K: Pod powierzchnią.
R: Jednym słowem…
P: A to znaczy, że milczenie… milczenie przydaje energii słowu również, tak?
R: Tak. Podnosi jego wagę, walor. Ja tu gdzieś mam, tylko trochę będzie takiej krzątaniny, krętaniny, ale…
……………..
R: Często próbuję zamiast pisania, komentowanie swoich myśli, pisania eseju na ten temat, próbuję zawrzeć, właśnie, materiał w wierszu. Ponieważ gdybym pisał o wadze milczenia w poezji, a także o tym dlaczego poeta czasem milknie i przestaje pisać wiersze… dwa wielkie przykłady w poezji, to jest gdy Mickiewicz zamilkł i woli tworzyć legion, który zbytniej wagi wojskowej nie miał, dyscyplina tam była bardzo wątpliwa, wojsko też…
P: Ale on uwierzył w czyn.
R: On… on uwierzył w czyn. Ale być może łączyło się dla mnie z tym, że on wiedział jako poeta, że pewne formy się wyczerpały i był zbyt świadomy, zbyt genialny, zbyt mądry żeby zostać epigonem własnym, żeby powtarzać, był odkrywcą i miał świadomość, bo pisał jeszcze, jakieś zachowały się niezbyt udane poematy, które uległy zniszczeniu, jakaś “Królewna Lala”, jakieś takie próbki, ale właściwie na lirykach lozańskich wyczerpała ta się… ta poezja i był świadomy, według mnie wiedział.
Drugim takim przykładem pożegnania z poezją zupełnie świadomego, co łączyło się nawet z pogardliwym stosunkiem do poezji był Rimbaud w światowej literaturze. Po prostu, w pewnym momencie, doszedł do wniosku, że trzeba ruszyć w świat, zarobić tyle i tyle złota, wrócić do Francji jako szanowany obywatel i koniec z poezją.
P: On wydoroślał z poezji?
R: Jak… On… jak gdyby swoją postawą zaprotestował przeciwko poezji, według mnie. Przeciwko pisaniu nie tylko poeci protestują. Znany jest wypadek Lwa Tołstoja, który w końcu powiedział, że napisanie elementarza dla szkoły podstawowej jest większa pracą i pożyteczniejszą niż “Wojna i pokój”, “Zmartwychwstanie”, itd. A… albo uszycie pary butów, prawda. Zresztą ja te buty widziałem w Muzeum Tołstoja, bodaj w Moskwie czy Jasnej Polanie wisi para butów przez niego uszytych, tam kustosz czy ktoś mówił, że nikt nigdy w tych butach, łącznie z nim, nie chodził.
K: Nie dało się.
P: Ale książki jego paru przeczytało…
R: Ale to są dziwne, właśnie, te losy, to dążenie do milczenia. Ale z drugiej strony jest przyzwyczajenie też do pisania. Poeta się przyzwyczaja do pisania i póki może pisze, prawda. I decyzja żeby przestać te pisać wiersze, że powiedzmy ja od jutra przestanę pisać, takiej decyzji świadomie nie można. Może poeta bardzo świadomy swojej pracy widzi, że się powtarza. Są poeci, którzy tego nie widzą, nie są w stosunku do siebie podejrzliwi, nie potrafią się obserwować z boku, prawda. No, wtedy piszą… piszą tak długo, jak żyją i to… to zresztą nie jest jakaś wada, bo czasem najciekawsze rzeczy mogą powstawać pod koniec, prawda.
K: Ale z tego co pan mówi, to wynika, że poezja to jest jakaś taka dziwna przestrzeń, do której się wchodzi i z której można również wyjść. Czy tak jest?
R: Do poezji ktoś wprowadza. Jakiś przewodnik bierze człowieka za rękę i go wprowadza do krainy poezji. Nie jest to ręka fizyczna, nie przychodzi do mnie do Piotrkowa, do Radomska czy do Trzebnicy. Poeta wybitny, prawda, nie bierze młodego człowieka za rękę i nie wprowadza go do… ale wyciąga… wciąga go przez swój wiersz w krainę poezji. I mnie wciągali, jako ucznia, prawda, piętnastoletniego. Pierwszy wiersz napisałem mając szesnaście lat, to Tadeusz Drewnowski gdzieś odkrył i jak go przeczytał, to ja nie wiedziałem czyj to jest wiersz. To jest, wiecie, to co mówiłem. To był inny wiersz i kto inny… on mi dowiódł, bo mi pokazał potem, że moim… miałem już podobne pismo, stawiałem litery, podobnie jak teraz, wyraźnie, że to jest moje.
Ale wprowadzał mnie Gałczyński i Tuwim, później Staff. W szkole właściwie na Staffie się kończyła w gimnazjum nauka poezji. Tetmajer i Staff. Na Młodej Polsce. Myśmy Skamandrytów w szkole nie przerabiali, ani awangardy. Awangardy się szukało na własną rękę, co inteligentniejsi, ci co oczywiście byli zainteresowani poezją. Ale gdzieś do mnie Czechowicz tą rękę wyciągnął w 37 roku wierszem “Plan akacji”, bodaj to było, z tomu “Nuta człowiecza”. Ja nad tym wierszem bardzo długo siedziałem, jak nad planem miasta prawie, jak go… Miałem tą tendencję, że się uczyłem na tekście, prawda. Przykrywałem pewne fragmenty dłonią, czy bez tego fragmentu, bez tego słowa jak by to brzmiało…
Tak samo Przybosia… Bardzo wcześnie… Nie poddawałem się tylko nastrojowi wiersza, ale od razu jednak zaglądałem do jego mechanizmów. Technika bardzo mnie… Tak, jak bym przeczuwał, że sam będę konstruował te rzeczy. Tak, ze jak Przyboś napisał jakiś taki wiersz, w którym była metafora – stuknę dwa razy w stół, a raz poza. A raz poza stół. I tu ja tu stukałem rzeczywiście w stół, w Częstochowie mieszkałem. Stukałem. I tu już ten problem ciszy…
P: Ale czy mogę zapytać jeszcze o coś takiego. O tym… mówiliśmy o tym, że ktoś wprowadza w krainę poezji, ale miał pan rzeczywiście poczucie, że to jest jakoś świat specjalny, co to była za kraina?
R: To była… to była zamknięta, dziwna kraina i nie należały do niej wierszyki z elementarza, na przykład, czy z pierwszej książki… Bo w elementarzu, Falskiego ja miałem elementarz, bodaj był wierszyk – ‘Jadą sanki do polanki, ma tam domek wuj Atomek’, czy coś… czy wujek Tomek…
K: Rzeczywiście.
P: Ładny bardzo, ale…
R: Ładny, ale… Natomiast kraina poezji była dla mnie bardzo długo zamknięta. Pewną rolę w tym odegrał mój starszy brat nieżyjący, Janusz, który pisał o trzy… był starszy ode mnie o trzy lata i zaczął pisać wiersze gdzieś w 37 roku, już korespondował z Czechowiczem, zachowały się trzy listy Czechowicza do brata, list Wierzyńskiego się zachował, Ludwika Frydego był uczniem, pisał pierwsze wiersze do ‘Filomaty’ Ryszarda Gansienieca, wychodziło takie szkolne pismo poświęcone kulturze Grecji, kulturze Rzymu, filolo…
P: I co z tą krainą?
R: I trochę jak gdyby on mnie prowadził w tym kierunku, ale był pełen wątpliwości w stosunku… Być może we mnie pierwszą pobudką była, jak gdyby, zazdrość raczej, a nie to, co się tam w poezji dzieje. Ambicja, zazdrość, prawda. Ale tak, jak mówię ta kraina poezji, która zaczął otwierać, właśnie…
I to jest dziwne, wiecie, że nie lektury szkolne, a te utwory, których ten młody człowiek szukał, wyszukiwał jakby sobie… A potem dopiero, po wielu latach wracało się do szkolnych lektur, mianowicie do Kochanowskiego, do Mickiewicza, do Słowackiego i …, a potem do Tetmajera. I na przykład ja uczyłem się w szkole – ‘O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny’ Staffa, ale nigdy nie myślałem ucząc się, że po iluś, po dwudziestu latach poznam Staffa w Krakowie i przyjdę do niego do domu, i dam mu mój tomik wierszy ‘Niepokój’. Zresztą byłem taki stremowany tam, że w dedykacji jakieś błędy, nie gramatyczne, ale w składni coś mi się pokręciło, prawda, jak szedłem tam do Staffa, którego zobaczyłem, prawda, bo widziałem go przed wojną na fotografiach kolorowych, w pismach kolorowych, we fraku, z Gwiazdą, jak Wierzyński wstępował do Akademii Staff go, bodaj, wprowadzał. Oni byli gdzieś daleko ode mnie, na Olimpie, prawda.
P: Ale to jednak była ambicja wejścia na Olimp troszkę, tak? Bo u tego młodego…
K: Wysoko.
P: Tak? W chmury?
R: Nie. To nie… Choć, wiecie, prawdopodobnie poeta w klasie, bo w gimnazjum się mniej więcej dojrzewa, ma 16, 17, 18 lat, w każdej klasie jest czterech, mniej więcej, pięciu poetów, no trzech minimum, prawda…
K: Jak klasa jest…