P. K.: Jako że zbliżamy się już do końca, proponowałbym skończyć tę dyskusję w odwrotnym punkcie niż ten, z którego wyszliśmy, mianowicie jaki jest zdaniem Panów wpływ kina zachodniego na kinematografię polską, czy to jest ciążenie bardziej naznaczone negatywnie, czy to jest bardziej wpływ pozytywny, twórczy?
R. M.: Nie widzę wpływu.
P. K.: Żadnego, w ogóle?
R. M.: Jak Pan mnie przyparł do muru, to powiem, że widocznie oglądam za mało filmów. Oglądam mniej więcej 3/4 produkcji polskiej, ale z kolei z zachodnimi filmami mam pewien kłopot, bo tutaj jestem zacofany. Także ja nie jestem dobrym narratorem, a już na pewno nie opiniodawcą.
M. W.: Myślę, że jeśli można mówić o wpływie, to raczej w kontekście jakichś mód formalnych, estetycznych, czy właśnie gatunkowych. Wspomniany Sęp jest tego przykładem. Myślę, że to nie jest fascynacja w takiej skali, uściślijmy, że chodzi o kino amerykańskie, hollywoodzkie…
P. K.: Niekoniecznie.
M. W.: To nie idzie w taką stronę, o jakiej w latach 90. mówiło się w kontekście kina Pasikowskiego – że jest zachłyśnięty Ameryką i tamtym sposobem opowiadania w kinie. Natomiast wydaje mi się, że trudno to omawiać na innym przykładzie niż kino amerykańskie i może jeszcze kinematografia francuska. No nie wiem, ja tego nie widzę. Może to kwestia tego, że jest jeszcze za wcześnie i nie widać nikogo, kto inspirowałby się tak, jak Pasikowski, kinem amerykańskim w latach 90. Być może za jakiś czas będziemy mogli to zobaczyć i ocenić, czy rzeczywiście tak było. Jeszcze staram sobie przypomnieć jakieś próby, które zadziałały, inspiracje etyczne, czy coś takiego, ale nic mi nie przychodzi do głowy. To są po prostu bardzo indywidualne rzeczy u różnych twórców i trudno zrobić dzisiaj z tego panoramę.
R. P.: Trzeba byłoby przeanalizować kinematografie, co jest trudne, coraz trudniejsze, gdyż naprawdę tych wzorców jest wiele. Na pewno cały czas moim zdaniem gonimy tego króliczka, chociaż już nie tak żwawo i zdecydowanie jak kiedyś. Ale zgadza się, da się cały czas zauważyć przykłady tytułów, które rzeczywiście gdzieś mają ten kompleks kina zagranicznego, nie tylko amerykańskiego czy francuskiego, ale jak spojrzymy na przywoływany już dziś przeze mnie Sekret Przemka Wojcieszka, to tam jest ewidentne zachwycenie się nowym kinem greckim i pójście w tę stronę poszukiwań formalnych. A mówimy o twórcy kina artystycznego, który wcześniej był dość mocno wywodzony z tradycji kina brytyjskiego lat 80., teraz natomiast poszedł w zupełnie innym kierunku, szuka nowego języka. Można to różnie interpretować, można to odczytywać w sposób pozytywny, można jako pewien kompromis czy akt desperacji. To jest do dyskusji. Natomiast każdego trzeba rozpatrywać jednostkowo. Nie można mówić, że cała kinematografia za czymś pędzi, czy nie pędzi. Oczywiście jak widzieliśmy w kinach Tajemnicę Westerplatte, to było zanurzone gdzieś mocno w kino amerykańskie, batalistyczne, ale to był film, który się spóźnił w ogóle, bo po drodze były filmy wojenne, które przekroczyły gatunek. To jest bardzo skomplikowana kwestia, tutaj trzeba rozmawiać o konkretnych twórcach i konkretnych tytułach. Tylko i wyłącznie.
P. S.: Zupełnie nie gonię żadnego kina. Podziwiam tylko niektórych twórców, filmy Panahiego czy braci Dardenne. To nie znaczy, że będę ich naśladował czy kopiował. Po prostu lubię taką strategię myślenia, jaką oni uprawiają. Estetycznie każdy ma swój charakter pisma.
M. W.: Mnie też wydaje się, że to wynika z pewnego rozproszenia, rozszerzenia definicji kina autorskiego. Dzisiaj się je traktuje z nowofalową definicją, czy jeszcze starszą, Renoira: autor to jest twórca, który kręci całe życie jeden film. Myślę, że poczucie, ze gatunek nie może być wykorzystywany jako środek do realizacji kina autorskiego, jako medium wrażliwości autorskiej, też wpływa na to, że trudniej mówić o inspirowaniu się kimś konkretnym w kinie narodowym, które zaczęliśmy tutaj definiować. Co, jak dowodzi panel, nie jest łatwe. Pewnie też nie jest do końca możliwe.
P. K.: Myślę, że nam wszystkim zgromadzonym ta debata dała coś do myślenia. W imieniu organizatorów dziękuję Panom bardzo.