Pierwsze pytanie, które pojawia się w momencie zetknięcia się z tytułem wystawy Ukryta Dekada. Polska sztuka wideo 1985-1995 domaga się odnalezienia uzasadnienia cezury dat 1985 i 1995 roku. Drugie, związane z pierwszym, poddaje w wątpliwość użycie określenia ukryta. Pytania zachęcają do odwiedzenia wystawy (co warto zrobić, bo zgromadzono na niej dużo interesujących prac) i znalezienia odpowiedzi, bo niewątpliwie w sztuce współczesnej zdaliśmy się polegać na podziałach opartych o kolejne dziesięciolecia lub ważne wydarzenia polityczne.
Z estetycznego punktu widzenia sale ekspozycyjne przedstawiają się zachęcająco. Pogrążone w półmroku, z dużą ilością pustej przestrzeni i równomiernie rozłożonymi punktami kolejnych projekcji. Niestety pierwsze wrażenie pozytywne wobec aranżacji wystawy mija dość szybko. Przejście dwóch pięter galerii i oglądnięcie wszystkich filmów, nawet jeśli nie całych, zajmuje około trzech godzin, do tego dochodzi kino z projekcjami. I stanowiłoby to niewątpliwy plus wystawy, gdyby nie absolutny brak jakiegokolwiek siedzenia (wyłączając salkę kinową), konieczność oglądania filmów od przypadkowego momentu, gdyż nie można puszczać ich od początku, co przy dłuższych jest uciążliwe i niezwykle krótkie niektóre kable do słuchawek, które zmuszają do przyglądania się części prac pod kuriozalnym kątem. W tym kontekście długość dzieł odstrasza i pozostaje raczej możliwość zapoznania się z nimi w innych okolicznościach. Może właśnie takie było założenie wystawy? Aby zaprezentować bogaty zbiór prac wideo i potencjał instytucji Centrum Sztuki WRO. Aby zaprosić do jej odwiedzenia, wskazać raczej tropy interpretacyjne, zaprezentować słuszność myślenia wyznaczonego czasową dekadą, wydobyć materiały na światło dzienne, tudzież część tylko przypomnieć, bo pojawiły się prace dobrze znane, zachęcić do ich badania – już niekoniecznie wnikliwego zapoznania się podczas zwiedzania ekspozycji. Bo wystawa jest częścią „długotrwałego projektu badawczego, edytorskiego i wystawienniczego” – jak mówił na spotkaniu, towarzyszącym wystawie, Piotr Krajewski. Jednak skoro projekt jest wystawienniczy i długotrwały, to mam nadzieję na wytworzenie przyjaźniejszych sposobów prezentacji, bardziej dostosowanych do możliwości percepcyjnych człowieka, które mogłyby stać się wzorem dla kolejnych ekspozycji sztuki wideo czy filmu artystycznego.
Pierwsza przestrzeń wystawiennicza mieści dużą projekcję Józefa Robakowskiego Kino to potęga (1984/1985, 07:22). Widzimy nagiego artystę, który trzyma w ręce kolejne przedmioty oraz z energią i przekonaniem, wygłasza i powtarza sentencje: z wiertarką wzniesioną w dłoni – „do pracy!”, z piłą – „niech żyje sojusz robotniczo-chłopski!”, z butelką – „podaj cegłę!”, na początku i końcu filmu pokazuje napis „Kino to potęga”. Praca jest zabawnym i surowym zarazem komentarzem do możliwości kina, i jego uwikłania w przekaz treści. Wskazuje także na poddawanie się przedmiotów symbolicznym podporządkowaniom ideologiom. Mamy papier toaletowy, który staje się znakiem władzy w rękach ludu. Mamy też wizje potencjalnego wykorzystania artysty dla jakiejś słusznej sprawy a także możliwości artystycznej eksploatacji treści i zmiany przekazu w bezsensowną parodię.
Część prezentowanych realizacji bawi się medium i techniką wideo, produkując obrazy bardzo oszczędne wizualnie, ale przy tym niepozbawione sporej dawki humoru. Także na zasadach analizy obrazu zarejestrowanych, wytworzonych zdarzeń, są połączeniem akcji i dokumentacji. Wojciech Zamiara w filmie Nie wiem + Mantra (1992-1993, 04:36) zawarł obraz metalowych stopni drabiny, po których nieustannie ktoś schodzi i jednostajny śpiew powtarzanych zwrotów: „Hare Kryszna”. Marek Janiak prezentuje Ćwiczenia wyzwalające (1987, 11:43), które polegają na łamaniu deski zawieszonej na dwóch krzesłach lub uderzaniu głową w sztalugi. Na filmie Polskim dzikim malarzom (1987, 01:40) rejestruje proces opadania po słupku ptaszka na sprężynce, który monotonnie, ale z dużym zacięciem i energią uderza w ten słupek dziobkiem.
Inna praca Józefa Robakowskiego jest swoistym połączeniem technik wideo i filmu. Zatytułowana Wideo-Kino-Maszyna (1992) jest instalacją zbudowaną z taśmy filmowej, która kręci się na specjalnej maszynie, przechodzi pomiędzy kamerą a źródłem światła i w efekcie daje obraz wyświetlony na ścianie w postaci jasnej, świetlistej smugi.