Widziałam oczywiście ludzi, którzy dokonywali wyboru dla dobra drugiego człowieka. Widziałam ludzi, którzy kierowali się tego typu altruizmem, zarówno w działaniu społecznym, jak i w związkach małżeńskich czy partnerskich. Choć według mnie ten element świadomego poświęcenia zawsze jest podszyty lękiem, pozą, kłamstwem, czy potrzebą widzenia siebie w lustrze jako kogoś, kto jest wyższy niż moje instynkty i lęki. To wszystko jest zawsze kłębkiem ambiwalentnych uczuć. I chociaż, obiektywizując, można powiedzieć, że tacy ludzie są godni podziwu i szacunku, to w tych kategoriach, o których rozmawialiśmy, oni nie są dla mnie spełnieni.

Spotkałam naprawdę niewielu ludzi, którzy mają niealtruistyczną, całkowicie pełną miłość do drugiego człowieka… trudno mi nawet sobie przypomnieć. Na pewno spotkałam takich ludzi, bo inaczej nawet bym nie wiedziała, że coś takiego może istnieć. Troszkę inaczej jest na przykład z miłością do dziecka, chociaż znamy wiele wypadków, kiedy ta miłość również jest podszyta naszą własną potrzebą posiadania, przedłużenia siebie albo lęku przed końcem – potrzebą, która jest bardziej narcystyczna niż altruistyczna.
Katarzyna Janowska: Widzę, że nie wierzy pani specjalnie w człowieka. Z dużym znakiem zapytania odnosi się pani do człowieka jako takiego.
Agnieszka Holland: A pani wierzy w człowieka?
Katarzyna Janowska: No, chciałabym, w każdym razie.
Agnieszka Holland: Wierzę w człowieka, oczywiście. Jest dla mnie miarą wszechrzeczy, jestem antropocentryczna w moim widzeniu świata. Ale nie wierzę, że człowiek może być aniołem.
Piotr Mucharski: Ale jest jeszcze jedna rzecz, która nas zafrapowała, również w związku z ostatnim pani filmem. Ta rzecz nazywa się wielkim słowem: rozpacz. Rozpacz jest czymś wielkim, ale może być czymś potocznym, nasze życie codzienne może być podszyte rozpaczą. Mam poczucie, że motorem działania, poszukiwań czy buntu pani bohaterów jest raczej rozpacz niż wiara – głównie w sensie negatywnym, ale też pozytywnym. Na przykład ksiądz, który szuka: wśród wielu księży w pani ostatnim filmie wiarygodny jest ten, który nie szuka z wiary, tylko z rozpaczy, bojąc się, że stąpa po nicości, po niczym.
Agnieszka Holland: Tak, w planie egzystencjalnym boi się, że stąpa po nicości, a w planie bardziej społecznym czuje, że nie jest w stanie zaradzić, pomóc czy dać otuchy tym, którzy są wokół niego i są skrzywdzeni, poniżeni.
Myślę, że jednym z motorów jego działania jest właśnie rozpacz spowodowana tym, że świat wokół jest tak rozpaczliwie bezsensowny, że ludzie cierpią tak głupio i biednie, a on jako kapłan nie jest w stanie niczego zrobić. Zresztą to jest dość popularny wątek w filmach o księżach, ale nie tylko o nich, bo na przykład ostatni film Scorsese o kierowcy karetki pogotowia pokazuje podobną postawę.
Katarzyna Janowska: Czy ksiądz z filmu “Trzeci cud” to autentyczna postać? Czy film przedstawia prawdziwa historię?
Agnieszka Holland: Nie. Rozmawiałam z pisarzem, który napisał tę książkę: to jest kompilacja zarówno kilku prawdziwych historii, jak również kilku cudów, niezwykłych zdarzeń i śledztwa. Podobnie jak zawarł w książce kompilację kilku postaci księży, których znał. Ale sama postać i sam przebieg akcji są fikcyjne.
Piotr Mucharski: A wróćmy do tej rozpaczy. Pani dojrzewała w czasach, kiedy w filozofii dla egzystencjalistów bardzo ważne było wyrażenie – rozpacz egzystencjalna. Ja nigdy w wywiadach z panią nie przeczytałem tego słowa padającego z pani ust, tym bardziej jest dla nas zastanawiające.
Agnieszka Holland: Na ogół w wywiadach nikt mnie nie pyta o takie rzeczy jak rozpacz egzystencjalna. Na ogół rozmawiamy o tym, jaka jest sytuacja kina w świecie albo co sądzę o byciu matką i reżyserem, albo tego typu rzeczy. Ja na co dzień nie używam tej terminologii…
Piotr Mucharski: Możemy użyć dzisiaj?
Agnieszka Holland: Ależ oczywiście. Już użyliśmy.
Piotr Mucharski: To poużywajmy jeszcze. Czy to jest dla pani ważne pojęcie, czy to jest ważne doświadczenie?
Agnieszka Holland: Tak. Na pewno. Film “Całkowite zaćmienie” wyrasta bezpośrednio z tej kategorii filozoficznej. Zresztą nie jest to przypadek, bo Christopher Hampton, który napisał sztukę, a później scenariusz, jest mniej więcej moim rówieśnikiem. Miał 20 lat w 1968 roku i w tym czasie, studiując francuską poezję, prawdopodobnie zidentyfikował się niejako z Rimbaudem i wymyślił Verlaine’a. Myślę, że fascynacja Hamptona Rimbaudem, a także jego punkt widzenia na obu poetów i ich związek – były w dużym stopniu zdeterminowane właśnie filozofią egzystencjalną. Wtedy wszyscy ładowaliśmy sobie egzystencjalizmem akumulatory, był on niejako naszym narzędziem, kluczem do zrozumienia świata. Dwadzieścia pięć lat później, kiedy kręciłam „Całkowite zaćmienie” miałam wrażenie, że robię film o swojej młodości – z punktu widzenia miejsca, gdzie jestem teraz i które jest niejako rozczarowujące, jeżeli jako probierz intensywności weźmie się postać Rimbauda. Miałam takie odczucie, że w tym filmie są jakby dwie mnie: Rimbaud to ja w wieku 18 lat, kiedy wydawało mi się, że trzeba światem potrząsnąć, zburzyć go, przez doświadczenia ognia, ryzykując, że się spali; zaś obecnie jestem Verlainem, który by chciał, ale nie do końca może, boi się, chciałby pójść dalej, ale tego nie zrobi, chciałby mieć wszystko naraz: i wygodę, i szaleństwo, w sumie jest takim zrozpaczonym i żałosnym konformistą. Miałam więc wrażenie, że to jest bardzo pokoleniowy film, w którym spotykają się w spersonifikowanym konflikcie dwa bieguny naszego życia: zbuntowana młodość i filisterski wiek dojrzały.
1 comment
“Tam występuje typ chyba ulubionego pani bohatera, radykalnego buntownika – to Rimbaud. Z drugiej strony jest kobieta – reprezentująca świat, którego właściwie powinniśmy nie lubić czy nawet nie znosić: świat konwencji mieszczańskiej.”
Chodzi chyba raczej o Paula Verlaine’a.
Comments are closed.