P: Ale poetów czy takich z ambicjami?
R: Takich co piszą… piszą wiersze, a ten taki naznaczony, że on w przyszłości również będzie to robił, bo tamci wydorośleją, zostaną inżynierami, naukowcami, lekarzami, itd., może tam jeszcze kiedyś będą, a ten zostaje w tym ogródku dziecięcym i dalej się tam męczy albo bawi… (P: Jeden na ilu?)… ale… ale on jest troszkę… jest taki tak, jak by szkolny poeta, gimnazjalny, powiedzmy. W gimnazjum to jednak było trzech. Tak, jak aktorów jest kilku zawsze, prawda, którzy mają zdolność do grania, grają na akademiach, w teatrzykach, też już to wyraźne jest. I ten poeta jest w jakiś sposób naznaczony. Jest jakby trochę niewydarzony, nie zawsze…
K: Wyróżnia się czymś?
R: Wyróżnia się albo nieuwagą na lekcjach, albo…
P: Czy ma pałę z WF-u?
R: Z WF-u nie, nie ma… (P: Niekoniecznie.)… ale niezbyt to mu idzie wszystko, prawda. W strzelaniu, powiedzmy, na przysposobieniu wojskowym jest niezły, ale nigdy bardzo dobry, unika trochę gimnastyki… (P: Matmy.)… Ma… matematyki się boi, przeważnie, strasznie. Coś… Wiecie coś w tym jest, że dość wcześnie, nie wiem czy to w dobrym, czy w złym znaczeniu, jest wyróżniony czy naznaczony. Wiecie. Bo myśmy pismo wydawali w czwartej klasie gimnazjum, się nazywało ‘Miotła’ i był komitet redakcyjny, prawda. Jeszcze jeden kolega żyje, jest w Kanadzie, został profesorem uniwersytetu, teraz jest emerytem. My tą ‘Miotłę’ wydawaliśmy i tam różni koledzy pisali, fraszki, to tamto, ale ten wiersz liryczny to ja pisałem, poświęcony koleżance, tam, Basi czy Jasi, tercyna koniecznie, pierwszy był tercyną pisany.
P: Ale czy jest takie poczucie, że to jest jakby rekompensata za to nie… niewydarzenie, tak to pan nazwał,…
R: no, być może. Być może, że jest to… Ale to nie jest świadoma, że ja sobie rekompensuję niedostatki tym, że pisze i przez to zwracam na siebie uwagę. Tylko to jest dość tajemnicza historia, właśnie to jest trochę mistyczne, jakaś historia. Ten gość jest jak gdyby powołany, nie wiadomo przez kogo, prawda.
P: Ale ma jakiś inny gruczoł, właśnie.
R: I… i inteligentny polonista zawsze się orientuje, że tam siedzi… Ja miałem polonistę profesora Feliksa Przyłubskiego w gimnazjum, a przed nim profesora Janigę. To Janiga był, to ciekawostka jest, polonista moim i Karola Dedecjusa. Potem żeśmy obaj zidentyfikowali, że jak on poszedł z Radomska do Łodzi, to wykładał w gimnazjum Dedecjusa polonistykę. I moim ulubionym był Felek, Felek-Feliks Przyłubski. Specjalista zresztą od interpunkcji, napisał kilka podręczników. A ja z interpunkcją…
P: Pan nie stosuje.
R: Po wielu, wielu latach, bo już profesor nie żyje, mówi – Panie Tadeuszu, ja jeszcze teraz mam z panem kłopoty, bo czasem dostaję telefon – Panie profesorze, a Różewicz nie stawia. – A ja mówię – Ale, panie profesorze, to też nie ja wynalazłem. Ja przejąłem od Czechowicza, który… Czechowicz przejął z Biblii, Starego Test… z Psalmów, tam nie używano interpunkcji, przecinków, kropek, itd. Ale się rozgadałem, za bardzo.
P: O milczeniu miało być.
R: Nie dopuściłem was do głosu.
K: Pan opowiada o swoim wejściu do poezji, jak o czymś trochę urokliwym, trochę żartobliwym… (R: Tak.)… ale później ta poezja staje się czymś bardzo ważnym, staje się sposobem czy narzędziem do odtworzenia świata. Jak to się zmienia to podejście, że od rozrywki właściwie, od zabawy pomieszanej z lekką zazdrością, staje się czymś niezwykłym?
R: Wie pani, wchodzi się… wchodzi się właściwie do ogródka albo do ogrodu, nagle to się zamienia w puszczę, potem się zamienia w pustynię, potem łączy się to czasem z rozpaczą i udręką, no trudno mi jest wymieniać poetów tragicznych, poetów którzy zabijali się z świadomością, popełniali samobójstwa, niszczyli się po prostu, jak gdyby instynkt do śmierci w poecie był bardzo silny, prawda i pokolenie po nas… Jakby nasze pokolenie wyniszczone było, tak zwane pokolenie Kolumbów czy, jak Wyka kiedyś powiedział, zarażone śmiercią, z czym ja się oczywiście nie zgadzałem nigdy, bo to inaczej z tym zarażeniem śmiercią… Zawsze mówiłem – my byliśmy życiem zarażeni, nie śmiercią, prawda. Natomiast pokolenie 10 lat młodsze, pokolenie pewnie Wojaczka, Grochowiaka, Bursy, Helmuta Keisera(?). Oni byli jak gdyby mniej odporni na ciosy życia, oni próbowali to rozwiązać właśnie przy pomocy, no różnych środków. Wiemy, że niektórzy się rozpili z rozpaczy, niektórzy samobójstwa popełniali, prawda, jest to bardzo ciężka, trudna sprawa. Zresztą tradycja samobójstw poetyckich szła, w gruncie rzeczy, tam gdzieś od Wschodu, od Jesienina, od Majakowskiego…
P: A co takiego spala się w poecie?
R: Tak samo Młoda Polska, secesja sprzyjała licznym… (K: dekadenckim.)… Staff był poetą olimpijskim, wyciszonym, pełnym miary, pogodnym, ale już jego brat, Ludwik, zmarł tragicznie jako młody człowiek i wielu innych, prawda.
P: Skąd ta podatność na rozpacz? Poeta, nie wiem czy tylko tego pokolenia, ale…to tez przylega do stereotypu poety, to samo spalanie się. Niewielu jest olimpijczyków.
R: Być może wygląda to tak, że on… te teksty go pustoszą. Pustoszą go. To, co pisze pustoszy go. To wszystko tu teraz jest na papierze, środek zaczyna być coraz bardziej czczy i pusty, i się automatycznie nie napełnia, prawda i on się czasem szamoce, prawda, bo on chce być genialny poeta, wybitny, bardzo utalentowany jak Broniewski czy Gałczyński. To nie są żadne tajemnice. Prawdopodobnie próbowali rozwiązać swoje udręki, prawda. Albo w inny sposób, choć ja przypuszczam, że Witkacy nie napisał nic pod wpływem narkotyku. Jeśli chodzi o te sprawy, mam dość jasny pogląd, że wszystkie dzieła powstały nie w stanie upojenia alkoholowego, tylko w przerwach, przy pracy musi być absolutnie trzeźwy, no może być po kawie, po jednym małym kieliszku koniaku, to trochę pcha. Natomiast po używkach, po narkotykach nie zrobi się nic, po prostu nie widzi się jasno, prawda. Tak, że te legendy to są… pili czy narkotyzowali w przerwach między twórczością, kiedy tworzy jest tak zaangażowany, że nie ma w ogóle czasu ani wyobraźni żeby go cokolwiek dotykało z zewnątrz. To jest podstawowa sprawa. Bo samo pisanie jest, jak gdyby, upijaniem się tym…
P: Znaczy jest skupieniem przede wszystkim, tak?
R: Tak. No, dopuszczę was do głosu.
K: A czy poezja zmienia się z wiekiem, to znaczy czy czas odciska swoje piętno na poecie i poezji, jak to jest? Inna jest poezja młodego poety, inna jest…
R: To jest też wszystko zależne od sytuacji, w której się znajduje. Na przykład pokolenie Baczyńskiego, Gajcego, właśnie pokolenie mojego starszego brata, bo to był rocznik 1918 urodzenia, oni jak gdyby szybciej dojrzewali do śmierci. Oni jak gdyby dojrzewali i twórczo szybciej. Uważam, że to też jest pewna tajemnica i moje pokolenie, myśmy jak gdyby, można użyć tego dość banalnego, ale bardzo obrazowego wyrażenia, dojrzewali w obliczu śmierci. Powiedzmy są twórcy, poeci, którzy dojrzewają w kawiarniach artystycznych, w redakcjach, na festiwalach poetyckich, na wernisażach, a są pokolenia które dojrzewają w okopach, w partyzantce, w obozach, itd. To są… nie wiem czy krytyka jak gdyby tego problemu nie porusza, tego szybszego dojrzewania, jak gdyby było to połączone, że ten… on ma krótszą granicę życia ma wyznaczoną przez co intensywniej pracuje i to prawda… Ale to jest nie tylko, że jest wojna, że on ginie, ale mieści się to w śmierciach, powiedzmy, Słowackiego, Chopina, itd. Jak by następuje erupcja twórczości w przeczuciu, że nia ma czasu 50 lat, nie ma czasu… Staff pisze 70 lat, Goethe pisze 65… Pisze, powiedzmy, bo żyje 80 lat, itd. Jest to…
P: Ale w ten sposób się zaraża życiem? Bo pan mówi, że to nie tak, jak Wyka mówił – zarażeni śmiercią, zarażeni życiem.