…który mawiał podobnie, wciąż poszukiwał kierunku, ustanawiał pion wciąż od nowa. Wrócę jeszcze do kwestii praktycznych, a wracając do własnej Pana pracy, warsztatu pracy. Interesuje mnie sprawa partytury w pracy artysty. To wydaje mi się ważne. Nie widziałem Pana szkiców, notatek, ale w książce Cudzysłowy, z bardzo bogatym materiałem, pojawiły się reprodukcje szkiców…
Tam było kilka zaledwie przykładów, jest ich znacznie więcej.
Wyobrażam sobie, ale w innych publikacjach czy na wystawach te szkice, notatki, te partytury właśnie, rzadziej chyba – jeżeli w ogóle – się pojawiały…
Raz pokazałem ich duży wybór w Bunkrze Sztuki w Krakowie.
Tak, w każdym razie teraz widać, że niezwykle precyzyjnie rozrysowane są Pana ingerencje w przestrzeń, które mogłyby wydawać się intuicyjnym reagowaniem na sytuację uobecniania pracy o charakterze site specific. A zatem ten plan dalszej realizacji, partytura, to kwestia, którą chciałbym byśmy omówili.
Znowu nie ma tu żadnej metody. Czasami jest jakaś wizja, obraz zagospodarowania znanej mi przestrzeni w sposób, który będzie znaczący. Kiedy indziej początkiem jest słowo czy zlepek słów, które zaczynają tworzyć zdanie i przetłumaczone zostają na formy artystyczne. Słowa zostają zastąpione przedmiotami, przedmioty zaczynają tworzyć pewną konfigurację, w której przestrzeń między obiektami zaczyna nabierać nowej znaczeniowości.
To się odbywa w głowie czy na kartce papieru?
Do pewnego momentu dzieje się to w głowie, a potem jest notatka, prosty zapis rysunkowy dopowiedziany słowami. Niedawno odnalazłem swoje szkice z lat sześćdziesiątych, projekty obrazów malarskich, także kolaży. Są to rysunki określające kształty, uzupełnione strzałkami wskazującymi, co powinno być na przykład „niebieskie”, a co „czerwone” czy „żółte”, w którym miejscu ma być deska, a w którym inny przedmiot.
Czyli to właśnie jest partytura, jak w notacji muzycznej, gdzie nie ma dźwięków tylko ich umowne oznaczenia.
Tak, te intuicyjnie przewidywane „konstrukcje” nabierają ciała dopiero później, w trakcie fizycznej realizacji.
Czy wystawa, która teraz przygotowywana jest do Galerii Muzalewska też ma tego rodzaju szkice?
Tak, początkiem realizacji jest zawsze szkic, notatka.
A co potem się z tymi szkicami dzieje, gdzieś leżą?
Ostatnio w ramach wystawy Metamorfozy idei, która dotyczyła pierwszego zapisu i jak to się potem przekształca, pokazałem dziesięć realizacji udokumentowanych zdjęciami, skonfrontowanych ze szkicami, które czasami bywają niemal dokładnym zapisem tego, co się zdarzyło później; czasami bardzo odbiegają od tego, co jest pierwszym zapisem, ponieważ realizacja – ze względu na przestrzeń i inne determinanty, na które nie mam wpływu – wymusza inne decyzje.
Te notatki, szkice to są luźne karty czy też notatniki?
Nie, powstają na czymkolwiek, co jest pod ręką. Znalazłem na przykład szkic narysowany na rewersie formularza paszportowego z początku lat 70., który został rozpatrzony negatywnie.
Czy robi Pan też notatki bardziej narracyjne, zapiski z czytanych książek, albo czy pisze Pan swoje wykłady, wystąpienia etc.?
Nie.
A wyimki z tego, co Pan czyta, czy też ten materiał do tworzenia prac (i ich partytur) albo do wykładów, ma Pan w pamięci, w głowie?
Nigdy nie czytam z kartki.
Czyli materiał, który się nawarstwia wypełnia głowę i to, co Pan planuje też powstaje i zbiera się w głowie; tylko technicznie coś jest rozpisywane, rozrysowywane, czy rozpracowywane na kartce papieru, czy dobrze rozumiem metodę i fazy Pana pracy?
Tak, to co ewentualnie zapisane jest na kartce papieru to rodzaj instrukcji, pierwszego zapisu.
Zatem te szkice czy partytury mają charakter skrótu, szyfru, albo stenogramu czytelnego dla Pana – nie są samodzielne?
To zwykle nie jest jeden szkic, zazwyczaj do każdej pracy powstaje ich kilka, alternatywnych. W miarę konkretyzowania idei rozrysowuję ją na kolejnej kartce papieru, na przykład do pracy Sytuacja, która zrealizowana została w Galerii Mona Lisa we Wrocławiu, powstało chyba z dziesięć szkiców, także fotograficznych. Zaczęło się od tego, co w końcowej fazie okazało się drobnym elementem, tym niemniej istotnym, bo bez niego nie byłoby tej pracy.
Czy dużo Pan czyta, tak samo wiele, jak niegdyś? Ja bowiem z upływem czasu czytam mniej, ale może uważniej.
Staram się dużo czytać, ale doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny. Kiedyś potrafiłem czytać wieczorem do czwartej nad ranem, teraz po drugiej kartce muszę często odkładać książkę, bo zamazują mi się litery.
Jak Pan to odczuwa? Że kiedyś wchłaniał Pan więcej, czy teraz jest mniej Panu potrzebny materiał z zewnątrz, z książek, z pism, a więcej własnej refleksji? Bo ja przynajmniej tak to u siebie odczuwam, więcej myślę o tym co czytam, podczas gdy niegdyś więcej czytałem, nie zostawiając sobie dość czasu na namysł nad tym, co czytam.
To bardzo trafna uwaga, mam podobne odczucia. Czasami wystarczy przeczytać trzy zdania i myśleć o tym w czasie, który starczyłby na przeczytanie trzech rozdziałów. Czasami już nie trzeba doczytywać, te trzy zdania wystarczą.
Czy odczuwa Pan, że towarzyszy Panu teraz pośpiech w porównaniu z czasem, kiedy był Pan młodszy, czy odwrotnie, czy też może rytm Pana pracy i życia jest wciąż taki sam?
Kiedyś byłem przekonany, że z upływem lat będę znacznie swobodniej dysponował czasem. A okazuje się, że tego czasu coraz częściej brakuje, że coraz bardziej kurczy się i – co gorsza – nie ma na to żadnego skutecznego antidotum. Być może wszystko robię wolniej albo nie potrafię już robić tak dużo, jak robiłem wcześniej…
Może robimy wszystko dokładniej…
Ale dużo rzeczy umyka w ten sposób, dotyczy to zwłaszcza czytania. A to jest problem, bo ciągle kupuję książki, które chcę przeczytać i ciągle nie ma na to czasu. Żałuję, że nie mam tyle energii jak wcześniej, a wówczas wydawało mi się, że później będzie wolny czas, kiedy będę mógł sobie pozwolić na dużo więcej.
Ale jest pewnie więcej czujności teraz, uważności…
Uważności, tak, na pewno jest więcej, także czujności. Nie bez powodu jedna z prac na wystawie w Galerii Muzalewska nosi tytuł Gra w czujność.
Poznań, latem 2014 roku