Jacek Karpiński, którego losy przedstawiamy, był w swojej dziedzinie – informatyce – postacią niezwykłą. Tworzone przezeń nowatorskie systemy komputerowe mogły otworzyć przed polską gospodarką możliwość udziału w najważniejszym wyścigu technologicznym ostatniego półwiecza. Mogły przynieść przełom i ekonomiczny, i społeczny. Peerel okazał się jednak na to odporny. Sposób, w jaki potraktowano Karpińskiego, objawił paranoiczne oblicze systemu, w którym tylko odrzucenie kogoś takiego mogło obronić interesy nomenklatury.
Jacek Karpiński przyszedł na świat 9 kwietnia 1927 w Turynie.
Jacek Karpiński:
Miałem się urodzić na Mont Blanc – tam jest taka mała chatka. To był zupełnie wariacki pomysł. Mama i ojciec spotkali się w górach. […] Mama [Wanda Czarnocka-Karpińska] była łączniczką marszałka Józefa Piłsudskiego. Ojciec [Adam Karpiński] był konstruktorem lotniczym. Wynalazł dolnopłat, samolot, który skrzydła ma pod kadłubem, a nie nad. Powiedzieli, że tego nie da się zrobić, ponieważ samolot się przewróci w powietrzu. Trzy lata później Niemcy zrobili taki samolot. [Ojciec] zginął w Himalajach w 1939 roku. [10]
Po wybuchu wojny Jacek Karpiński włączył się w działalność konspiracyjną.
Jacek Karpiński:
W Szarych Szeregach zajmowaliśmy się drobnym sabotażem. Zrywaliśmy flagi, tłukliśmy szyby w niemieckich sklepach, rzucaliśmy petardy pod posterunki. […] Potem wstąpiłem do Grup Szturmowych, które po śmierci „Zośki” zostały przekształcone w batalion jego imienia. […] Byłem też na kilku rozpoznaniach przed likwidacją Kutschery. […]
1 sierpnia [1944] przewoziliśmy broń z dolnego Mokotowa na plac Zawiszy. Magazyn był u mnie w domu, na Obserwatorów 22. Na kilka godzin przed powstaniem wydano rozkaz kompletnego przemeblowania oddziałów. To było zupełnie idiotyczne, potwornie głupie.
Byłem dowódcą sekcji, rozkaz przyszedł o dwunastej. Ściągnęliśmy ze wsi jakąś furę, załadowaliśmy broń, przykryliśmy słomą i zasuwamy – fura kłusem, my biegiem. Koło trzeciej na skrzyżowaniu Chałubińskiego i Koszykowej zatrzymał nas szlaban. Już zaczynała się strzelanina, Niemcy zamknęli ulicę. Fura jeszcze zdążyła przejechać, my we czterech zostaliśmy.Wbiegliśmy do budynku na rogu. Tam był szpital i szkoła pielęgniarek. Spotkaliśmy 20-osobowy oddział naszych. Sytuacja fatalna – wokół pełno Niemców, my prawie bez broni, nie ma jak uciec. Uradziliśmy, że trzeba poczekać do nocy. Podzieliliśmy się na trzy grupy. Dwie pierwsze szczęśliwie się ewakuowały. Moją, która szła jako ostatnia, Niemcy wytłukli. Ja dostałem kulę w kręgosłup. […] Byłem kompletnie sparaliżowany. Lekarze wzięli mnie do szpitala, wystawili lipną kartę choroby. Potem przewieziono mnie do Pruszkowa, gdzie spotkałem moją mamę. I tak niestety ominęło mnie powstanie. […]
Chodziłem o dwóch laskach. Kiepsko mi szło […]. W 1945 roku poszedłem z bratem [Markiem] i przyjacielem Józiem Lityńskim w góry. Biwakowaliśmy nad Czarnym Stawem. Któregoś dnia poszedłem na Liliowe i wyrzuciłem jedną laskę. „Cholera – pomyślałem – dość tego! Będę chodził o jednej.” A po jakimś czasie poszedłem na Orlą Perć i wyrzuciłem drugą. [22]
Po rehabilitacji Jacek Karpiński podjął studia na Politechnice Łódzkiej, a następnie – Warszawskiej, którą skończył w 1951 roku.
Jacek Karpiński:
Zgłosiłem się [do pracy w Centralnym Laboratorium Polskiego Radia w 1951 roku], a następnego dnia przylatuje kadrowa z pianą na gębie. I wrzeszczy: „Co tu robi ten dywersant! To sabotaż! Wróg ludu się tu zakradł, won mi stąd!”. Za dwa tygodnie dostałem nowy nakaz do zakładów Kasprzaka. I ta sama historia. Przybiegł kadrowy z wrzaskiem, że jestem sabotażystą. Chodziło o to, że kiedy po wojnie ujawnialiśmy się przed władzami, podałem, że byłem w AK „instruktorem wielkiej dywersji”. Czyli specjalistą od wysadzania mostów i pociągów. […]
Uważałem, że skoro walczyłem o Polskę w czasie okupacji, to mam obowiązek teraz pracować, żeby było w niej lepiej. Z wieloma moimi przyjaciółmi z „Zośki”, niedobitkami, którzy przeżyli, zdawaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy pod okupacją. Ale okupacją jednak ograniczoną. [19]
Dostałem angaż do Polskiej Akademii Nauk, do Instytutu Podstawowych Problemów Techniki. Pracownia dostała zlecenie od Państwowego Instytutu Hydrologiczno-Meteorologicznego, żeby zrobić urządzenie do prognozy pogody. Zrobiliśmy maszynę matematyczną [AAH] – prognozy poprawiły się o 10 procent. Później [w 1958 roku] zrobiłem urządzenie do rozwiązywania równań różniczkowych AKAT-1. To była pierwsza tego rodzaju konstrukcja na świecie. [10]
3 comments
Już nawet narodziny p.Jacka były tajemnicze. P.Jacek raczył wspomnieć, że jego matka chciała odbyć poród na jakimś szczycie w Alpach. Podobno ktoś przytomny ściągnął ją stamtąd i urodziła w jakiejś chatce …
Coś tu się nie zgadza. Jako miejsce urodzenia podawany jest Turyn, który jest sporo odległy od jakiegoklwiek szczytu alpejskiego.
Ojciec p.Jacka w 1912 zbudował pierwszy w świecie dolnopłat. I już wtedy urzędnicy, nie sowieccy ale rosyjscy “udupili” projekt :-)
Oj, bajarz, bajarz był z p.Jacka ale ciemny lud wszystko kupi …
Nie wiem ile masz lat, ale ja wtedy zylem w Polsce. P.Jacek jest tylko jednym z przykladow jak traktowano wtedy mysl techniczna. Twoj komentarzz jest niesmaczny, a przedstawicielem tego “ciemnego ludu” jestes raczej ty.
Świetny artykuł. Dziękuję! Polecam książkę o Jacku Karpińskim pt. “Geniusz i świnie rzecz o Jacku Karpińskim”
Comments are closed.