Katarzyna Janowska: Ale film „Trzeci cud” jest ważny nie tylko z tego powodu, że pani tak bezpośrednio otwiera się na metafizykę, ale pojawia się też wątek miłości, pokazanej tu w specyficzny sposób, w każdym razie inaczej niż do tej pory. Sceny erotyczne są w tym filmie bardzo oszczędne, ale mocno nasycone taką ciepłą zmysłowością, właściwie nasycone miłością. Niemal liryczne.
Piotr Mucharski: Aczkolwiek jest to relacja niezrealizowane.
Katarzyna Janowska: Co się stało, że pani dostrzegła piękno tej strony relacji międzyludzkich?
Agnieszka Holland: Jak pan powiedział słusznie, one są niemożliwe do zrealizowania. W każdym razie się nie realizują. To taki model Romeo i Julii: miłość rzeczywiście może być czymś tak pięknym, jeżeli jest w sprzeczności z możliwością, którą świat daje. Ale może też dojrzałam do tego, nie wiem.
W tym filmie jest nie tylko ta fizyka, o której mówimy, nie tylko miłosne rzeczy, ale również otwarcie się na kategorie świętości jako możliwy element naszego życia codziennego. Spróbowałam to pokazać w „Zabić księdza”, miałam wtedy takie poczucie, że nie umiem tego sfotografować… Może to była sprawa aktora, a może to raczej była sprawa mojej nieumiejętności, że ta postać wyszła trochę papierowo.
Piotr Mucharski: Ja też miałem poczucie…
Agnieszka Holland: Mówię o księdzu.
Piotr Mucharski: Mam poczucie, że od czasów „Zabić księdza” pojawiło się w pani twórczości coś takiego jak ofiara czy też sens ofiary. Główny bohater, ksiądz, ma szansę, jak w „Ostatnim kuszeniu Chrystusa”, zrealizować się w życiu, znaleźć kobietę, którą kocha i która kocha jego, ale wybiera świętość, która zawsze jest pod wielkim znakiem zapytania – nigdy nie wiemy, co jest nad nami. Pani nie zostawia go jako przegranego, ale jako kogoś, kto wybrał coś, coś poświęcając.
Agnieszka Holland: Tak, rzeczywiście. Nie chciałam żeby był przegrany, chociaż myślę, że aktor w ostatnim ujęciu w bardzo subtelny sposób to pokazuje: świadomość utraty, pewien nostalgiczny żal za tym, jaką możliwość losu utracił.
Piotr Mucharski: Ofiara to jest bardzo niewspółczesne pojęcie. Ofiara. Rezygnacja, ale inna niż ta, o której Kasia mówiła. Rezygnacja z czegoś mniejszego na rzecz czegoś większego, czegoś zagadkowego.
Agnieszka Holland: Ja myślę, że to właściwie jest też kategoria codzienna. Często w życiu dokonujemy wyborów. Potem można analizować motywację i ich czystość. Dokonujemy różnych wyborów dla dobra kogoś innego. W relacji rodzice – dzieci jest to bardzo częste, również w relacjach partnerskich, społecznych. Oczywiście nie są to rzeczy banalne, bo nie spotyka się ich tak często, ale zdarzają się w naszej codzienności takie sytuacje, jak oddanie komuś swojego organu, nerki. Jest to ofiara. Ofiara z kawałka swojej krwi i kości. To nie jest tak, że konieczność ofiary czy możliwość ofiary nie jest wpisana w naszą kulturę.
Katarzyna Janowska: Rozmawiamy cały czas o możliwości spełnienia. Myślę, że właściwie spełnienie jest możliwe tylko wtedy, kiedy wiemy, kim jesteśmy, kiedy potrafimy sobie odpowiedzieć na to pytanie o tożsamość, które pani stawia we wszystkich filmach. Czy to, że pani bohaterowie w większości przypadków pozostają niespełnieni, jest wynikiem tego, że oni nie wiedzą, kim są?
Agnieszka Holland: Tak, na pewno. Ta dojrzałość, o której mówiliśmy, to jest według mnie odwaga konfrontowania się z samym sobą, takim, jakim się jest. Co nie oznacza, że wiemy do końca, kim jesteśmy. Na przykład film „Europa, Europa” mówi o prawdziwym człowieku, Szlomo Perel, którego losy zostały tylko lekko sfikcjonalizowane. Perel, jako jeden z niewielu mężczyzn tego pokolenia, z całkowitą jasnością i brutalnością stara się spenetrować ciemne strony swojej przeszłości i swojej psyche. Ten film ma w sobie siłę, miedzy innymi dlatego, że zainspirowała mnie uczciwość Szlome.
A znowu wracając do zagubionych mężczyzn, to myślę, że bardzo niewielu jest mężczyzn, którzy są w stanie znieść lustro, którzy są w stanie uczciwie sformułować…
Piotr Mucharski: Spojrzeć sobie w oczy.
Agnieszka Holland: Tak, spojrzeć sobie w oczy. Często rolą kobiet, w rodzinie czy w związku, jest utwierdzanie mężczyzn w dobrym samopoczuciu.
Katarzyna Janowska: Niestety.
Agnieszka Holland: Współpracując głównie z mężczyznami, obcując z nimi w różnych sytuacjach czy rolach, odczuwam bardzo silnie ich potrzebę dowartościowania. Kieruję czasami zespołem dwustu ludzi, z których większość stanowią mężczyźni, i zdaję sobie sprawę z tego, że oni nie mają siły, żeby skonfrontować się z pewnego typu stresem czy ewentualną brutalną samooceną. Żeby oni mogli w ogóle funkcjonować i dać z siebie coś najlepszego, trzeba ich utwierdzać w poczuciu, że są wspaniali. Ponieważ nie są tego pewni.
Piotr Mucharski: Słucham tego z bólem.
Agnieszka Holland: Dlaczego? Właściwie jest w tym pewien wdzięk.
Katarzyna Janowska: I nonszalancja. Czy miała pani takie momenty, że w lustrze, w swoim odbiciu zobaczyła przed sobą kobietę spełnioną?
Agnieszka Holland: Nie. Kobiety spełnionej do końca chyba nie zobaczyłam. Natomiast widzę czasami bardzo ciemne strony mojego ‘ja’ i pewne cechy, do których bym się niechętnie sama przed sobą przyznawała, nie mówiąc już o publicznej spowiedzi.
Katarzyna Janowska: Czyli nie było jeszcze tego momentu spełnienia, tak?
Agnieszka Holland: Tak. Ale nie jest tak, że nie lubię siebie. Czuję lekką irytację i rozczarowanie na temat tego, kim jestem i jak żyję, nie w sensie zewnętrznego sukcesu, ale raczej pewnej autentyczności czy wytrwałości w dążeniu do takiego życia, jakie mi się wydaje warte.
Piotr Mucharski: Bycia tożsamym.
Agnieszka Holland: Mówimy filozoficznie, a potem to się przekłada na jakieś bardzo konkretne rzeczy. Główną reakcją jest ucieczka – od wolności, odpowiedzialności, od siebie, nawet od radości. To nie jest tak, że ja nie uciekam. Chciałabym nie uciekać, ale uciekam.
Katarzyna Janowska: Kiedyś pani bardzo ładnie powiedziała, że spełnione czasy to były lata 60. Naszym czasom jest przypisane niespełnienie. Czy rzeczywiście tak pani uważa?
Agnieszka Holland: Nie, nie wydaje mi się żeby lata 60. były spełnione, natomiast stworzyły ogromne nadzieje. Stworzyły szansę na spełnienie, która okazała się zresztą iluzoryczna. W każdym razie, w wymiarze naszego doświadczenia.
Piotr Mucharski: Wspomnieliśmy lata 60., lata pani młodości, dojrzewania, fascynacji, lata fermentu, również w kinie. Coś dziwnego stało się z kinem. Wszyscy mają swoją własną odpowiedź – co zwalają na amerykanizację, telewizję, ‘hoolywoodyzm’ i różne inne choroby. Ale jak to jest z pani punktu widzenia? Pani tkwi w samym środku tego świata.
Agnieszka Holland: Mnie się zdaje, że kino poprzez sposób, w jaki jest uzależnione od odbioru społecznego i od finansów, odbija bezpośrednio stan społeczeństw, stan świata. Myślę, że jeżeli kino jest dzisiaj nudne, filisterskie…
1 comment
“Tam występuje typ chyba ulubionego pani bohatera, radykalnego buntownika – to Rimbaud. Z drugiej strony jest kobieta – reprezentująca świat, którego właściwie powinniśmy nie lubić czy nawet nie znosić: świat konwencji mieszczańskiej.”
Chodzi chyba raczej o Paula Verlaine’a.
Comments are closed.