kulturalnych. Jest ona cały czas jest zorientowana głównie na maksymalizację zysku, a nie maksymalizację jakości architektury czy przestrzeni, którą tworzy. Dużo zależy od świadomości – że architektura to nie tylko cena metra kwadratowego, że na jej jakość składa się też jakość koncepcji, wykonania i całej konstrukcji architektonicznej, formy i wyrazu. Myślę, że ta świadomość inwestorów zorientowana na dbałość o jakość będzie rosła, ale na razie jeszcze jej brakuje – dobrej architektury środka, tej „architektury mięsa”.
Polska architektura potrzebuje też własnego prężnego i dobrze dofinansowanego ogólnopolskiego ośrodka typu studialno-muzealno-wystawowego o charakterze „instytutu architektury polskiej” na wzór podobnych ośrodków w Amsterdamie czy Oslo , który mógłby dokumentować dokonania polskich architektów, zbierać rozpraszające się materiały historyczne, pracować nad wystawami, nad publikacjami i promocją na skalę dużo szerszą aniżeli czyni to obecnie wrocławskie Muzeum Architektury, czy powstające ostatnio fundacje. Już wspomniałem jak duża jest potrzeba dobrej profesjonalnej promocji naszej architektury w Polsce i poza Polską.
Polska architektura potrzebuje wreszcie świadomie i celowo prowadzonej polityki na szczeblu rządowym- uporządkowania prawa i wytyczenia standardów.
Jakie wyzwania stoją przed architekturą na najbliższe lata?
Wydaje mi się, że przede wszystkim jest to kwestia uporządkowania rynku architektonicznego. Obecnie funkcjonujemy na rynku od strony prawnej i administracyjnej, niezwykle niekorzystnym dla architekta. Finansowy aspekt naszej pracy jest także cały czas bardzo zły w porównaniu z rynkami na przykład naszych sąsiadów: niemieckim czy austriackim, gdzie architekt jest w stanie robić podobne projekty, ale w oparciu o kilkukrotnie wyższe honoraria. Niestety niskie honoraria przekładać się będą na złą lub jedynie średnią jakość architektury. Pod tym względem konkurencja z naszymi sąsiadami nie odbywa się na równych prawach.
Wydaje mi się, że w zamówieniach publicznych brakuje instytucji mecenatu państwowego promującego jakość i konkurencyjność polskiej architektury. Projekty powinny być w jakiś sposób wyceniane na etapie konkursowym, tak żeby zapewnić architektowi możliwość zatrudnienia na najlepszych podwykonawców nie tylko z Polski: akustyków, technologów sceny, inżynierów z najwyższej półki. Jeśli w kilku inwestycjach udaje się to zrobić (na przykład przy projekcie Centrum Kongresowego, nasze biuro zleciło prace akustyczne i technologię sceny firmie ARUP w Londynie; Tomasz Konior, projektując salę muzyczną dla NOSPR, potrafił przekonać inwestorów do zatrudnienia znakomitych japońskich akustyków – firmę Nagata Acoustics). Honoraria dla tego typu zagranicznych konsultantów nie były brane pod uwagę przez inwestorów na etapie projektowania inwestycji. Architekci musieli o nie walczyć i to z różnym skutkiem. Tak nie powinno być – dobre warunki finansowe powinny zostać stworzone, jeżeli architektura którą tworzymy w Polsce ma być na najwyższym poziomie światowym. Brak zrozumienia tych zależności po stronie inwestora publicznego jest podcinaniem gałęzi na której się siedzi. Inwestowanie przez niego dużych sum na publiczne projekty o skomplikowanej funkcji i wymagającym układzie przestrzennym nie może zaczynać się od genialnie przeprowadzonych oszczędności na honorariach architekta i całego zespołu inżynierów, a także od przerzucenia całego ryzyka inwestycyjnego na projektanta. Inwestor nie zdaje sobie sprawy, że jego inwestycja traci na wartości wprost proporcjonalnie do obciętych przez niego honorariów, a ryzyko całego przedsięwzięcia wzrasta z powodu zatrudnienia najtańszych, a nie najlepszych fachowców. W Polsce nie ma już sytuacji, w których z powodu braku materiałów lub technologii pewne rozwiązania projektowe są niemożliwe. Jedyne bariery współcześnie ograniczające realizację projektu na światowym poziomie, to nieadekwatne do naszego zawodu uwarunkowania prawne i finansowe, a także brak wyobraźni.
Ażeby zagwarantować najwyższą jakość projektów, należałoby relację urząd – architekt określić na zasadach, które nie dyskryminują architekta. To jest wyzwanie dla Izby Architektów i SARP-u, które już próbują w tym kierunku działać i przebijać się ze swoim głosem; niestety odzew ze strony rządowej jest nikły. A że ustawa o zamówieniach publicznych działa źle, widać choćby na przykładzie autostrad (mimo że przykład ten nie dotyczy bezpośrednio architektury).
Druga kwestia to edukacja już na poziomie szkół podstawowych i średnich: edukacja estetyczna, historyczna, artystyczna, której w tej chwili w ogóle nie ma. Na studia trafiają ludzie bardzo słabo przygotowani, przez co studia zaczynają się właściwie od zupełnych podstaw.
No i pozostaje też kształtowanie świadomości inwestorów, deweloperów średniej skali, którzy tworzą tkankę miejską. Tylko w ten sposób można podnieść poziom architektury miast. Architekt powinien być przez dewelopera dostrzeżony jako sojusznik w jego planie biznesowym.
Tymczasem jego rola jest marginalizowana…
Tak! A inwestor powinien dostrzec, że architekt jest jego naturalnym sprzymierzeńcem w walce o jak najlepszą jakość architektury i przestrzeni miejskiej, a to przekłada się na dodatkowy sukces finansowy i artystyczny inwestycji. W realizacji architektury mamy zwykle trzy strony decyzyjne: inwestor, architekt i wykonawca. Jeżeli te trzy strony realizują swoje własne cele odrębnie, to bardzo trudno jest zrealizować dobrą architekturę. A wiadomo, że celem wykonawcy jest realizacja kontraktu przy maksymalizacji zysku; celem inwestora – żeby zrobić to wszystko jak najszybciej i jak najtaniej przy najmniejszym ryzyku, a jedynie celem architekta jest dobra architektura (zakładamy architekta idealnego, takiego jak, powiedzmy, Howard Roark z powieści Źródło Ayn Rand). Jeżeli inwestor jest świadomy wartości architektonicznych, cele architekta i inwestora mogą iść tym samym torem, jest już bardzo dobrze. Niestety najczęściej architekt walczy – bo to jest walka! – o jakość architektury samotnie.
Dziękuję za rozmowę.